wtorek, 25 listopada 2014

Rozdział VI - Nowe znajomości


Witaj w swoim życiu
Już nie ma odwrotu
Nawet, gdy śpimy
Znajdziemy cię
Zachowując się najlepiej
Odwracającego się tyłem do matki natury
Każdy chce rządzić światem

Stała tam. Jej długie, białe włosy były mokre i częściowo zasłaniały twarz. Deszcz sprawił, że jej szczupła postać była ledwo widoczna. W jednym momencie dziewczyna otworzyła oczy. Niebieskie i żądne krwi. Po chwili dosłownie zniknęła. Nie miałam pewności, czy to sen, halucynacja czy czysta prawda. Nie, to nie mogło być realne. Ona nie żyje.

Wtedy pojawiła się tuż przede mną. Cofnęłam się o krok, ale starałam się nie ukazywać strachu.

-Myślisz, że zabijając go coś zmienisz? – powiedziała ochrypłym i przerażającym głosem – Nie wystarczy już rozlewu krwi? Czy może zaplanowałaś zniszczyć całą moją rodzinę? – chciałam się odezwać, ale nie mogłam wypowiedzieć ani słowa – Wiedz, że jeśli nie zboczysz z tej drogi, zginiesz. Twoja naiwność i żądza zemsty cię uśmiercą. Zastanów się, czy warto? – Wtedy dziewczyna zniknęła, a ja obudziłam się z krzykiem. Znów byłam w pokoju motelu w Star City. Okryłam się kołdrą i z powrotem położyłam. To był pierwszy raz, kiedy śniła mi się Rose. Wcześniej miałam sny o rodzicach, Richardzie, Deathstroke’u. Lecz nigdy o niej.

Na próżno starałam się zasnąć. Jej blada twarz pojawiała się gdy tylko zamykałam oczy, a jej ochrypły głos gdy tylko przykryłam głowę poduszką. Wstałam więc i ubrałam się w mój biały kostium i brązową kurtkę. Minął tydzień od ucieczki Deathstroke’a, a ja nadal nie wiem gdzie się zaszył.

-Wyglądasz na przypartą do muru –odezwał się ktoś za moimi plecami. Już chciałam sięgnąć po katanę, ale ujrzałam jej tatuaż na ramieniu w kształcie ptaka. Chwilę potem z cienia wyłoniła się jej blada twarz. Miała błękitne oczy i długie, brązowo - białe włosy. Potem ujrzałam jej smukłą sylwetkę. Miała na sobie jej ulubiony strój. Obcisłe, skórzane spodnie, czarna bluzka z krótkim rękawem, długie rękawiczki bez palców i buty na koturnie.

-Witaj Kosogłosie.

-Cześć Angel. Dawno cię nie widziałam. Ile to już?

-Będzie z dwa lata – podeszłam bliżej dziewczyny – Zmieniłaś się.

-Ty też. Obcięłaś włosy.

-Za to ty swoje zapuszczasz – zaśmiałyśmy się i mocno przytuliłyśmy – Strasznie za tobą tęskniłam Sam.

-Ja za tobą też Angel – usiadłyśmy na kanapie i cieszyłyśmy wspólnymi chwilami

-Więc, co cię sprowadza?

-Muszę mieć jakiś powód? Nie mogę odwiedzić najlepszej przyjaciółki?

-Jasne, że możesz! Tylko jak ty mnie znalazłaś?

-Nadal mam kontakty z Ligą. Talia nie miała nic przeciwko bym cię odwiedziła i sprawdziła jak ci idzie – chwila moment. Coś tu nie pasuje. Talia nie wysłałaby Sam żeby sprawdziła czy zabiłam Slade’a. Wiedziałaby, że sama się odezwę.

-Dobra, a co cię tu naprawdę sprowadziło?

-Angel…

-Wiesz, że mnie nie oszukasz, więc lepiej od razu zacznij mówić – Sam westchnęła.

-Liga wyznaczyła nagrodę za zabicie Deathstroke’a.

-Co?!

-Chyba nie do końca wiedzą, czy sobie poradzisz – wstałam z kanapy i zaczęłam chodzić po pokoju. Jak Talia mogła na to pozwolić? Przecież dobrze wie, że Slade to trudny przeciwnik. Potrzebuję więcej czasu.

-Ile?

-Sto.

-Tysięcy?

-Milionów.

-Nie żałowali.

Angel – Sam wstała i podeszła do mnie – Jeśli chcesz go zabić, to musisz to zrobić szybko. Jest już bardzo dużo chętnych na tę nagrodę. Muszę przyznać, że sama miałam na nią chrapkę.

-Nie zrobisz tego. Nie zabijesz go.

-Oczywiście, że nie. On jest twój. To drugi powód mojego przyjazdu. Wiem gdzie on jest.

-Powiedz mi.

-Central City. Kamery lotniska uchwyciły go wczoraj. Nie wiem ile masz czasu.

-Dziękuję ci Sam. Mam u ciebie dług.

-A bo to jeden – uśmiechnęłam się. Szybko spakowałam torbę i wyszłam z Sam na zewnątrz. Wsiadłam na motocykl i pożegnałam się z Kosogłosem.

-No to do zobaczenia Sam.

-Mam nadzieję, że nie będę musiała czekać tak długo – zaśmiałyśmy się – Tylko pamiętaj. To już nie jest zabawa. Na Slade’a polują najgorsi zabójcy. Musisz dać z siebie wszystko.

-Zawsze daję – odpaliłam silnik i wyjechałam. Droga do Central City jest długa. Czeka mnie daleka droga.

***

Central City jest równie pięknym miastem co Gotham, ale lepiej zadbanym. Myślę, że nawet wiem gdzie szukać Slade’a. Jest tu stara posiadłość jakiegoś milionera. Dom został opuszczony za czasów drugiej wojny światowej i od tego czasu stoi pusty. Wilson lubi takie miejsca, więc warto sprawdzić.

Dom był naprawdę stary, zbudowany chyba z drewna. Wszystko się rozpadało, podłoga niemiłosiernie skrzypiała, a dachu w połowie nie było. Ostrożnie otworzyłam drzwi, jednocześnie trzymając katanę w ręku. Drzwi zaskrzypiały.

-Cholera – szepnęłam jednocześnie kopnęłam drzwi. Byłam gotowa do walki, ale pomieszczenie było puste. Rozejrzałam się po pokoju. Wszystko było stare. Meble, obrazy, dywany. Nawet nie wiem, czy Slade tu był. Niespodziewanie przez okno do pokoju wpadła jakaś dziewczyna, a zaraz za nią chłopak. Dziewczyna była szczupła i wysoka, ale umięśniona. Miała długie, rude i kręcone włosy oraz brązowe oczy. Była ubrana w zieloną bluzkę, brązową kurtkę i spodnie oraz czarne buty do kolan. Na jej prawej dłoni zauważyłam tatuaż w kształcie słońca. Lub czegoś w tym stylu. Chłopak za to był średniego wzrostu, był umięśniony i miał krótkie brązowe włosy i oczy. Miał na sobie ciemne, brązowe spodnie, trochę jaśniejszą kurtkę z kapturem i czarną koszulę oraz buty. Oboje trzymali w dłoniach katany.

-Widzę, że nagroda kusi wielu – powiedziała dziewczyna

-Kto by się nie skusił Sunny?

-Racja Steve, sto milionów robi swoje.

-Nie przyszłam tu dla pieniędzy.

-Akurat – prychnęła Sunny – Niech zgadnę, jesteś tu bo po prostu chcesz zabić Slade’a.

-Chcę wyrównać rachunki

-Wybacz słonko, ale nagroda będzie nasza.

-Możecie ją sobie wziąć. Deathstroke’a i tak tu nie ma.

-Szkoda, miałam nadzieję na odrobinę walki.

-Zawsze możemy zabawić się z baszą nową znajomą – Steve uśmiechnął się wrednie

-Możecie spróbować.

W tym momencie obydwoje ruszyli na mnie. Zaczęłam robić szybkie uniki przed ich ostrzami. Widać jednak było, że to zawodowcy. Nie marnowali zbyt dużo siły zadawając ciosy. Za to ja robiłam się coraz słabsza. Ciężko jest odpierać ataki dwóch doświadczonych zabójców. Nie mogłam się z nimi bawić. Szybkim ruchem podcięłam dziewczynę, a chłopaka kopnęłam z pół obrotu. Prawie udało mi się przebić go kataną, ale Sunny go obroniła. Ponownie spróbowałam zaatakować, ale tym razem zdołali odeprzeć moje ciosy. To było naprawdę męczące. Niespodziewanie Steve kopnął mnie w twarz. Upadłam. Oboje stali nade mną i uśmiechali się szyderczo. Dziewczyna już miała zadać ostateczny cios, kiedy ktoś pociągnął ją za włosy i cisnął o ścianę. Nie mogłam się przyjrzeć nieznajomej postaci. Poruszała się zbyt szybko. Była dobra. Z łatwością odpierała ataki chłopaka, aż w końcu przebiła mu kataną ramię.

-Steve – krzyknęła Sunny. Podbiegła do chłopaka i oboje uciekli z domu. Zamaskowana postać podeszła do mnie. Byłam pewna, że będzie chciała walczyć ze mną, ale ta tylko podała mi dłoń i pomogła wstać. Teraz mogłam się jej lepiej przyjrzeć. Była to szczupła i wysoka dziewczyna. Miała na sobie skórzane spodnie, kurtkę i koturny, a jej twarz zasłaniał kaptur.

-Dzięki – powiedziałam z lekkim trudem – Dziękuję za pomoc.

-Nie ma sprawy. Chętnie zabawiłam się ze Stevem i Sunny.

-Jestem Angel – dziewczyna zdjęła kaptur i moim oczom ukazały się długie różowe włosy i niebieskie oczy.

-Willow. Czego świrnięte rodzeństwo od ciebie chciało?

-Mieli nadzieję, że spotkają tu Deathstroke’a, ale zastali tylko mnie.

-Widzę, że wszystkich sprowadziła tu kasa za jego głowę.

-Mnie nie obchodzi nagroda. Jestem tu z ramienia Ligii Zabójców i Ras al’Ghula. Dostałam zadanie zabicia Slade’a.

-W takim razie nie mam po co z tobą walczyć. Dobrze – Willow schowała katanę do pokrowca i uśmiechnęła się – Myślę, że cię lubię.

-Ja chyba ciebie też. I mam propozycję.

-Zamieniam się w słuch.

-Dorwiemy Deathstroke’a razem, ale nagrodę weźmiesz dla siebie.

-A ty?

-Ja chcę tylko zadać ostateczny cios.

-Widzę, że masz z Wilsonem jakieś niedokończone sprawy. Chcesz Vendetty?

-Niczego nie pragnę bardziej.

-W takim razie zgoda – dziewczyna podała mi rękę, a ja ją uścisnęłam – To masz jakiś pomysł jak znaleźć jednookiego?

-Mam pewien plan, ale nie obejdzie się bez problemów.

-Jakiego typu problemów?

-Będę musiała zadzwonić do przyjaciela.

-Nie widzę tu problemu.

-Ten przyjaciel, to Nightwing.

-Już czaję. Masz w ogóle do niego numer?

-Nie, ale wiem kto ma.

-Więc? Komu złożymy wizytę?

-Wally West

piątek, 21 listopada 2014

Nowe postacie

Hej. Zacznę od tego, że następny rozdział jest już napisany, ale wstawię jak pojawi się choć jeden komentarz. Chciałabym wiedzieć, co myślicie o tym opowiadaniu. Może macie jakieś uwagi, albo sugestie? Komentujcie albo piszcie do mnie. Mój adres email: nikola_2000@o2.pl
Chcę też zapowiedzieć cztery nowe postacie, które pojawią się w następnym rozdziale. Jedną z nich może już znacie z opowiadania Anguś A. Dodam dzisiaj zdjęcia tych postaci. Jeśli chcecie, możecie spróbować zgadnąć kim są.



Pozdrawiam
***Niki***

wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział V - Motyle w brzuchu


Och, moja słodka udręko.
Po co z tobą walczyć, ty znów się rozpoczynasz.
Jestem tylko istotą bez znaczenia.
Bez niego jestem trochę zagubiona.
Błąkam się samotnie w metrze.
Ostatni taniec.
By zapomnieć moje wielkie cierpienie.
Chcę uciec, bo wszystko zaczyna się od nowa.
Och, moja słodka udręko.

Mieszam niebo, dzień i noc.
Tańczę z wiatrem, z deszczem.
Trochę miłości, odrobinka miodu.
I tańczę, tańczę, tańczę, tańczę, tańczę, tańczę.
Pośród zgiełku biegnę i boję się.
Czy to moja kolej?
Nadchodzi ból..
Po całym Paryżu, zatracam siebie.
I lecę, lecę, lecę, lecę, lecę, lecę.

Indila – Derniere Danse


Stałam z Koriand’r przed kościołem. Dziewczyna starała się nie pokazywać swojego zdenerwowania, ale coś jej to nie wychodziło.

-Czym ty się tak denerwujesz?

-Nie walczyłam od dwóch lat. Jak mam się nie denerwować?

-Kobieto, jesteś jak czołg. W walce z kilkoma żołnierzykami Slade’a spokojnie sobie poradzisz.

-Skoro tak mówisz – spojrzałam na Kori z lekkim rozbawieniem. Z tego co wiem, nigdy nie bała się walki. Przypominała walecznego lwa, króla dżungli. Teraz to mała, szara myszka.

Koriand’r ponownie poprawiła kostium, który jej pożyczyłam. Był purpurowy, jednoczęściowy. Do tego czarne buty do kolan i rękawiczki bez palców.

-Musiałaś dać mi coś tak obcisłego?

-Z tego co pamiętam w młodości nie przeszkadzały ci obcisłe rzeczy.

-Zmieniłam się.

-Tak, zauważyłam. Jesteś gotowa? – Kori pokiwała twierdząco głową – W takim razie do dzieła.

Dziewczyna wystrzeliła z rąk energetycznymi promieniami i rozwaliła drzwi do fortecy Deathstoke’a. Już po chwili wyleciało do nas kilkunastu jego pomagierów.

-Dasz radę?

-Jasne.

Koriand’r znów nabrała pewności siebie. Z łatwością pomiatała żołnierzami Slade’a. Ja w tym czasie mogłam zająć się ich szefem. Wbiegłam do kościoła i zaczęłam szukać Deathstroke’a. Nigdzie go jednak nie było.

-Rudowłosa ci nie pomorze – odezwał się nie wiadomo skąd Slade – Nie dasz rady mnie pokonać.

-Ostatnim razem całkiem dobrze mi szło.

-Ostatnim razem cię nie doceniłem. Teraz jestem przygotowany.

Niespodziewanie mężczyzna skoczył na mnie i powalił na ziemię. Szybko jednak uwolniłam się i kopnęłam go w brzuch. Slade zrobił unik i wyciągnął katanę. Ja także wyciągnęłam ostrze i rozpoczęliśmy pojedynek. Szala zwycięstwa co chwilę przechodziła na moją lub na jego stronę. Deathstroke był silniejszy niż ostatnio. Walka robiła się coraz cięższa. Nie mogłam tego przeciągać. Zrobiłam unik przed ostrzem mężczyzny i kopnęłam go w twarz z pół obrotu. To go oszołomiło więc spokojnie mogłam zacząć okładać go pięściami. Wilson wypuścił swoją katanę i upadł na kolana.

-I proszę. Kto wygrał?

-Ja – niespodziewanie Deathstroke wyciągnął pistolet i strzelił prosto we mnie. Nie zdołałam zrobić uniku. Pocisk trafił mnie w brzuch. Jęknęłam z bólu. Starałam się trafić Slade’a kataną, ale on wstał i kopnął mnie. Upadłam na podłogę. Wszystko zaczęło się rozmazywać. Wilson podszedł do mnie i złapał za włosy.

-Jak już mówiłem. Przygotowałem się – Deathstroke rzucił mną o ścianę i zaczął kierować się w stronę wyjścia – Jeszcze się spotkamy. W swoim czasie.

Leżałam na podłodze i starałam się podnieść, ale nie miałam na to sił. Krew wypływała z ciała bez ustanku. Czułam, że dziś zakończy się mój żywot. Wtedy do kościoła wleciała Koriand’r.

-Angel! – krzyknęła wystraszona moim widokiem. Dziewczyna wzięła mnie na ręce i wyleciała z budynku. Zimny wiatr sprawił, że rana bolała jeszcze mocniej. Wszystko ponownie zaczęło się rozmazywać. W końcu zamknęłam oczy i usnęłam.

***

Powoli zaczęłam otwierać oczy. Próbowałam przypomnieć sobie co się wydarzyło. No tak, już pamiętam. Ból brzucho mi przypomniał.

Przeszłam z pozycji leżącej do siedzącej i odłożyłam koc, którym byłam przykryta. Wtedy zorientowałam się, że mam na sobie tylko bieliznę. Było mi jednak tak ciepło, że nie mogłam się przykryć. Spojrzałam na brzuch. Rana po kuli została zeszyta. Nie sądzę, żeby Kori to zrobiła. Powoli spróbowałam wstać. Niestety zaraz gdy stanęłam na nogi, straciłam równowagę i upadłam na kolana. Jęknęłam z bólu. Niespodziewanie do pokoju wszedł wysoki, umięśniony mężczyzna o czarnych włosach i niebieskich oczach.

-Dick – powiedziałam ledwie słyszalnym głosem

-Już dobrze. Jestem tu – Richard pomógł mi wstać i usiąść na kanapie. Potem przykrył mnie kocem,  chyba dlatego, że poczuł się trochę niezręcznie.

-Gdzie jest Koriand’r?

Wyszła, musiała jakoś to odreagować.

-A dlaczego właściwie tu przyjechałeś?

-Kori do mnie zadzwoniła i powiedziała, że Slade cię postrzelił. Nie mogłem cię tak zostawić.

-Myślałam, że mnie nienawidzisz.

–Nie, wcale nie. Po prostu byłem na ciebie wściekły – Dick westchnął – Po tym, kim się stałaś i co robisz nie wiedziałem, czy mogę ci ufać. Nie wiedziałem, czy jesteś jeszcze moją dawną Angel. Choć w jakiejś części.

-Dick, wiem, że się zmieniłam. Ale wszystko co robię, robię by pomścić rodziców. Kiedy tylko to zrobię, skończę z ligą. Nic mnie tam nie trzyma.

-Chciałbym ci wierzyć.

-Więc uwierz.

-Ty byś sobie uwierzyła?

-Raczej nie – Richard zaśmiał się i usiadł obok mnie – Ale bym spróbowała.

-Wiesz, że nie musisz go zabijać.

-Mnie to nie wystarcza.

-Angel, musisz skończyć z tą rządzą zemsty! Nie jesteś, nie byłaś zabójczynią.

-Ale teraz już jestem. Niestety, wpuściłam do siebie ciemność – mężczyzna złapał mnie za rękę i spojrzał prosto w oczy – A jeżeli już raz wpuścisz do siebie ciemność, ona już nigdy nie wyjdzie. Już zawsze, do końca życia nie będę mieć wyrzutów sumienia po czyimś zabójstwie – kilka łez spłynęło mi po policzku – Takie życie sobie wybrałam – Richard otarł łzy i przyciągnął mnie do siebie. Nasze usta dzieliła minimalna odległość. Po chwili pocałowałam go. Znów poczułam ten uścisk w żołądku, te motyle w brzuchu. Czułam się jak wolny ptak. Ból po kuli nie miał znaczenia. Teraz, kiedy ja i on tworzyliśmy jedność, nic się nie liczyło. Dosłownie zdarłam Dickowi bluzkę i odpięłam spodnie. Upadliśmy na podłogę . Dick rozpiął mój stanik, ale w jednej chwili odskoczył, jakby coś go poraziło.

-Nie możemy. Nie tutaj, nie teraz.

-Dlaczego? Nie psuj tej chwili.

-Angel nie – Dick wstał z podłogi i z powrotem zapiął spodnie – Nie powinniśmy tego zaczynać.

-Ale z ciebie palant. To właśnie ty to zacząłeś – zapięłam stanik i zaczęłam szukać moich ubrań. Po chwili znalazłam całą torbę i włożyłam na siebie czarną bluzkę na ramiączkach i granatowe jeansy. Założyłam też rękawiczki bez palców i buty na koturnie.

-Gdzie ty się wybierasz?!

-Jak najdalej. Deathstroke uciekł. Muszę go znaleźć.

-Zwariowałaś już do reszty?! – Richard złapał mnie za rękę – Dziś o mało nie zginęłaś. Darujesz sobie w końcu tę zemstę.

-Nie w tym życiu – uderzyłam Dicka pięścią w nos, tak mocno, że padł na ziemię – Na razie Dick. Jeszcze z pewnością się zobaczymy.

Zabrałam torbę i wyszłam z mieszkania. Miałam już serdecznie dość tego dupka. Do tego Deathstroke uciekł i nie mam pojęcia gdzie teraz może być.

Wsiadłam na motocykl i odjechałam, najszybciej jak się da. Musiałam coś wymyśleć, jakiś sposób na odnalezienie go. Do ligi nie wrócę z pustymi rękoma. Muszę złapać tego człowieka i muszę to zrobić szybko. Musze wreszcie pomścić rodziców. Muszę dotrzymać obietnicy.

środa, 5 listopada 2014

Rozdział IV - Siła mięśni


Są chwile, które nigdy nie wrócą, ale w pamięci, będą trwać wiecznie…

Droga do Jump City nie była długa. Już po niecałej godzinie byłam na miejscu. Podjechałam do opuszczonej fabryki porcelany i weszłam do środka. Z zewnątrz budynek wyglądał bardzo staro i zaniedbanie. W środku jednak wszystko było nowe. Ściany były pomalowane na bordowo, a podłoga była drewniana.  Po mojej prawej i lewej stronie były po dwie pary drzwi, a naprzeciwko mnie jedna. Podeszłam do drzwi naprzeciw mnie. Stali tam dwaj umięśnieni mężczyźni ubrani w garnitury.

-Czy jest pani umówiona?

-Nie, ale wasza szefowa z pewnością chętnie mnie przyjmie.

-Przykro mi, ale bez zapowiedzi nie można… -Nie czekałam aż mężczyzna dokończy. Wyciągnęłam pistolety i wycelowałam w obojgu.

-Przekaż Inferno, że jej stara znajoma Angel przyszła ją odwiedzić. – Jeden z mężczyzn wszedł do pokoju, ale już po chwili wrócił i oznajmił, że mogę wejść.   

Pomieszczenie było ciemne. Zdołałam dostrzec jedynie biurko, krzesło i lampę, która oświetlała środek pokoju. Zobaczyłam też kobietę. Stała obok biurka. Miała bardzo krótkie, czerwone włosy i zielone oczy.  Była szczupła, średniego wzrostu. Miała na sobie siateczkową bluzkę z długim rękawem, futrzaną kamizelkę, skurzane spodnie i glany.

 -Witaj Angel. Kopę lat – Kobieta usiadła za biurkiem i wskazała na drugie krzesło. Usiadłam na nim i postanowiłam, że od razu przejdę do sedna.

-Inferno, mam do ciebie sprawę.

-Słucham.

-Wiem, że znasz wszystkie tajne kryjówki w tym mieście i nikt się przed tobą nie skryje.

-To żadna nowość – Inferno zaśmiała się – Rozumiem, że chcesz znać położenie kryjówki Wilsona?

-Jakbyś czytała w moich myślach. Wiem, że od dawna interesujesz się Sladem, więc pewnie wiesz gdzie ma kryjówki.

-Ależ oczywiście, że wiem. Tu, w Jump City, Slade ma aż kilkanaście kryjówek.

-Czy wiesz, w której może znajdywać się teraz?

Kobieta wstała i podeszła do ściany. Nagle, z jej wskazującego palca wyskoczył płomień. Inferno przez chwilę bawiła się płomyczkiem, a następnie zamieniła w wielki płomień, który oświetlił cały pokój. Czerwono włosa spojrzała na mapę wiszącą na ścianie. Po chwili namysłu wreszcie odpowiedziała:

-Myślę, że opuszczony kościół to jego ulubiona. On bardzo często w nim przebywa. Słyszałam, że zamienił go w taki drugi dom.

-Widać, że już mu odbija.

-Cóż, jest bardzo intrygujący – Inferno podeszła do mnie, a ja momentalnie wstałam z krzesła – Kiedy już go zabijesz, daj mi znać. Chętnie zarekwiruję ten jego kościółek.

-Masz to jak w banku - Przytuliłam Inferno i zaczęłam iść w stronę drzwi – Możemy to chyba uznać za spłatę twojego długu.

-Nie sądzę. Tak wielkiego długu nie da się spłacić.

Uśmiechnęłam się do Inferno, a zaraz potem wyszłam z pomieszczenia. Opuściłam budynek i wsiadłam na motocykl. Nie było ani chwili do stracenia. Jeżeli Slade rzeczywiście jest w kościele, to muszę jak najszybciej go dopaść.

Inferno. Znam ją od czterech lat, a jednak czuję się jakby była moją przyjaciółką przez całe życie. Dobrze pamiętam dzień, w którym ją spotkałam. Było to rok po dołączeniu do Ligii. Talia zabrała mnie do Jump City. Miałam wypełnić moje pierwsze, poważne zadanie.

-Twój cel to Natalie Schoot – powiedziała Talia – Ma zdolność kontroli ognia. Musisz ją zlikwidować.

-Co złego zrobiła?

-To już nie jest twoja sprawa. Masz ją wyeliminować, to wszystko. Pamiętaj, nigdy nie zadawaj niepotrzebnych pytań.

-Tak jest.

Podjechałyśmy z Talią pod zwykły domek. Był zadbany, ładnie pomalowany. Co ta dziewczyna zrobiła? Nie powinnam nad tym się zastanawiać. To mój cel i mam ją zlikwidować.

Weszłam do domu. Było ciemno, a budynek chyba był pusty. Tak mi się przynajmniej zdawało. Po chwili usłyszałam płakanie. Dochodziło z góry. Wyciągnęłam katanę i zaczęłam iść po chodach. Weszłam do pokoju, z którego dochodził dźwięk. Całe pomieszczenie było pomalowane na zielono. Meble były drewniane. Na środku stało łóżko, a na łóżku siedziała skulona dziewczyna. Musiała mnie usłyszeć bo nagle podniosła głowę. Miała długie czerwone włosy i zielone oczy. Jej makijaż się rozmazał, a usta drżały od płaczu. Mogła mieć góra szesnaście lat. Niepewnie podeszłam bliżej.

-Jeśli masz mnie zabić, to proszę, zrób to szybko.

Dziewczyna usiadła prosto, jakby chciała żebym ją zabiła. Czekała aż zadam ostateczny cios. Nie wiedziałam czy dam radę zabić niewinną dziewczynę. Jednak uniosłam katanę przed dziewczynę i już miałam wbić ją w jej serce kiedy coś mnie zatrzymało. Upuściłam katanę i upadłam na kolana. Nie potrafiłam jej zabić. Po raz pierwszy się zawahałam.

-Dlaczego mnie nie zabijesz? Chyba to było twoje zadanie?

-Owszem, ale nie umiem zabić niewinnej osoby.

-Ale ja nie jestem niewinna. Ja… - dziewczyna zawahała się – ja zabiłam moją rodzinę – nastolatka spuściła wzrok i znów się rozpłakała – Nie mogłam tego kontrolować. Ogień sam rozchodził się z rąk. Ja nie chciałam zrobić im krzywdy. Przysięgam.

-Wierzę ci – Wstałam i usiadłam obok dziewczyny – I nie zabiję cię, ale jeżeli chcesz wyjść z tego domu cała to musisz mi pomóc.

-Co mam zrobić? – wstałam i wyciągnęłam zza pasa pistolet.

-Zaraz cię postrzelę, a ty będziesz musiała spalić dom i uciec.

-Jesteś tego pewna? 

-Pomyślą, że ogień zniszczył ciało, ale muszą mieć jakiś dowód. Krew załatwi sprawę.  

-Dobrze. Jestem gotowa – po chwili pociągnęłam za spust. Kula trafiła dziewczynę w rękę. Nastolatka jęknęła z bólu. Już miałam jej powiedzieć by spaliła dom, ale w tym samym memencie jej oczy zaświeciły się na czerwono, a włosy zapaliły. W jednej chwili wielki płomień wystrzelił z niej jak fajerwerki. W ostatniej chwili wyskoczyłam przez okno. Cały dom zaczął płonąć.

-Załatwione? – zapytała Talia

-Tak.

-Świetnie. No już, chodźmy.

Tak, to był pierwszy raz kiedy się zawahałam. Pierwszy i ostatni. Talia nadal nie wie, że Inferno żyje. Tak mi się przynajmniej wydaje.

 

Kościół nie był daleko, ale tym razem nie mogłam tam iść bez przygotowania. Potrzebowałam kogoś, kto załatwi niepotrzebnych sługusów. Potrzebowałam kogoś silnego i szybkiego. Pomyślałam o Tytanach, ale drużyna się rozeszła i chyba już nikt z nich nie mieszka w Jump City. Nikt oprócz jednej osoby.

Pojechałam do starego budynku mieszkalnego, który znajdował się w centrum Jump City. Weszłam na trzecie piętro i zapukałam do drzwi. Po kilku sekundach drzwi otworzyła wysoka dziewczyna o długich,  rudych włosach i zielonych oczach. Miała na sobie niebieskie jeansy i fioletowy sweter. Kiedy mnie zobaczyła, otworzyła szerzej usta. Jednak już po chwili jej mina spoważniała. Rudowłosa stanęła w progu drzwi i obejrzała od stów do głów.

-Zmieniłaś się Angel.

-Ty wręcz przeciwnie Kori.

-Co cię tu sprowadza?

-Deathstroke – Kori się zaśmiała

-No tak, a któż by inny. Niestety nie mogę ci pomóc. Nie wiem gdzie on jest.

-Nie potrzebuję od ciebie informacji, a jedynie twojej siły – dziewczyna wciągnęła mnie od środka i zamknęła drzwi.

-Skończyłam z zabawą w bohaterkę.

-Obie dobrze wiemy, że to nie była zabawia.

-Angel ja…

-Pomórz mi to dam ci spokój – Kori myślała przez chwilę – Zgoda?

-Zgoda.