niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział XI - Grzech


To, co można stracić w jednej chwili…buduje się najdłużej

Czułam się jak w niebie. Kiedy jego usta dotknęły moich poczułam tysiące motyli latających w moim brzuchu. Nie byłam pewna jak długo się całowaliśmy. Dla mnie, czas stał w miejscu. Mogłabym pozostać w tej pozycji do końca swoich dni.

-Richardzie – niespodziewanie pocałunek przerwał głos jakiejś dziewczyny.

Szybko odwróciliśmy się i ujrzeliśmy stojącą za naszymi plecami Kori. Jej zielone oczy szkliły się. Była bardzo bliska płaczu. Dick nic nie mówiąc wstał i podszedł z dziewczyną do windy. Kiedy znaleźli się już poza zasięgiem wzroku, znów odwróciłam się i posunęłam bliżej krawędzi wieży. Przy Richardzie byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, lecz kiedy on odchodził stawałam się nieobecna. Wpatrywałam się w jeden punkt daleko w mieście. Był to czubek jakiegoś wieżowca. Zastanawiałam się co zrobić żeby zostać w Gotham City. Może powinnam uciec? Może Emma mnie ukryje? Sama nie wiem. Nigdy nie byłam dobra w ucieczkach. Robiłam to wiele razy, kiedy rodzice czymś mnie rozgniewali, ale zawsze znajdowała mnie policja.

-Nie siedzisz za blisko krańca? – odezwał się ktoś zza moich pleców. Gwałtownie się odwróciłam i ujrzałam Raven. Nawet nie słyszałam jak podchodziła.

-Dobrze mi tu – Dziewczyna usiadła obok mnie i zaczęła wpatrywać się w jakiś punkt w oddali -  Na co patrzysz? – Raven się nie odezwała – Raven?

-Nie powinnaś szukać zemsty. Każdy, kto kieruje się jedynie chęcią wyrównania rachunków kończy martwy. Zwłaszcza z Deathstrokiem.

-Czekaj! Skąd ty wiesz, że szukam zemsty?

-Dick mi powiedział. Sam nie wiedział co ma zrobić, więc zadzwonił do mnie. Nie wiem czemu, ale uważa, że daje dobre rady.

-Więc, co mu poradziłaś?

-Najpierw, żeby powiedział ci prawdę o Robinie. Potem, żeby nauczył cię samej się bronić.

-I to właśnie zrobił.

-Dick to mądry chłopak. Czasem jest tylko zbyt poważny.

-Dick? Ten sam Dick, którego ja znam? Przecież on jest zabawny i buntowniczy i uwielbia robić szalone rzeczy.

-Kiedy był naszym przywódcą, był inny. Musiał podejmować bardzo ważne decyzje. Nie mógł sobie pozwolić na robienie szalonych rzeczy. Na początku był nawet wyluzowany, ale kiedy w mieście pojawił się Deathstroke…

-Więc Deathstroke był waszym wrogiem?

-Nawet największym. Deathstroke był niczym zabójczy bumerang. Cokolwiek byśmy nie zrobili żeby go pokonać, on i tak wracał. Obracał przyjaciół przeciwko nam, próbował za wszelką cenę zniszczyć drużynę.

-Czym mu zawiniliście?

-Nie my. Dick. Deathstroke chciał mieć praktykanta i wybrał Robina. Robił wszystko żeby tylko Richard przyłączył się do niego.

-Czy to przez Slade’a Dick opuścił Tytanów?

-Nie. Dick był bardzo blisko z Kori. Przez kilka miesięcy spotykali się.

-I co się stało?

-Kilka kłótni, zaniedbanych obowiązków. Do tego Kori nakryła Dicka kiedy on… – Raven zawahała się. Chyba nie była pewna czy powinna mi to mówić – Kiedy Dick całował się z Batgirl, Barbarą Gordon. Koriand’r wpadła w szał i przez kilkanaście dni nie wychodziła z pokoju.  Nie wiedzieliśmy dlaczego tak bardzo ją to wstrząsnęło. Wtedy Dick odszedł z drużyny.

-Przez nią?

-Przez to co zrobił. Było mu wstyd i nie chciał już zranić Kori – przez kilka minut nic nie mówiłyśmy. Siedziałyśmy na skraju wieży i wpatrywałyśmy się w miasto.

-Kori widziała jak całowałam się z Dickiem.

-Wiem. Też to widziałam.

-Czuję, że ją zraniłam.

-Nie, nie zraniłaś. Ona już dawno przestała czuć cokolwiek do Richarda. Jakieś dwa miesiące po rozstaniu z Dickiem zaczęła spotykać się z Royem Harperem, Speedeem.

-Nie czekała zbyt długo.

Niespodziewanie tuż przed nami pojawił się samolot. Szybko podniosłyśmy się, a z samolotu wyskoczyła białowłosa dziewczyna. Miała na sobie czarno – niebieską zbroję z szarymi wstawkami, brązowo czarną maskę sięgającą nosa, a w rękach trzymała katany. Byłam pewna, że to Rose. Dziewczyna wycelowała miecze prosto we mnie, ale Raven obroniła mnie polem siłowym. Rose przeskoczyła przez pole i próbowała nas zaatakować, ale Raven ją uprzedziła. Tytanka uniosła się w powietrze i zaczęła rzucać w Rose kamieniami z wody. Dziewczyna robiła szybkie uniki lub przeskakiwała nad skałami. Niespodziewanie jakiś umięśniony mężczyzna wyskoczył z samolotu i wskoczył na Raven. Oboje upadli na dach. Mężczyzna miał na sobie czarno brązową zbroję, również z szarymi wstawkami. Na głowie miał czarno brązową maskę, która miała tylko jeden otwór na oko. Wtedy z windy wyszli tytani. Zobaczyłam, że Dick miał teraz na sobie czarno – czerwony kostium, czarno – żółtą pelerynę, czarne buty, rękawiczki sięgające prawie do łokcia oraz maskę. Bestia pomógł Raven wstać i wszyscy stanęli naprzeciwko Rose i nieznajomego.

-Zostaw ją w spokoju Deathstroke – powiedział Dick

-Dobrze wiesz, że nigdy tego nie zrobię Robinie.

-Co ci da jej śmierć?!

-Och, źle mnie zrozumiałeś. Nie chcę jej śmierci. Po tym jak ty i Terra odwróciliście się ode mnie, potrzebowałem nowego praktykanta. Niestety przez długi czas nie mogłem znaleźć odpowiedniego kandydata. Wtedy przypomniałem sobie o Angel. Ona będzie idealna.

-Masz już przecież swoją Rose! Po co ci inna praktykantka?

-Nazywam się Ravager Tytanie i umiem już wszystko. Ojciec nie musi mnie niczego uczyć.

-Skoro umiesz już wszystko – odezwałam się – to czemu sama po mnie nie przyszłaś? – Rose się zezłościła. Już chciała się na mnie rzucić, ale Slade ją powstrzymał – Tak jak myślałam. Twój ojciec ci nie ufa i tak naprawdę nie wierzy, że sama dałabyś radę mnie pokonać. Dlatego szuka nowego ucznia. Bo po prostu się ciebie wstydzi.

Tego Rose nie wytrzymała. Uwolniła się od ojca i ruszyła w moim kierunku. Dick także zaczął biec w moją stronę. Niepotrzebnie. Specjalnie prowokowałam Rose. Miałam zamiar zemścić się na niej. Kiedy Rose była już tuż obok mnie wyciągnęłam mój pistolet.

-Angel nie! – wykrzyknął Dick kiedy zobaczył pistolet, ale było już za późno.

Pociągnęłam za spust. Kula trafiła Rose prosto w jej klatkę piersiową. Dziewczyna upadła na kolana. Krew wypływała z rany, a Rose zaczęła zamykać oczy. Slade szybko podbiegł do córki i zabrał ją do samolotu. Po chwili odlecieli. Wtedy Dick podszedł do mnie i złapał za ramiona.

-Co ty sobie myślałaś?! Zabiłaś ją!

-Zrobiłam to co uważałam za słuszne!

-Odebrałaś jej życie!

-One odebrała je moim rodzicom!

-Tony Zucco odebrał je moim, ale jakoś go nie zabiłem!

-A teraz jest na wolności! Gdybyś go zabił, nie byłoby z nim więcej żadnych problemów.

-Uważasz, że to jest dobre rozwiązanie? Odebrać komuś życie, żeby on nie odebrał ich więcej?

-Tak.

-Więc źle rozumujesz. Myślałem, że jesteś mądrzejsza. Koniec wycieczki. Jedziemy do domu.

Pożegnaliśmy się z Tytanami i wróciliśmy do domu. Po drodze ani ja, ani Dick się nie odezwaliśmy. Po półtorej godziny byliśmy na miejscu. Bez pożegnania zeszłam z motoru i weszłam do domu. Był pusty. Ciotka pewnie pojechała do firmy. Poszłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżku. Wiedziałam, że zabicie Rose było grzechem, ale nie żałowałam tego. Nie miałam żadnych wyrzutów sumienia. Postąpiłam jak należy. Ravager nie odbierze już nikomu życia. Pierwsza część mojej zemsty wypełniła się . Teraz jeszcze druga – zabicie Deathstroke’a.

sobota, 2 sierpnia 2014

Rozdział X - Bądź sobą


Stwarzać pozory szczęśliwej. W głębi serca powoli się rozpadać…

Zaczęłam się budzić. Słońce dopiero wstawało, a niebo było różowo – pomarańczowe. Uwielbiam wschody słońca. Każdy jest inny. Wschód słońca jest nadzieją na nowy dzień. Dla mnie niestety nie ma żadnej nadziei. Muszę opuścić Gotham City. Nie mogę jednak wyobrazić sobie rozłąki z przyjaciółmi, no i z Dickiem. Do tego teraz dowiedziałam się, że Batman to Bruce Wayne, a Dick to Robin. Będę się o niego podwójnie martwić. Do całego kłębka kłopotów dołącza pan Slade Wilson, który za wszelką cenę chce mnie zabić. I tak właśnie powstaje nasza wybuchowa mieszanka czarnego kota. Ale cóż mam zrobić?! Ja wcale nie przyciągam pecha. On cały czas mi towarzyszy.

Kiedy słońce wreszcie wzeszło, poszłam się umyć i uczesać. Zrobiłam sobie koński ogon i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej czarne, skórzane spodnie, fioletową bluzkę z krótkim rękawem z napisem PEACE i czarną kurtkę skórzaną. Szybko założyłam na siebie ubrania. Następnie wyciągnęłam mój czarny plecak w fioletowe gwiazdki, który zwykle zabierałam ze sobą w góry i spakowałam do niego telefon, słuchawki, butelkę z wodą, portfel z pieniędzmi i kilka batonów na przegryzkę. Przypomniałam też sobie o mojej spluwie. Wyciągnęłam ją spod łóżka, gdzie leżała od śmierci rodziców i włożyłam za pasek spodni. Założyłam też moje czarne glany. Wysłałam smsa do Dicka z prośbą by po mnie przyjechał. Nie minęło dziesięć minut, a pod domem stał jego motocykl. Zabrałam ze sobą plecak i po cichu wyszłam z pokoju. Zajrzałam przez dziurkę od klucza do pokoju ciotki. Było ciemno, spała. Wolałam jednak zachować środki ostrożności. Po cichutku zeszłam po schodach i wyszłam z domu. Uścisnęłam Dicka na przywitanie i usiadłam na motocyklu. Po chwili Richard ruszył. Dziś nie było zbyt ciepło, a wiatr był bardzo silny. Zrobiło mi się chłodno więc mocno wtuliłam się w chłopaka.

-To co, jedziemy do szkoły? – zapytał Dick

-Nie mam dziś ochoty.

-Chcesz iść na wagary?

-Nie, oczywiście, że nie. Chcę po prostu spędzić czas z przyjacielem.

-Skądś to znam. To gdzie chcesz jechać?

-Nie wiem. Ty coś wymyśl – Richard przez chwilę zastanawiał się

-Już wiem. Pojedziemy do Jump City. Mieszkają tam moi przyjaciele. Myślę, że ich polubisz.

-Super. Nie mogę się doczekać.

-Przed nami jakaś godzina drogi.

-Tak szybko.

-Cóż, nie lubię ograniczeń prędkości.

Uśmiechnęłam się. Chłopak przyśpieszył i zaczął wymijać jadące samochody. Jechaliśmy w ciszy. Choć było tak wiele tematów do rozmowy, to ani ja, ani Dick się nie odezwał.

***

Zaczęliśmy dojeżdżać do granic Jump City. Wysokie budynki zaczęły wynurzać się zza górki. Podczas jazdy Dick zadzwonił do swoich przyjaciół i zapowiedział naszą wizytę.

-To powiesz mi wreszcie kim są ci twoi przyjaciele?

-To bohaterowie, tak jak ja. Nazywają się Młodzi Tytani. Kiedyś byłem ich liderem, ale postanowiłem wrócić do Batmana.

-Czemu? – Dick się nie odezwał. Chyba nie chciał poruszać tego tematu.

 

Przejechaliśmy przez całe miasto aż w końcu dotarliśmy do jego obrzeża. Wtedy ujrzałam wielką wierzę w kształcie litery T. Znajdowała się na wysepce położonej kilka metrów od brzegu.

-Teraz się nie wystrasz – ostrzegł mnie Richard. Po chwili chłopak przyśpieszył i wjechał prosto do morza. Niespodziewanie z wody wynurzył się metalowy tunel. Dick wjechał do niego. Przez chwilę jechaliśmy pod wodą, aż w końcu wjechaliśmy do podziemi wierzy. Pomieszczenie, w który się znajdowaliśmy było pomalowane na szaro. Stało w nim kilka motocykli, niebiesko biały samochód nieznanej marki i wiele narzędzi i urządzeń mechanicznych.

-To garaż – powiedział Dick i zaparkował przy reszcie motocykli. Oboje zeszliśmy z pojazdu i zaczęliśmy kierować się w stronę windy. Już po kilkunastu sekundach byliśmy na górze. Kiedy drzwi windy się otworzyły, zobaczyłam czwórkę nastolatków. Dwie dziewczyny i dwóch chłopaków. Pierwszy chłopak był szczupły, średniego wzrostu i był cały zielony. Jego skóra, włosy i oczy były zielone, a jego uszy były szpiczasto zakończone. Chłopak miał na sobie czarny kostium z fioletowym pasem po środku, szare rękawiczki i buty. Na widok Richarda szeroko się uśmiechnął. Tuż obok niego stał drugi chłopak. Miał ciemną skórę i niebieskie oko. W jego wyglądzie zdziwiło mnie jedno. Połowa jego głowy i cały  tułów były mechaniczne. Za chłopakami stała dość wysoka dziewczyna o długich rudych włosach i wielkich zielonych oczach. Jej oczy były niesamowite. Przypominały mi diamenty, tyle że zielone. Dziewczyna była ubrana w krótką spódniczkę, bluzkę bez ramiączek zapinaną na szyi, długie buty i rękawiczki bez palców sięgające łokcia. Wszystko było w kolorze jasnofioletowym. Za całą trójką stała szczupła i wysoka dziewczyna o bardzo bladej skórze, krótkich, fioletowych włosach i oczach oraz małym czerwonym diamenciku na czole. Była ubrana w body z długim rękawem, buty za kolana i pelerynę z kapturem. Wszystko ciemnofioletowe.

Dick przywitał się z przyjaciółmi, a następnie przedstawił mnie.

-Słuchajcie, to jest Angel, moja przyjaciółka, o której wam tyle mówiłem. Angel, to jest Bestia, – powiedział wskazując na zielonego – ale możesz mu mówić Garfield.

-No chyba że wolisz ciacho, albo macho – powiedział Garfield i puścił mi oczko.

-Chyba bardziej pasuje do ciebie kretyn – dodała dziewczyna z fioletowymi włosami. Wszyscy się zaśmiali, a Garfield posmutniał.

-To jest Raven – powiedział Richard wskazując na bladą dziewczynę – To Cyborg, – wskazał na mechanicznego – ale morzesz mówić mu Victor, a to Gwiazdka, – wskazał z rudowłosą – która naprawdę ma na imię Koriand’r.

-Bardzo miło mi cię poznać – Koriand’d podeszła do mnie i przytuliła mocniej niż niejeden mężczyzna by potrafił.

-Mi…też…jest…miło – ledwo co wydusiłam. Dziewczyna wreszcie mnie puściła. Uśmiech nie znikał z jej twarzy – Silna jesteś.

-Na mojej planecie taką siłę ma każdy.

-Jesteś kosmitką?

-Pochodzę z planety Tamaran, oddalonej od ziemi o jakieś trzysta lat świetlnych. Na Tamaranie mamy zupełnie inne zwyczaje niż te ziemskie, ale jedzenie jest podobne. Może chciałabyś spróbować którejś z moich Tamarańskich potraw – już miałam się zgodzić, kiedy zobaczyłam, że stojący za Gwiazdką chłopcy stanowczo odradzają mi spróbowania tych potraw.

-Wiesz, niedawno jadłam, ale następnym razem na pewno skosztuję twojego jedzenia.

-Nie ma sprawy. Mam nadzieję, że będziesz nas często odwiedzać.

-Ja też – naprawdę cała czwórka wydawała się bardzo miła. Czułam, że ich polubię.

Przez jakieś trzy godziny spędzałam czas  z Tytanami. Przez godzinę grałam w gry z Garem i Vickiem, następną godzinę spędziłam na malowaniu paznokci i robieniu makijażu z Kori, a ostatnią godzinę graliśmy w siatkówkę na dachu ich wierzy. Tak naprawdę tylko z Raven nie zamieniłam ani słowa. Nie to że nie chciałam, ale ona po prostu mnie unikała. Garfield powiedział mi, że ona jest bardzo poważna i raczej mało czasu spędza z przyjaciółmi. Wydaję mi się jednak, że ona jeszcze nie poznała kogoś podobnego do niej. Kogoś, kto by ją rozumiał.

Kiedy skończyliśmy grać, Tytani i Dick zeszli na dół coś zjeść. Ja postanowiłam zostać jeszcze na dachu. Było z niego widać całe miasto. Podeszłam do krańca dachu i usiadłam na nim. Zimny wiatr wiał mi w twarz. Kilka łez wypłynęło z mojego oka. Nie chciałam tego stracić. Domu, przyjaciół. Nie chciałam wyjeżdżać. Czemu życie jest takie niesprawiedliwe?

-Czemu tu siedzisz? – usłyszałam głos Richarda za moimi plecami. Szybko otarłam łzy i odwróciłam się w jego stronę. Dick usiadł obok mnie.

-Macie stąd bardzo ładny widok.

-Wiem. Kiedy byłem jeszcze członkiem drużyny, często tu przychodziłem. Codziennie wstawałem wcześnie rano i oglądałem wschód słońca. On kojarzy mi się z…

-Nadzieją – dokończyłam

-Dokładnie – znów posmutniałam. Dick zawsze dodawał mi otuchy. Straciłam go na kilka lat, teraz odzyskałam i co? Znów mam go stracić. Muszę mu wreszcie powiedzieć o przeprowadzce.

-Muszę ci coś powiedzieć Dick.

-Śmiało.

-Moja ciotka, ona chce żebyśmy się przeprowadziły.

-Co?! Gdzie?! - Dick gwałtownie złapał mnie za rękę

-Do Star City.

-Angel, nie możesz wyjechać. Kiedy opuścisz Gotham, Deathstroke cię zabije.

-Akurat on mnie najmniej martwi - uwolniłam się z uścisku Richarda

-Chwila, w Star City mamy przyjaciela, który w razie czego cię obroni. Zadzwonimy do niego i…

-Nie boję cię Deathstroke’a! Boję się, że znów cię stracę – przygryzłam wargi żeby się nie rozpłakać.

-Odwiedzałbym cię. Przyjeżdżałbym do ciebie co kilka dni i wyjeżdżalibyśmy na takie wypady jak ten. Mógłbym nawet przyjeżdżać codziennie.

-Nie będziesz musiał. Nigdzie z nią nie pojadę.

-Wiesz, że ona jest twoją jedyną rodziną. Musisz jej słuchać.

-Nie ufam jej! Takie same przeczucia miałam do Rose! Wtedy nie zaufałam instynktowi i kupiłam jej gadkę o ojcu, który ją nie kocha i o zmarnowanym życiu. Myślałam wtedy, że ona mnie rozumie. Nie popełnię drugi raz tego samego błędu. Nie zaufam tej jędzy i nigdzie z nią nie pojadę – odwróciłam się od Dicka. Nie chciałam żeby widział moje łzy. Muszę panować nad emocjami.

-Czemu taka jesteś?

-Jaka?

-Udajesz twardą i szczęśliwą, ale naprawdę, nie dajesz sobie rady i płaczesz.

-Bo nauczyłam się, że bycie sobą to za mało. Gdybym była sobą, nikt nigdy by mnie nie polubił.

-Nieprawda! Ja cię polubiłem. Kiedy pierwszy raz cię spotkałem. Lubię cię właśnie taką jaka naprawdę jesteś. Nieustraszona, uczuciowa, zabawna. Nie polubiłem szukającej zemsty i opanowanej Angel. Polubiłem zabawną Angel, która rzuciła się na mnie bo nazwałem ją hieną. Polubiłem Angel, która nie bała się latać ze mną po budynkach i która po mimo bólu nie dawała za wygraną. Nie zmieniaj się dla kogoś Angel. Bądź sobą. Taka jesteś najlepsza.

-Może dla ciebie, ale…

-Nie bądź najlepsza dla mnie, czy dla przyjaciół. Bądź najlepsza dla siebie – Dick miał rację. Jak zawsze zresztą. Muszę być sobą i nie dawać za wygraną choćby nie wiem co.

-Dzięki Dick. Naprawdę mi pomogłeś.

-Jak zawsze – przez chwilę nic nie mówiliśmy – Ja też muszę ci coś powiedzieć Angel. Zanim wyjedziesz.

-Słucham.

-Wiedz, że jesteś najlepszą rzeczą jaka spotkała mnie w życiu – teraz nie mogłam się powstrzymał. Łzy mimowolnie wypływały z moich oczu. Zbliżyłam się do Dicka, złapałam go za rękę, przyciągnęłam go tak, że prawie stykaliśmy się nosami i pocałowałam go.