piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział VII - Powrót

Miłość, która zawisła raz na ścianie
Kiedyś coś znaczyła
Ale teraz nie znaczy nic
Echa rozeszły się
Lecz wciąż pamiętam ten grudniowy ból

Och, nie masz już nic, co mógłbyś powiedzieć
Przykro mi, już za późno

Uwalniam się od tych wspomnień
Muszę odpuścić, po prostu odpuścić
Powiedziałam 'żegnaj', podpaliłam to wszystko
Muszę odpuścić, po prostu odpuścić


Avril Lavigne feat Chad Kroeger - Let me go

Razem z Willow stałyśmy przed drzwiami do mieszkania Wally’ego. Musiałyśmy być gotowe do biegania, zważywszy na jego umiejętności.

-Tylko pamiętaj Willow, nie chcemy go zabić.

-Zabierasz mi całą frajdę – dziewczyna westchnęła – Skąd tak w ogóle West ma mieć numer do Nightwinga?

-Bo się znają.

-Wiem, że bohaterowie trzymają się razem, ale…

-Oni się znają!

-Nie żartuj – prychnęła – Chcesz mi powiedzieć, że wiesz kim jest Nightwiing? – nic nie odpowiedziałam, a dokładnie w tym momencie drzwi do mieszkania otworzyły się. Otworzył je chłopak średniego wzrostu, o rudych włosach, zielonych oczach i piegach. Gdy nas zauważył zdziwił się, ale już po chwili spoważniał. Ruchem ręki zaprosił nas do środka. Weszłyśmy, a Willow usiadła wygodnie na kanapie. Ja stałam, w razie gdyby Wally miał uciekać. Pokój był pomalowany na żółto. Meble były tego samego, ciemnobrązowego koloru.

-Więc, czego chcecie? – zapytał lekko poddenerwowany

-Niczego specjalnego. Jedynie numer do naszego nocnego skrzydełka. 

-Czego od niego chcesz?

-Umówić się na randkę, wiesz?! – odpowiedziała najwyraźniej znudzona powagą sytuacji Willow.

-Nie chcemy go skrzywdzić, tylko porozmawiać – chłopak zaśmiał się.

-Gdybyś nie była taka głupia i nie bratała się z Ligą, to nie musiałabyś prosić mnie o numer.

-Daruj sobie te gadki Wally. Dasz mi ten numer czy nie? – West podszedł do stołu i podniósł z niego komórkę. Wybrał numer Richarda i podał mi telefon – Dziękuję – Dick odezwał się po kilku sygnałach.

-Halo?

-Cześć Nightwing.

-Angel?! Skąd masz ten numer?!

-Od naszego przyjaciela, Wally’ego.

-Jeżeli coś mu zrobiłaś to…

-Nie martw się. Nie tknęłam go – Dick chyba odetchnął – Mam do ciebie prośbę.

-Nie żartuj sobie.

-Nie żartuję. Potrzebuję twojej pomocy w znalezieniu Slade’a.

-Skąd pomysł, że ci pomogę? Nie powiem ci gdzie on jest, żebyś mogła go zabić.

-A jeśli obiecam ci, że go nie zabiję? – Willow spojrzała na mnie ze zdziwieniem, ale odwróciłam od niej wzrok.

-Nie wieżę ci. Nie zrezygnowałabyś ot tak z zemsty.

-Więc pomóż mi. Złapiemy go razem i oddamy policji – Richard przez chwilę milczał.

-Spotkajmy się w Gotham. Tylko bez numerów.

-To na razie – Dick rozłączył się, a ja rzuciłam telefon Wally’emu – Masz.

-Załatwiłaś swoje, a teraz spadajcie stąd – West w jednej sekundzie znalazł się przy drzwiach.  

-Robisz się wolniejszy mały – uśmiechnęłam się wrednie i razem z Willow wyszłyśmy.

-Myślałam, że mamy umowę.

-W umowie nic się nie zmieniło. Zabijam Deathstroke’a, a ty zgarniasz nagrodę. 

-Pan nocne skrzydło ci nie przeszkodzi?

-On nie jest problemem.

-Chyba cię nie doceniałam. Jesteś jednak kłamliwą zdzirą.

-Nie da się zaprzeczyć.

***

Wieczorem byłyśmy w Gotham. Miałam nadzieję, że Dick sam mnie znajdzie, bo nie miałam pomysłu gdzie go szukać. Postanowiłam, że zaczekamy na niego na budynku, gdzie niegdyś ścigaliśmy się. Nie musiałyśmy długo czekać, bo po kilku minutach na dach wskoczył Richard w swoim nowym stroju.

-Ciacho, ciacho – powiedziała po cichu Will, ale i tak oboje ją słyszeliśmy – Ciasteczko by się zjadło.

-Więc, gdzie on jest – zapytałam, ratując Willow z tej niezręcznej sytuacji. 

-Stary magazyn samochodów. Jest pełny zepsutych antyków i pomagierów Slade’a. Nie będzie łatwo tam się dostać. Slade obstawił ludzi przy każdym wejściu i każdym pokoju. Sam siedzi w biurze razem z trzydziestoma wojownikami – zerknęłam na Willow, która nie spuszczała wzroku od Dicka. Nie wiem, czy robiła to specjalnie, czy on się jej spodobał.

-W takim razie będzie nam potrzebne wsparcie.

-Taa, zwłaszcza, że to porąbane rodzeństwo pewnie też już wie, gdzie zaszył się Slade.

-Kto?

-Nikt taki – powiedziałyśmy jednocześnie, a Dick westchnął i odszedł od nas

–Dokąd idziesz? – zapytałam

-Zadzwonić po wsparcie. Tobie radzę to samo – Richard ma rację. To walka na najwyższą skalę. Zakończymy to teraz, albo już do końca życia będziemy się w to bawić. Spojrzałam zachęcająco na Willow.

-Na mnie nie patrz. Ja nie mam żadnego wsparcia – Trudno się mówi. Will nie ma znajomych, ale ja mam dwie dobre zabójczynie. Pytanie tylko jak je wezwać.

Po kilku minutach przemyśleń wpadłam na pomysł. Założę się, że Batman dałby radę wysłać wiadomość do Jump City, do Inferno. Niestety nie wiem, gdzie jest Kosogłos. Może ona sama do mnie trafi.

Po chwili wrócił do nas Dick. Był…szczęśliwy? Uśmiechał się i wyglądał na zadowolonego.

-Z czego się tak cieszysz? – zapytałam trochę zirytowana jego poczuciem humoru.

-Będziemy mieć duże wsparcie.

-Fajnie, ale będziemy mieć jeszcze większe jeżeli nadasz ode mnie wiadomość z jaskini Batmana.

-Czemu sama jej nie nadasz? Jeżeli dobrze słyszałem to już raz się tam włamałaś.

-Ah, daj spokój! To było tylko raz – Dick westchnął.

-Do kogo?

-W Jump City jest moja przyjaciółka, Inferno. Mieszka w opuszczonej fabryce porcelany.

-Wiem gdzie to jest.

-Poproś ją o pomoc. Na pewno przyjedzie.

-Zgoda – Dick pobiegł w stronę posiadłości Wayne’a i już po chwili straciłam go z oczu.

-Mamy zamiar tu tak siedzieć i nic nie robić?! Nie masz jakiejś kryjówki, czy coś?

-Tak się składa, że mam.

-Więc, na co czekamy?

Obie zeszłyśmy z dachu i wsiadłyśmy na motocykle. Ja prowadziłam. Dobrze wiedziałam gdzie możemy się zatrzymać. Po kilku minutach drogi byłyśmy na miejscu. Dom praktycznie się nie zmienił. Choć minęło pięć lat, nadal było widać jego jasne barwy. Niektóre okna były potrzaskane, pewnie przez miejscowych rabusiów. Sądzę, że powynosili z domu co najcenniejsze i sprzedali, ale to już nie jest ważne. Teraz potrzebuję tylko miejsca, w którym możemy poczekać ma Richarda.

Drzwi były zamknięte, więc otworzyłam je z wykopu. W środku dom nie był już tak piękny. Wszystko było ukurzone i  zniszczone. Większość obrazów i rzeźb zniknęła. Usiadłam na kanapie i odpoczywałam. Willow po chwili się do mnie przyłączyła.

-Co to za rudera?

-To mój dom, tylko że od pięciu lat nikt tu nie mieszka.

-Twój dom? Widzę, że w dzieciństwie miałaś problemy finansowe – ta dziewczyna była niemożliwa. W każdej chwili potrafiła z czegoś zażartować, zmniejszyć napięcie. W tej chwili mi to jednak nie pomogło. Kilka razy tu wracałam po śmierci rodziców i wyjeździe z Gotham i zawsze starałam się zachować powagę. Próbowałam pokazać mój szacunek wobec tego miejsca. W końcu wiązało się z nim tyle wspomnień. 

Po jakiejś godzinie przyjechał Dick.

-Jak nas znalazłeś? – zapytałam

-Miałem przeczucia, że tu będziecie – uśmiechnęliśmy się do siebie – Wiadomość wysłana. Inferno powinna przyjechać za jakąś godzinę.

-A twoje wsparcie?

-Powinni zaraz tu być – przez chwilę nic nie mówiliśmy. Przerażała mnie ta niezręczna cisza.

 -Dobra! – krzyknęła Willow – To mnie dobija. Obgadajcie sobie swoje sprawy i dajcie znać jak skończycie – dziewczyna wyszła z pokoju i zostałam sam na sam z Richardem.

-To…odpuszczasz z zemstą?

-Tak. Pomyślałam, że ona nic mi nie da. Nie wskrzeszę rodziców przelewając więcej krwi – Dick podszedł do mnie i spojrzał prosto w oczy.

-Nie wierzę ci. Przez pięć lat bratałaś się z Ligą Zabójców. Chciałaś żeby wyszkolili cię na zabójcę, tylko po to żeby zabić jednego człowieka, a teraz odpuszczasz? – nie bardzo wiedziałam co powiedzieć. Znałam Richarda już tyle lat i przez to on wiedział kiedy kłamię.

-Skoro wiedziałeś, że kłamię, to po co mi pomogłeś? Po co zadzwoniłeś po wsparcie?

-Bo miałem nadzieję, że odwiodę cię od tego pomysłu.

-Starasz się już to zrobić od pięciu lat i ciągle stoisz w miejscu. Może już czas, żebyś sobie darował? – Dick nie powiedział ani słowa. Trochę dziwnie się czułam, bo to on od dawna mówi mi, żebym odpuściła.

-Wiesz co nas łączy?

-Czarne włosy? – Richard zaśmiał się.

-Nie. To, że nigdy nie dajemy za wygraną.

-Chyba masz rację.  

-Więc mam dla ciebie propozycję.

-Słucham – powiedziałam kładąc przy tym ręce na biodra.

-Złapiemy Deathstroke’a, zamkniemy go w jakimś więzieniu na odludziu i razem pójdziemy do Ra's al Ghula prosić go, by cię wypuścił.

-To nie jest takie proste Dick. Ras chce śmierci Slade’a. Nawet jeśli ja go nie zabiję, zrobi to ktoś inny.

-Nie, jeżeli złapiemy go pierwsi – już miałam zacząć tłumaczyć Richardowi cały proces odejścia z Ligi, kiedy drzwi wejściowe otworzyły się, a do środka weszły cztery osoby. Przez moment nie bardzo mogłam uwierzyć w to co widzę. Po chwili jednak doszłam do siebie i przywitałam się z drużyną. Miło widzieć Tytanów w komplecie.