niedziela, 26 lipca 2015

Rozdział IX - Dwie strony tej samej monety


Pozbierać jest się dziesięć razy trudniej, niż rozsypać.

Suzanne Collins

Siedziałam na dachu jednego z najwyższych budynków Bludhaven. Musiałam pomyśleć. Czy powinnam powiedzieć prawdę Bruce’owi? Przecież powinien wiedzieć, że Jason żyje. Chłopak prosił mnie jednak o dyskrecję, więc będę dyskretna. Chyba jestem mu to winna.

W jednej chwili zaczął padać deszcz. Zimne krople spływały po mnie i musiałam wrócić do domu. Wstałam i zaczęłam iść w stronę schodów pożarowych. Wtedy usłyszałam dobrze znany mi dźwięk wyciągania katany. Odwróciłam się i zobaczyłam pięciu wojowników Ligii Zabójców. Trzech z nich miało w rękach katany, a dwoje sai. Pierwszy z nich ruszył na mnie z kataną. Szybko nad nim przeskoczyłam, złapałam za jego kostium i przerzuciłam go przez ramię. Następnie uderzyłam go w twarz chyba zbyt  mocno, bo stracił przytomność. Czasem zapominam o mojej super sile. Wtedy podbiegło do mnie kolejnych dwóch wojowników, jeden z sai, drugi z kataną. Assasyn z mieczem chciał wbić mi ostrze w brzuch, ale ja skoczyłam na nie, odbiłam się i kopnęłam w twarz wojownika z sai. On upadł, a ja uderzyłam go w brzuch. Odebrałam mu sai i zaczęłam pojedynek na ostrza z pozostałą trójką. Pierwszym z nich rzuciłam tak mocno, że wylądował na sąsiednim budynku. Kolejnemu złapałam ręce, a ostatniego lekko poddusiłam. Żaden z niuch nie wstanie zbyt szybko. Chwilę później zobaczyłam jeszcze jednego wojownika, ale innego. Był o wiele niższy, miał kombinezon z kapturem i katanę. Dobrze wiedziałam, kim jest. Uśmiechnęłam się i podeszłam do chłopaka. On w tym samym czasie ściągnął kaptur odsłaniając swoje czarne włosy i zielone oczy. I on się uśmiechnął.

-Tęskniłam za tobą Damianie – odezwałam się – I za naszymi treningami.

-Ja również. Tym bardziej się cieszę widząc, że i ty ćwiczyłaś.

-Musiałam się czymś zająć.

-Tak więc pewnie zadowoli cię fakt, że od jutra wznawiamy treningi – udałam zachwyt i zrobiłam głośny wdech.

-To najlepsza rzecz, jaka mnie w życiu spotkała – Damian zaśmiał się – Tak jak zawsze?

-Dokładnie. Do zobaczenia jutro.

-Do zobaczenia – chłopak zaczął znikać w deszczu i ciemności, a ja wróciłam do domu. Nie przeszkadzam mi deszcz czy zimno. Byłam po prostu szczęśliwa, że Damian wrócił.

***

Weszłam na salę treningową i zobaczyłam kończącego rozgrzewkę Damiana. Podeszłam do niego i szybko się przebrałam.

-To od czego chcesz dzisiaj zacząć?

-Podobało mi się, jak wczoraj skoczyłaś na katanę. To był zaskakujące.

-Masz rację, to przydatna sztuczka. Mogę cię jej nauczyć – chłopak pokiwał głową. Wzięłam katanę ze ściany i podeszłam do manekina – Najważniejsze jest, być dobrze skoczył na katanę. Musisz wycelować pięć centymetrów od jej zakończenia, wybić się, wylądować w wycelowanym miejscu i odbić się. Nie możesz za długo stać na katanie bo w końcu przetniesz sobie stopę. Góra trzy sekundy. Kiedy już opanujesz stawanie, skok nie będzie dla ciebie problemem. Będziesz mógł robić wiele kombinacji. Spróbujesz – Damian potwierdził kiwnięciem. Przybrałam pozycję do walki, chłopak wskoczył na katanę, odbił się od niej i kopnął manekina, perfekcyjnie lądując na ziemi. Z wrażenia upuściła miecz – Nie widziałam jeszcze, żeby komuś udało się to za pierwszym razem.

-Jestem utalentowany, mówiłem ci. Matka i dziadek szkolą mnie, bym dowodził Ligą Zabójców.

-To nie tylko kwestia treningów, ale i genów. Powiedz, kim jest twój ojciec – Damian odwrócił wzrok.

-Nie wiem – skłamał.

-To tajemnica, tak? – kiwnął głową – Trudno. Będę się musiała obyć bez tej informacji. Chodź, poćwiczymy jeszcze – chłopak uśmiechnął się, a następnie wrócił do ćwiczeń.

***

 Na sam koniec treningu zrobiliśmy sobie pojedynek szermierski. Damian był w swoim żywiole. Jego ostrze z każdym razem robiło się coraz szybsze. Na szczęście i ja nie byłam zbyt wolna. Odpychałam jego ataki, a następnie sama zadawałam cios. I on jednak je odpierał. W końcu udało mi się zranić go w rękę. Z ramienia chłopaka zaczęła wypływać krew.

-Na dzisiaj wystarczy. Opatrzeć ci rękę?

-Nie trzeba – Damian sięgnął do swojej toby i wyciągnął z niej bandaż. Owinął nim ranę, a następnie schował z powrotem do torby.

-Do zobaczenia jutro?

-Do zobaczenia jutro – chłopak zabrał torbę i wyszedł z sali. Obejrzałam ostrze katany. Nadal znajdowała się na nim jego krew. Wyciągnęłam z kieszeni chusteczkę i wytarłam nią ostrze. Następnie podeszłam do plecaka, wyciągnęłam z niego szczelnie zamykany woreczek i schowałam do niego chusteczkę. Odłożyłam katanę na miejscem, przebrałam się i opuściłam salę.

Kiedy opuściłam posiadłość i znalazłam się od niej w odpowiedniej odległości, wyciągnęłam telefon i wybrałam jeden z numerów. Po czterech sygnałach odezwał się damski głos.

-Halo?

-Cześć Cass, tu Angel.

-Witaj Angel. Coś się stało?

-O tak. Mam krew chłopaka. Możemy sprawdzić nasze przypuszczenia.

-To świetna wiadomość. Przyjechać po nią? – pokręciłam głową.

-Nie. Podjadę dzisiaj do was. Chcę być przy badaniu krwi. Wyjeżdżam za jakąś godzinę.

-W porządku. Do zobaczenia.

-Na razie – rozłączyłam się i schowałam komórkę. Nie zatrzymując się wróciłam do mieszkania.

Richarda znów, nie było, więc zostawiłam mu wiadomość, że wyjeżdżam do Gotham. Przebrałam się w czarne jeansy, motocyklówki, szarą bluzkę i bordową ramonezkę. Zabrałam plecak z próbką krwi i wyszłam z budynku. Wsiadłam na motocykl i ruszyłam do Gotham City.

***

Siedziałyśmy w Bat Jaskini i czekałyśmy na analizę krwi. Z jednej strony miałam nadzieję, że się mylimy, że to nie będzie prawda. Z drugiej jednak, gdybyśmy miały rację, to uzyskałybyśmy drastyczną przewagę nad Talią i Ligą. To my wydawałybyśmy rozkazy. Spojrzałam na czarnowłosą dziewczynę siedzącą obok mnie.

-Myślisz, że mamy rację? – zapytałam.

-Zaraz się przekonamy. Mam jednak przeczucie, że się nie ,mylimy. Kiedy jeszcze byłam w Lidze, aż huczało o ich romansie – spuściłam wzrok. Tylko sekundy dzieliły nas od poznania prawy.

W końcu usłyszałyśmy dźwięk, informujący o zakończeniu analizy. Spojrzałam na ekran komputera. Nasze spekulacje, się potwierdziły. Plotki nie kłamały.

-Angel, miałyśmy rację. Teraz to my będziemy dyktować warunki, będziemy mieć Talię jak na tacy.

-Tak, ale muszę się z nią osobiście spotkać. Chcę zobaczyć jej wyraz twarzy, kiedy zrozumie, że przegrała.

-Dużo bym dała, by też go zobaczyć.

-Nie martw się. Opowiem ci ze szczegółami – obie zaśmiałyśmy się, a potem Cass wstała i przytuliła się do mnie.

-Ratujesz mi życie Angel. Gdyby nie ty, Liga dalej by mnie ścigała.

-Zrobiłyśmy to razem. Wygrałyśmy. Liga już nigdy nam nie zagrozi – dziewczyna uśmiechnęła się i wypuściła mnie z objęć. Szczęśliwe  ze zwycięstwa, wróciłyśmy na górę i zaparzyłyśmy sobie pysznej, gorącej herbaty.

 

Narracja trzecio osobowa

Zielonooka kobieta przyglądała się walce. Czarnowłosy chłopiec doskonale radził sobie z wyszkolonymi zabójcami. Jeden z nich chciał zaatakować go kataną, ale on wskoczył na ostrze, a następnie kopnął go w twarz. Kobieta wstała i zaczęła głośno klaskać, dając tym samym znak, by zakończyli.

-Pięknie! Robimy postępy Damianie.

-Owszem matko. Myślę, że Angel nauczyła mnie już bardzo wiele.

-Powiedz mi, jak sądzisz, czy ona zechce wrócić do Ligii? – chłopiec zamyślił się przez chwilę, ale później od razu odpowiedział.

-Nie matko. Angel już nigdy więcej nie zabije.

-Co za pech – kobieta odwróciła się od reszty – Nie ma więc sensu tego ciągnąć – ponownie spojrzała na chłopca – Pożegnasz się z nią jutro. Do koniec treningu.

-Ale matko…

-Nie sprzeciwiaj mi się Damianie! Zrobisz jak każę. Potem ja się z nią rozmówię.

-Jak sobie życzysz matko – Damian ukłonił się kobiecie, a następnie zaczął iść w stronę wyjścia.

-Damianie! – zatrzymała go matka – Wszystkiego najlepszego – chłopiec kiwnął głową i wyszedł razem z resztą wojowników. Kobieta usiadła na brązowym fotelu i spojrzała w jakiś punkt w oddali.

-Szkoda, Angel. Twoja przyjaciółka mogłaby jeszcze pożyć.

niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział VIII - Duch


Nagle tak cicho zrobiło się w moim świecie bez Ciebie.

Janusz Leon Wiśniewski

Powoli zaczęłam się budzić. Jasne światło przebijające się do pokoju zmusiło mnie do otwarcia oczu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie był to pokój, w którym zasypiałam. Jego ściany były pokryte ciemnobrązową farbą oraz bogatymi, złotymi zdobieniami. Podłoga była wykonana z ciemnego drewna, podobnie jak meble.

Podniosłam się i usiadłam na skraju łóżka z baldachimem. Głowa strasznie mnie bolała, najprawdopodobniej bo moim wczorajszym występku z alkoholem. Jednym słowem, miałam kaca. Zauważyłam, że nie mam na sobie wczorajszej sukienki, a jedynie za dużą czarną koszulkę i bieliznę.

Niespodziewanie do pokoju wszedł Richard. On także nie miał na sobie garnitury. Był ubrany w czarne jeansy, szarą koszulkę i buty. Niósł w rękach wodę i jakieś tabletki. Usiadł obok mnie i podał mi je.

-Wypił. Pomogą ci – posłusznie wykonałam polecenie i połknęłam pigułki.

-Gdzie jesteśmy Dick?

-U Bruce’a. Wczoraj zachowywałaś się zbyt radykalnie by zostać na weselu – o boże, co ja tam wyprawiałam.

-Zostawiłam Emily. Jaka ze mnie przyjaciółka?

-Em to zrozumiała. Chciała, żebyś jak najszybciej doszła do siebie – kiwnęłam porozumiewawczo głową.

-To co dokładnie robiłam?

-Pierw chciałaś wyskoczyć przez ono, potem groziłaś mi nożem do jedzenia, a na końcu chciałaś się pieprzyć – o kurde, musiałam nieźle popalić Richardowi – Ostatecznie podałem ci środki nasenne i wsadziłem do samochodu. Cassandra i Tim będą tu za jakąś godzinę. Ubrania masz na stołku. Zejdź na śniadanie, jak się ogarniesz – Dick wyszedł z pokoju. Powoli wstałam z łóżka. Już dało się odczuć poprawę, tabletki działają.

Podeszłam do stołka z ubraniami. Była na nim czerwona bluzka z krótkim rękawem, granatowe jeansy i adidasy. Pewnie ubrania Cass. Założyłam je i rozczesałam włosy. Wyszłam na zewnątrz i weszłam do łazienki. Przemyłam twarz wodą i przepłukałam usta. Byłam gotowa by zejść do jadalnii.

Tam zastałam Richarda, Bruce’a i Alfreda. Nie widziałam gospodarza domu od…od pogrzebu Jasona. Usiadłam obok mojego chłopaka i przywitałam się z Alfredem. Ten wyszedł, a po chwili wrócił z talerzem naleśników francuskich.

-Dziękuję – zaczęłam jeść. Alfred rozmawiał z Richardem, a Bruce nie spuszczał ze mnie wzroku. Przez niego, nie mogłam się skupić na jedzeniu. Odłożyłam sztućce i odeszłam od stoły. Dick już chciał za mną iść, ale Wayne go zatrzymał i sam ruszył za mną.

Usiadłam na kanapie w głównym pokoju, a mężczyzna usiadł obok mnie. Nie odzywał się, a jedynie przyglądał.

-Powiesz mi w końcu o co ci chodzi? – odezwałam się pierwsza.

-Cassandra została zaatakowana przez Ligę. W poszukiwaniu Ra’s wyjechałem do Chin, ale znalazłem tam jedynie karteczkę z napisem: „Twój aniołek nie jest już taki święty”. Wiesz może, co miał na myśli.

-Owszem. Talia złożyła mi „propozycję”. Jeżeli nie zabiję Cassandry, ona zajmie się Natalie.

-Nie mów mi tylko, że się zgodziłaś!

-Masz mnie za idiotkę. Poszłam z nią na impas. Talia zostawi Natalie w spokoju, jeżeli ja wytrenuję jedną osobę z Ligii. Dick ci tego nie powiedział?

-Nie chciał.

-To teraz już wiesz. Przesłuchanie skończone?

-Owszem – wstałam z kanapy i wróciłam do pokoju. Posiadłość Wayne’a to nie jest dom marzeń. Nie dla mnie. Kiedy przez kilka tygodni mieszkałam tu z Richardem, było inaczej. Wychodziliśmy na miasto, walczyliśmy z przestępcami, ćwiczyłam  z Jasonem… Oh, Jason. Bez ciebie jest tu tak cicho…

***

Ja, Dick i reszta Tytanów siedzieliśmy w wierzy. Czasem urządzaliśmy sobie małe spotkania, żeby powspominać stare, dobre czasy. Garfield opowiadał kiepskie żarty, Vick i Raven z kolei nabijali się z niego, Kori gotowała, a ja i Richard siedzieliśmy i przyglądaliśmy się wszystkim.

Pierw zadzwonił telefon Dicka, ale on go zignorował.

-Nie powinieneś odebrać. To może być coś ważnego.  

-Może zaczekać – chłopak pocałował mnie, ale i moja komórka dała o sobie znać – Nie…

-To może być coś ważnego – wstałam z kanapy i odebrałam telefon – Halo?

-Witaj Angel, tu Alfred.

-Cześć Alfredzie. Co u ciebie?

-Panienko Ross, czy mogę porozmawiać z Richardem? – mężczyzna mówił drżącym głosem.

-Co się stało Alfredzie?

-Chodzi o panicza Jasona…On…on nie żyje – nie miałam pojęcia z odpowiedzieć. Całkiem mnie zamroczyło. Upuściłam telefon na podłogę, a z moich oczu w sekundzie zaczęły wypływać łzy. Upadłam na kolana, nie mogąc przestać płakać. Dick podszedł do mnie i podniósł.

-Co się stało? Angel?

-Chodzi o Jasona – mówiłam przez płacz – On nie żyje – wtuliłam się w Richarda i starałam się zapomnieć, udawać, że nie odebrałam tego cholernego telefonu. Ale nie dało się, nadal się nie da zapomnieć o czymś takim.

***

Kiedy Cassandra i Tim wrócili, zajęłyśmy się wymyślaniem planu przechytrzenia Talii. Miałyśmy już kilka pomysłów, ale musiałyśmy je dopracować.

Z posiadłości wyjechaliśmy po obiedzie. Nie chciałam długo tam zostawać, zwłaszcza, że Bruce nie miał ochoty spędzić ze mną ani minuty. Po powrocie do domu, zajęłam się treningiem, a Richard poszedł do pracy. Byłam na siebie zła, bo opuściłam wesele Em jedynie przez moją głupotę. Waliłam w worek treningowy coraz mocniej, aż nie urwał się od sufitu. Wzięłam łyk wody z butelki i wróciłam do treningu.

Była już noc, a ja nadal trenowałam. Czas leciał tak szybciej, a ja skupiałam myśli na uderzeniach. Niespodziewanie, usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu przez okno. Po cichu poszłam po pistolet i zaczęłam kierować się w stronę nieznajomego. Miałam skrytą nadzieję, że to Damian znów chciał włamać się do mieszkania. Kiedy jednak zobaczyłam w sypialni wysokiego i  masywnego człowieka wiedziałam, że to nie Damian. Odbezpieczyłam pistolet i wycelowałam w nieznajomego.

-Jeśli jesteś złodziejem, to masz szczęście, że jeszcze niczego nie ukradłeś.

-Nie jestem złodziejem Angel – znałam skądś ten głos – Jestem starym przyjacielem – powoli włączyłam światło, a moim oczom ukazał się dobrze mi znany chłopak, który myślałam, że jest duchem. Miał czarne, rozczochrane włosy i zielone oczy. Był ubrany czarną zbroję, wojskowe buty i brązową kurtkę. Patrzałam na niego z niedowierzaniem. Upuściłam pistolet i podeszłam bliżej niego.

-Jason? – zapytałam z niedowierzaniem.

-Długo się nie widzieliśmy, co ?

-Ale jak to możliwe? Byłam pewna, ze zginąłeś, wszyscy tak myśleliśmy!

-Bo zginąłem – spojrzałam na chłopaka pytająco – Ale Ra’s zanurzył mnie w Jamach Łazarza. Przywrócił mnie do życia.

-To dlaczego nie wróciłeś?

-Chciałem. Uwierz mi, chciałem. Ale nie potrafiłem wrócić do Gotham, póki on nadal żył.

-Joker.

-Zemszczę się na nim Angel, ale chcę cię poprosić o jedno. Nie mów Bruce’owi o naszym spotkaniu. Już za niedługo się spotkamy – Jay złapał mnie za rękę.

-Dlaczego do mnie przyszedłeś?

-Chciałem cię zobaczyć. Sporo mnie nauczyłaś i za to chcę ci podziękować. – chłopak pocałował mnie w policzek, a zaraz potem wyskoczył przez okno. Nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Wszystkie problemy związane z Ligą poszły w bok, bo właśnie okazało się, że Jason Todd żyje.