wtorek, 22 lipca 2014

Rozdział IX - Jaskinia Batmana

Nie myślę o raju. Miłości nie ma dziś. Nie oczekuję czarów. Po prostu daj mi żyć.

-Witaj w jaskini Batmana – powiedział uśmiechnięty Dick. Prawie nie mogłam uwierzyć w jego słowa. A jednak ta jaskinia była niesamowita, niecodzienna.

-Dick, czy ty mnie przypadkiem nie robisz w konia.

-Nie – odezwał się ktoś za moimi plecami. Kiedy się odwróciłam, zobaczyłam wysokiego, umięśnionego mężczyznę o czarnych włosach i niebieskich oczach. Był to Bruce Wayne. Jego poważna mina była lekko przerażająca.

-Dlaczego mnie tu sprowadziliście? Dlaczego akurat teraz?

-Planowaliśmy zrobić to wcześniej, ale wtedy…

-Sprawy się skomplikowały – dokończył Dick – Jesteś super żołnierzem, lecz jesteś w poważnym niebezpieczeństwie.

-Nie rozumiem. Rose Wilson zabiła moich rodziców. Zemsta Slade’a się dopełniła.

-Nie do końca. Slade chce się zemścić także na tobie.

-A co ja mu takiego zrobiłam?! Nie chciałam zostać…

-Jego to nie obchodzi! – wykrzyknął lekko zdenerwowany Bruce – On jest psychopatą. Jedyne czego pragnie to zabić wszystkich i wszystko co stanie mu na drodze do zwycięstwa. Jeśli chcesz przeżyć musisz  nauczyć się bronić.

-Umiem się bronić.

Nie minęła sekunda, a Bruce spróbował uderzyć mnie pięścią w twarz. Zrobiłam szybki unik, ale mężczyzna od razu kopnął mnie w brzuch, a potem pięścią prosto w nos. Upadłam na ziemie i złapałam za ociekający krwią nos.

-Musiałeś Bruce?! – zapytał zdenerwowany Dick.

-Musiałem. Ona musi zrozumieć, że Wilson to nie przelewki – Wayne podszedł do mnie i wyciągnął rękę w moim kierunku. Niechętnie złapałam ją, ale nim zdążyłam porządnie stanąć na nogi Bruce przerzucił mnie przez plecy, a ja znów upadłam.

-Muszę przyznać, – wydusiłam – niezły jesteś – Powoli podniosłam się z ziemi. Z mojego nosa nadal ciekła krew. Do tego doszedł jeszcze ból pleców – Czy jest na sali jakiś lekarz? – niespodziewanie zza rogu wyszedł Pennyworth. W rękach trzymał tacę, a na niej leżały bandaże i opatrunki – Ty chyba zaplanowałeś to wszystko, co?

Bruce nic nie odpowiedział. Alfred opatrzył mój nos i zaparzył herbaty. Richard cały czas nie spuszczał mnie z oczu. Jezu! Jestem tu przecież bezpieczna. Nie musi mnie chronić.

-To kim w sumie jest Slade Wilson?

-To płatny zabójca. Kiedy przestał pracować dla twoich rodziców, stał się wojownikiem Ligii Zabójców.

-Czego?

-Liga Zabójców, to taki klan assasynów. Dowodzi nim Ras’ al. Ghul, który żyje już kilkaset lat dzięki Jamom Łazarza, które mają moc leczenia.

-Wilson trenował u ligi przez dłuższy czas, – kontynuował Bruce – ale później z niewiadomych nam przyczyn odszedł. Stał się zabójcom znanym jako Deathstroke. Potem Wilson dowiedział się, że ma córkę. Zaczął ją trenować, żeby wyrosła na zabójczynie, tak jak on.

-Deathstroke jest niebezpieczny. Musisz zacząć trenować. Będę ci pomagał. Razem z Brucem będziemy sprawdzać twój dom. Będziesz bezpieczna.

-To bardzo miłe z waszej strony, ale naprawdę sama sobie poradzę.

-Nie zrozumiałaś – powiedział Bruce – to jest pytanie. Musisz być ochraniana. Inaczej zginiesz.

-Dobra, słuchajcie. Nie będę się z wami kłócić. Chcecie bezczynnie siedzieć pod moim domem, proszę bardzo. Ale jak ciotka was zobaczy to…

-Co jest Angel?

-Ciotka! Jest już grubo po północy. Ona mnie chyba zabije. Szybko Dick! Musisz  mnie natychmiast odwieźć.

-Jasne. Wsiadaj na motor.

***

Tym razem Dick odwiózł mnie w niecałe pięć minut. Po cichu weszłam do domu, uważając by nie obudzić ciotki. Kiedy zamknęłam drzwi wejściowe światło się oświeciło. Na kanapie siedziała ciocia Isabel. Nie miała zbyt zadowolonej miny.

-Gdzie ty byłaś?!

-Na przejażdżce. Nie zabraniałaś mi wychodzić jeśli dobrze pamiętam.

-Żartujesz sobie?! Jest już wpół do drugiej!

-No i co z tego?!

-Nie tym tonem szczeniaku! Może twoi rodzice byli dla ciebie wyrozumiali i pozwalali ci na wszystko, ale wiedz, że ja taka nie jestem. Każdy twój postępek będzie miał konsekwencje.

-Nie wystraszysz mnie jakimiś karami.

-To nie będzie kara. Wyjeżdżamy z Gotham.

-Co?! Nie możemy! To mój dom!

-To zwykłe miasto. Wrócimy do mojego domu w Star City. Tam nauczę cię dyscypliny. A teraz marsz do pokoju.

Biegiem wleciałam po schodach i weszłam do mojego pokoju. Szybko zamknęłam drzwi i zaczęłam płakać. Zmęczona upadłam na podłogę. Poddaje się. Nie wytrzymam z tą kobietą. Jak ona może?! Gotham City to mój dom. Tutaj mieszkają wszyscy moi przyjaciele. Tutaj mieszka Dick! Nie mogę go znowu stracić!

niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział VIII - Wspomnienia


Są chwile, które nigdy nie wrócą, ale w pamięci, będą trwać wiecznie…

Minął tydzień od śmierci rodziców. Ich pogrzeb odbył się cztery dni temu. Byli na nim wszyscy moi znajomi. Był oczywiście Dick z Brucem, Tessa, Emily i Jake. Były nawet Sara Lily i Emma. Jedyną osobą z mojej rodziny była moja ciocia Isabel, siostra mamy. Ciocia Isabel nie była zbyt dobrą siostrą. Z tego co wiem zawsze dokuczała mamie i podbierała jej chłopaków. Zawsze jednak była jej siostrą. Teraz to ona ma stać się moją prawną opiekunką. Właśnie dziś wprowadza się do naszego domu. Jedyna rzecz jaka mnie cieszy to to, że nie muszę się nigdzie przeprowadzać. Nie zniosłabym kolejnej rozłąki z Dickiem.

Siedziałam w salonie kiedy kilkoro mężczyzn wnosiło rzeczy cioci. Zajęło im to dobre poł godziny, choć były to same ubrania i kosmetyki. Kiedy wszystko było już na swoim miejscu do domu weszła ciocia. Była bardzo wysoką i szczupłą osobą. Miała długie brązowe włosy i oczy. Była ubrana w czarną sukienkę do kolan z odkrytymi plecami i czarne szpilki. Ciocia Isabel weszła do salonu i obejrzała mnie od góry do dołu.

-Cała matka – powiedziała z  pogardą – Mam nadzieję, że chociaż charakter masz ojca – chyba rozumiem czemu mama jej nie lubiła. Nie odezwałam się do ciotki. Dalej siedziałam nieruchomo na kanapie – Może wypadałoby mnie przywitać?

-Cześć.

-Widzę, że rodzice nie nauczyli cię dobrych manier. Będę musiała o zrobić za nich.

-Nauczyli mnie jak radzić sobie z wrednymi i aroganckimi ludźmi.

-Jeszcze jedno słowo, a przysięgam, że przez miesiąc nie opuścisz tego domu.

-Ale się boję – wstałam z kanapy i poszłam w stronę pokoju. Nie zdążyłam nawet dojść do schodów, gdy poczułam jak ktoś łapie mnie za nadgarstek. Była to oczywiście ciocia Isabel. Jej długie paznokcie wbijały się w moją skórę. Ciotka była dość silna. Nadgarstek zaczął mnie boleć, ale nie dałam tego po sobie poznać.

-Nie jestem taka jak twoja matka. Jeśli będziesz się wymykać, obrażać mnie albo nie wykonywać moich poleceń, gorzko tego pożałujesz.

Wreszcie wyrwałam się z uścisku ciotki. Od razu pobiegłam na górę i rzuciłam się na łóżko. Zaczęłam płakać. Czy tak ma wyglądać moje życie? Cały czas mam słuchać tej wiedźmy? Nie! Nie pozwolę na to. Muszę się gdzieś wyrwać. Sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam do Dicka.

-Halo? – odezwał się głos w telefonie.

-Cześć Dick, tu Angel.

-Hej Angel. Jak się trzymasz?

-Jest ok.  Powoli przyzwyczajam się do bycia sierotą.

-Nie mów tak. Masz jeszcze swoją ciocię.

-Masz na myśli tę ciotkę wiedźmę? Ty jesteś dla mnie bliższą rodziną niż ona.

-Jest aż taka zła?

-Gorsza.

-Słuchaj, może gdzieś wyskoczymy?

-Czemu nie. Zrobię wszystko żeby uwolnić się od tej jędzy.

-Dobra. Przyjadę po ciebie za pięć minut.

-To na razie.

-Nara.

Dick rozłączył się. Bardzo się cieszyłam, że w końcu gdzieś pojadę. Muszę odpocząć od tych wszystkich problemów. Przebiorę się. Znając Dicka, to na pewno pojedziemy gdzieś daleko. Muszę więc mieć jakiś wygodniejszy strój. Zajrzałam do szafy. Nie zastanawiając się zbytnio wyciągnęłam szare jeansy, fioletową bluzkę na ramiączkach i czarną ramonezkę – moje ulubione ubrania. Założyłam wszystkie ciuchy i moje czarne motocyklówki. Po chwili usłyszałam dźwięk nadjeżdżającego motocyklu. Wyjrzałam przez okno.  Stał tam Richard. Był ubrany w czarne spodnie , skórzaną kurtkę i glany. Obok niego stał czerwony motocykl. Nie potrafiłam rozpoznać tego modelu, ani nawet marki.

Wolałam nie ryzykować przyłapania przez Isabel. Mój pokój nie był aż tak wysoko więc postanowiłam, że wyjdę przez okno. Otworzyłam je na oścież i skoczyłam na dach. Dick przyglądał mi się z wielką uwagą. Ostrożnie skoczyłam na trawę.

-Ładne zejście – pochwalił mnie Richard.

-Dzięki. To gdzie jedziemy?

-Wiesz, wczoraj do miasta przyjechał cyrk więc pomyślałem sobie, czemu nie?

-Bardzo chętnie. Ostatni raz byłam w cyrku… - kiedy zginęli rodzice Dicka.

-Tak, ja też.

-Nie jest ci ciężko? Przebywać w miejscu, które wiąże ze sobą tyle wspomnień?

-Zawsze jest ciężko. Jednak ja staram się kojarzyć te miejsca tylko z tymi najlepszymi wspomnieniami.

Najlepszymi wspomnieniami. To bardzo mądre. Do tej pory pamiętam moją pierwszą wizytę w cyrku. Było lato. Choć miałam tylko sześć lat, uciekłam z domu po kłótni z rodzicami. Do Gotham przyjechał wtedy cyrk, więc postanowiłam wybrać się na pokaz. Było jeszcze za wcześnie, ale ja nie miałam ochoty czekać. Po kryjomu wślizgnęłam się do namiotu cyrkowego. Znalazłam się na scenie. Byłam w miejscu gdzie za kilka godzin wystąpią ludzie z wielkimi talentami. Czułam się wyjątkowa. Niespodziewanie do namiotu wszedł chłopak, najprawdopodobniej w moim wieku. Miał krótkie, czarne włosy i niebieskie oczy. Gdy zobaczył mnie na scenie, był zdziwiony. Po chwili jednak zdziwienie znikło, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Chłopak nie miał wtedy zębów jedynek u góry i wyglądał bardzo śmiesznie. W jednym momencie zaczęłam śmiać się na cały głos.

-Co cię tak śmieszy?! – zapytał lekko zdenerwowany

-Twoje zęby! – wydusiłam nadal się śmiejąc

-Bardzo śmieszne hieno – mina mi spoważniała. Mogłam znieść wiele, ale nie przezwiska.

-Jak ty mnie nazwałeś?!

-Hiena, hiena!

-Ja ci dam hienę mały skunksie! - zaczęłam gonić chłopaka. Był dość szybki, ale nie tak szybki jak ja. Kiedy go dogoniłam, skoczyłam na niego. Oboje leżeliśmy na ziemi, tylko że ja leżałam na nim – I co teraz powiesz żartownisiu?

-Tylko jedno. Spadaj! - chłopak złapał mnie za włosy i zmusił do zejścia z niego. Kiedy wreszcie uwolnił się ode mnie, kopnął mnie w brzuch i wyrzucił w górę. Ja na szczęście nie straciłam głowy. Zrobiłam fikołka w powietrzu i wylądowałam na rękach, a potem znów stanęłam na nogi.

-Wiesz, że dziewczyn się nie bije!

-Dziewczyn może i nie, ale hieny mogę – zrobiłam wściekłą minę – Dobra już dobra. Rozejm? – chłopak wyciągnął dłoń w moją stronę, a ja niechętnie uścisnęłam ją – Jestem Dick Grayson.

-A ja Angel Ross.

***

Czas spędzony z Dickiem w cyrku był naprawdę świetny. Dobrze było wreszcie odetchnąć i przestać myśleć o śmierci rodziców. Było już dość późno, ale Richard chciał mnie zabrać w jeszcze jedno miejsce. Tym razem nie powiedział gdzie.

Jechaliśmy już jakieś dziesięć minut. Robiło się to już trochę nudne. Do tego miałam wrażenie, że jeździmy w kółko. Wreszcie nie wytrzymałam. Musiałam zapytać się Dicka gdzie jedziemy.

-Powiesz mi wreszcie dokąd mnie zabierasz i czemu jeździmy w kółko?

-Muszę się upewnić, że nikt nas nie śledzi.

-Po co ktoś miałby nas śledzić?

-Jest kilka powodów…

-Podaj choć jeden!

-Choćby dlatego, że jesteś super żołnierzem i ściga cię Slade Wilson.

-Skąd ty to wiesz? 

-Później ci wszystko wyjaśnię. Zaraz będziemy na miejscu – po chwili wjechaliśmy w wąską ulicę ze ślepym zaułkiem. Pomimo braku żadnego wyjścia, Dick nadal nie zwalniał.

-Ściana Dick.

-Wiem.

-Ściana!

-Wiem!

W ostatnim momencie ściana uniosła się w górę, a my wjechaliśmy w jakiś tunel. Rozglądałam się i próbowałam jakoś rozgryźć gdzie jesteśmy. Chwilę później wjechaliśmy do wielkiej jaskini. Cała jaskinia była oświetlona. Znajdowało się w niej wiele sprzętu do ćwiczeń, komputerów, miejsc na motory. Moją uwagę szczególnie przykuła wielka moneta, sztuczny Dinosaur i karta Joker. Dick zatrzymał się i zszedł z motoru.

-Gdzie my jesteśmy Dick?
-Po części w moim domu. Witaj w jaskini Batmana.

czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział VII - Zdrada


Naj­gorsi wro­gowie to ci dwu­lico­wi przyjaciele...nig­dy nie wiesz po czy­jej są stro­nie, czy można ich pro­sić o po­moc, cze­go się można po nich spodziewać i kiedy zos­ta­niesz zaatakowany...

Siedziałam na łóżku szpitalnym. Choć po naszej bójce z nieznajomym nic mi się nie stało to lekarze i tak postanowili mnie obejrzeć. Wcale nie miałam ochoty tu siedzieć. Chciałam iść do Rose i Dicka aby sprawdzić co z nimi, ale nikt nie pozwalał mi wychodzić.

 Niespodziewanie do pokoju weszli moi rodzice. Oboje przytulili mnie mocno i usiedli obok mnie na łóżku.

-Jak dobrze, że nic ci się nie stało – powiedziała drżącym głosem mama

-Czemu nie zaczekałaś na ochroniarza?

-Spóźniał się i to długo.

-I tak powinnaś poczekać – pokazałam tacie język, a ten chyba się uśmiechnął – Najważniejsze, że wszyscy są cali. Lekarze cię zbadają i za jakąś godzinę będziemy w domu – Mama pocałowała mnie w głowę. Rodzice wstali z łóżka i zaczęli kierować się w stronę drzwi. Nie mogłam już wytrzymać. Musiałam ich spytać co przede mną ukrywają.

-Tato!

-Tak?

-Muszę cię o coś zapytać.

-Coś się stało?

-Ten mężczyzna, który nas zaatakował, myślę że to on grozi naszej rodzinie. Wiem też, że jesteście wplątani w coś niebezpiecznego i że ukrywacie wiele przed policją – rodzice spojrzeli na siebie i z powrotem usiedli na łóżku

-Masz rację Angel – zaczął tata – ukrywamy przed tobą i przed policją wiele, ale to dlatego, że chcemy cię ochronić.

-Myślę jednak – dodała mama – że jesteś już wystarczająco duża aby znać prawdę.

-Otóż osiemnaście lat temu pewna grupa naukowców i biznesmenów postanowiłam stworzyć idealnego żołnierza. W skład tej grupy wchodziliśmy my, Bruce Wayne, Samuel Stick, Marta Bricks, Sara Galloway i Kirk Langdtrom. Byliśmy przekonani, że taki żołnierz zapewni nam umowę z wojskiem i wiele pieniędzy do końca życia. Stworzyliśmy więc laboratorium, zebraliśmy ochotników i rozpoczęliśmy badania. Przez dłuższy czas nie osiągaliśmy efektów. Nie pomogło nam też to, że Wayne zrezygnował, bo uznał to za zbyt niebezpieczne. W końcu jednak udało nam się. Stworzyliśmy serum, które czyniło człowieka super żołnierzem. Niestety wkrótce się przekonaliśmy na jak cienkim stoimy lodzie. Nasz obiekt testowy owszem był silny, miał wyostrzone zmysły, ale pojawiły się efekty uboczne. Agresja, napady szału nie do opanowania, a nawet lekka psychoza. Nasz żołnierz był nie do opanowania. Wtedy zrozumieliśmy, że serum należy podać już w pierwszych chwilach życia.

-Chcieliście podać je noworodkowi?!

-I podaliśmy – powiedziała ze wstydem mama – Był to nasz największy błąd.

-Nigdy nie powinniśmy się posuwać do czegoś takiego. Dziecko, któremu podaliśmy serum nie doznało żadnych efektów ubocznych, ale za to nasz poprzedni obiekt testów…

-Uznał, że go zdradziliśmy – dokończyła mama – Powiedział, że chcemy go zastąpić i że kiedy nie będzie nam już potrzebny zabijemy go.

-Co w ogóle jest prawie nie możliwe.

-Teraz ten człowiek chce się zemścić – przez chwilę nic nie mówiliśmy. Nie mogłam uwierzyć, że rodzice zrobili coś tak okropnego. Nadal jednak nurtowały mnie dwa najważniejsze pytania.

-Podaliście serum dziecku. Kim ono jest? – rodzice nic nie odpowiedzieli. Tata spuścił głowę, a mama była już bliska płaczu – Kto?! Kto dostał serum?!

-Ty! – wykrzyknął wreszcie tata, a ja znieruchomiałam – Akurat wtedy twoja mama była w ósmym miesiącu ciąży. Postanowiliśmy poczekać ten jeden miesiąc i wstrzyknąć ci serum.

-Jak mogliście?! Jestem waszą córką, a nie obiektem testowym?!

-Wiemy. Nie wiem czemu, ale wtedy uważaliśmy to za najlepsze rozwiązanie.

-I co? Jakoś nie mam żadnej super siły.

-Jeszcze nie. Masz wyostrzone zmysły, jesteś nad wyraz giętka i raczej nie masz problemów z wysiłkiem fizycznym. To dopiero początek. Później twoje zdolności będą coraz większe.

-No dobrze, jestem super żołnierzem. Mam jeszcze jedno pytanie. Kto chce nas zabić.

-Ten mężczyzna nazywa się Slade Wilson i… – dokładnie w tym momencie ktoś zamknął drzwi. Rodzice próbowali je otworzyć, ale na próżno. Wtedy przez otwór wentylacyjny do pokoju zaczął wpływać jakiś gaz. Zaczęliśmy się nim krztusić. Wtedy w głośniku usłyszałam znajomy głos.

-I jest moim ojcem – powiedziała Rose – On chce waszej śmieci, a ja mu w tym pomogę.

-Jak możesz Rose?! Przecież jesteśmy przyjaciółkami!

-Nie! Nie jesteśmy! To wszystko było tylko na pokaz. Miałaś mnie polubić, uznać że jesteśmy podobne. Złapałaś moją przynętę, a teraz ty i twoi rodzice zginiecie przez to. 

Rose już nic nie powiedziała. Już prawie nie mogliśmy oddychać. Tata próbował wyważyć drzwi, ale na próżno. Okien też nie dało się zbić. Stąd nie było ucieczki. Wtedy mama podeszła do mnie i założyła mi maskę tlenową.

-Oddychaj – powiedziała ciężkim głosem – Masz przeżyć, rozumiesz?

-Mamo! Nie mogę…

-Musisz dać sobie radę! Kocham cię. Wiem, że jesteś silna.

-Mamo nie!

Mama powoli zamykała oczy. Tata leżał już nieprzytomny. Łzy wypływały z moich oczu. Krzyczałam i wołałam o pomoc, ale nikt nam nie otwierał. Widziałam jak rodzice po raz ostatni wdychają zatrute powietrze.

W końcu ktoś otworzył drzwi i wyprowadził mnie z pokoju. Gaz został odciągnięty, a lekarze próbowali uratować rodziców. Niestety było już za późno. Zginęli. Umarli, żebym ja mogła żyć. Żyję tylko dzięki poświęceniu mojej matki.

***

Siedziałam na komisariacie i próbowałam poskładać jakoś wszystkie fakty. Moi rodzice nie żyją przez Slade’a i Rose Wilson. Mam zamiar się zemścić. Sprawię aby oni cierpieli tak jak ja. Nie będę miała litości. Nie będę miała wyrzutów. Zabiję ich z zimną krwią i nikt mnie nie powstrzyma. Nikt.