piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział II - To naprawdę ty?


Wczoraj jest historią, jutro jest tajemnicą…

Zaczęłam otwierać oczy. Powoli wstałam  łóżka i przeciągnęłam się kilka razy. Poszłam się umyć i przyszykować do szkoły. Przemyłam buzię zimną wodą, która  bardzo mnie orzeźwiła. Umyłam zęby i wróciłam do pokoju. Założyłam na siebie przyszykowane już wczoraj ubrania. Teraz miałam na sobie krótkie czarne spodenki z dziurawymi kieszeniami, purpurową bluzkę na ramiączkach, czarne motocyklówki z ćwiekami i fioletowe rękawiczki bez palców sięgające do łokci. Włosy rozpuściłam tak, że zasłaniały mi połowę twarzy. Wzięłam mój czarny poobklejany naklejkami i naszywkami plecak i zeszłam na śniadanie. Rodziców oczywiście już nie było. Szybko zrobiłam sobie płatki i jeszcze szybciej je zjadłam. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i słuchawki, które zaraz potem wsadziłam do uszu. Ruszyłam do szkoły słuchając przy tym muzyki.   

Na miejsce dotarłam po pół godziny. Szkoła była jednym wielkim budynkiem pomalowanym na żółto. Miała dwa piętra. Okna były rozmieszczone równo, jedno pod drugim. Drzwi wejściowe były durze i przezroczyste. Za szkołą znajdowały się boiska do piłki nożnej, koszykówki, siatkówki i do footballu amerykańskiego. Przed szkołą był parking dla pracowników i uczniów. Ja na razie nie mam prawka, ale już wkrótce zrobię sobie prawo jazdy na motor. Mażę o ścigaczu Kawasaki ZX – 6R, najlepiej fioletowym. Myślę, że dostanę go na urodziny.

Przed szkołą było już wielu ludzi. Uczniowie rozmawiali ze sobą przy samochodach i na schodach przed szkołą, a nauczyciele szybkim krokiem szli do budynku. W tłumie zauważyłam moich przyjaciół. Podbiegłam do nich, a ci od razu mnie zauważyli.

-Cześć Angel! – przywitała się Emily. Miała długie brązowe włosy, które opadały na jej bladą twarz i częściowo ją zasłaniały. Jej niezwykłe złote oczy przypominały mi promyki słońca. 

-Cześć wszystkim. - Odpowiedziałam

Emily zawsze wychodziła przed szereg. Była otwartą i przyjacielską osobą. Przyjaźniłyśmy się od przedszkola. Była to moja prawdziwa przyjaciółka i tylko jej tak naprawdę mogłam się zwierzyć. Zaraz za Emily stał Jake. Miał krótkie czarne włosy i brązowe oczy pasujące do jego ciemnej karnacji. Chłopak był dobrym przyjacielem, ale za to bardzo skrytym. Nigdy nie zgłaszał się na lekcji ani nie miał własnego zdania. Zwykle bronić go musiałam albo Tessa. Tess była bardzo wysoką i szczupła osobą o rudych włosach, zielonych oczach i piegach. Nie bała się zadzierać ze starszymi, szkolnymi łobuzami czy nauczycielami. Uwielbiała ryzyko. Zawsze wymyślała jakieś wyprawy, z których rzadko wracaliśmy bez jakiś zadrapań albo sińców. Jednak jej największą wadą była jej gadatliwość. Co usłyszała, do przekazała dalej. Dlatego rzadko mówiłam jej o swoich sprawach. Pamiętam jak pierwszy raz ją poznałam. Miałyśmy wtedy siedem lat. Trafiłyśmy do jednej pary na treningu judo. Od razu się polubiłyśmy. Tessa jednak zrezygnowała z treningów. Mnie za to przypadły do gustu obolałe mięśnie i zakwasy. Oprócz na judo  zaczęłam chodzić na karate, ninjitsu i gimnastykę.   

-Słyszeliście już nowinę – Powiedziała z zachwytem Tessa.                                        

-Jaką? – zapytała zdziwiona Emily.

-Podobno w naszej szkole ma być nowy uczeń i to w naszym wieku!

-Kto to ma być? – Zapytał Jake.

-Nie wiem. Wiem tylko, że z poprzedniej szkoły go wylali bo wdawał siew bójki.

-O, to coś tak jak w twoim przypadku Angel. – Powiedziała ze złośliwym uśmieszkiem Em, a ja rzuciłam jej wrogie spojrzenie. Miała jednak rację. Kiedyś chodziłam do prywatnej szkoły, ale wylali mnie za pobicie starszej koleżanki.

-Masz rację Em – dodała Tess – to tak jak Angel. Może ten nowy i nasz aniołek się polubią. A może i coś między nimi zaiskrzy. – Wszyscy się zaśmiali, a ja z trudem się powstrzymywałam by im nie przywalić. Nie lubiłam jak ktoś naśmiewał się z moich uczuć. Nie miałam jeszcze chłopaka i nie chcę mieć.

-Jeżeli tego nie odszczekasz, to zaraz ci… - w tym właśnie momencie zabrzmiał dzwonek na lekcje. Wszyscy ruszyliśmy do budynku. Pierwszy był Angielski z naszą wychowawczynią Panią Stone. Nie była ona jakąś jędzą, wręcz odwrotnie. Była młodą, wesołą kobietą. Rzadko na nas krzyczała. Mogliśmy z nią normalnie rozmawiać.

Wszyscy siedliśmy w ławkach. Zajęłam swoje miejsce obok Emily i czekałam na nauczycielkę. Po chwili do pokoju weszła szczupła, wysoka kobieta o czarnych włosach i brązowych oczach.

-Dzień dobry wszystkim – przywitała się nauczycielka, a my jej odpowiedzieliśmy. – Mam na początku kilka spraw do omówienia. Mamy nowego ucznia, który dołącza do naszej klasy. Oto on – W tej chwili do klasy wszedł wysoki, szczupły lecz wysportowany chłopak. Miał krótkie czarne włosy i niebieskie oczy. Byłam pewna, że już go gdzieś widziałam, że go znałam. Chwila moment… - Richard Grayson – Dick! Nie mogę uwierzyć! To naprawdę Dick! Zmienił się od kąt go ostatni raz widziałam. Spoważniał. – Dick zajmij proszę wolne miejsce – Richard szedł powoli na wolne miejsce obok mnie. Wyglądał na dość obojętnego na całą tę sytuację. Usiadł na krześle, a ja przyglądałam siemu z nadzieją, że spojrzy na mnie i pozna. Nie stało się tak jednak. Nadal siedział i patrzał w jakiś punkt w oddali.

-Znasz go? – Zapytała się Em.

-Tak. Przyjaźniliśmy się kiedyś. – Dick nadal nie odwracał wzroku więc postanowiłam skupić się na słowach nauczycielki.

-Do końca roku zostały trzy miesiące. Mam nadzieję, że wasze oceny będą tak dobre jak na początku roku. Kolejna sprawa. Na koniec roku pani Korch chce zorganizować konkurs talentów. Mam nadzieję, że każdy z was coś zaprezentuje.

-Będą jakieś nagrody? – Zapytał Jack, kapitan drużyny koszykarskiej.

-Za pierwsze trzy miejsca. Dodatkowo, jeżeli każdy weźmie udział to zorganizuję wam tygodniowy wyjazd na obóz. – Wszyscy się ucieszyli i zaczęli rozmawiać o tym co zaprezentują. Pani jednak szybko uciszyła klasę i przeszła do lekcji.

Kiedy lekcja się skończyła, wszyscy pędem wybiegli z klasy. Dick nawet nie spojrzał na żadnego z uczniów. Wyszedł z klasy i poszedł w swoją stronę. Tego było już za wiele. Zbyt dobrze się znaliśmy aby on teraz się do mnie nie odezwał. Pobiegłam za nim i złapałam za ramię.

-Czego chcesz?! – Warknął, ale nadal na mnie nie spojrzał.

-Pogadać.

-O czym?

-O przeszłości.

-Nie znam cię. Nie mamy o czym gadać.

-To może chociaż spojrzysz na mnie! – W tym momencie Dick odwrócił się w moją stronę. Spojrzał na mnie i zaniemówił. Zamrugał kilka razy oczami po czym zapytał:

-To naprawdę ty?

-Ja.

-Nie wierzyłem, że jeszcze kiedyś cię spotkam.

-Ja tak samo.

-A jednak, los czasami jednak jest łaskawy.

-Ja jedna myślę, że to nie los, a przeznaczenie rządzi naszym życiem    

-Może masz rację. Nasze pierwsze spotkanie na pewno nie było przypadkiem.

-Jak i to – Oboje byliśmy bardzo szczęśliwi. To było widać. Dick zbliżył się do mnie, objął i…

-Część i czołem, pytacie skąd się wziąłem – I właśnie w tym momencie przerwała na Tessa – Jestem wesoły Romek!

-Tess! – Zawołałam.

-No co? Nie przedstawisz nam kolegi?

-Był już przedstawiany na lekcji Tess. – Wtrąciła się Em.

-Nic nie szkodzi – powiedział Richard. – Jestem Dick Grayson.

-Witaj przystojniaku. Ja jestem Tessa Mcdoll, to jest Emily Radclif, to Jake Warsone, a to Angel Ross, ale myślę, że ją już znasz.

-Tessa! – Upomniałam przyjaciółkę by się zachowywała.

-No co, ładnie nas przedstawiam. – Wszyscy się zaśmiali, nawet Dick. Chyba poprawiłam mu humor. Jake właśnie miał coś powiedzieć, ale zadzwonił dzwonek i wszyscy pobiegliśmy na lekcje. Byłam naprawdę szczęśliwa. Odzyskałam przyjaciela. Teraz miałam przeczucie, że wszystko pójdzie lepiej.

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział I - Oto ja


Wieczorami płaczę i jestem smutna, ale to dlatego, że wszystkie emocje z całego dnia ze mnie wychodzą i nie daję rady…
 
Siedziałam na dachu mojego domu i przyglądałam się zachodzącemu słońcu. Było takie piękne. Niebieskie niebo zaczynało zmieniać kolory. Najpierw na pomarańczowy, potem przemknęło przez piękny odcień różu, aż w końcu stało się całkiem granatowe. Westchnęłam. Tak bardzo chciałabym wzbić się w powietrze, dotknąć tego pięknego nieba. Poczułam jak wiatr lekko uniósł moje czarne włosy. Obok mnie przeleciał mały drozd. Zaczął latać naokoło mojej głowy i cichutko poćwierkiwać tak, jakby zapraszał mnie do zabawy razem z nim. Odleciał gdy tylko rozległy się krzyki dochodzące z dołu. Kłótna dwóch osób – kobiety i mężczyzny. Nie byłam pewna o co się kłócili. Nie obchodziło mnie to też zbytnio. Choć byli to moi rodzice to nie przejęłam się ich głośną rozmową. Takie rozmowy zdarzały się codziennie, nawet po trzy razy. Tak było od zawsze.

Zaczęłam wchodzić przez okno do mojego pokoju. Było ciemno, zapomniałam zaświecić światła gdy wychodziłam. Na wyczucie szlam przez pokój w poszukiwaniu włącznika. Potknęłam się kilka razy zapewne o porozrzucane po pokoju książki. Wreszcie znalazłam. Włączyłam światło i rozejrzałam się po pokoju. Ściany i sufit były pomalowane na purpurowo. Podłoga była pokryta ciemnymi panelami. Przede mną stało ciemne biurko, regał na książki i szafka na przybory szkolne itp. Przy lewej ścianie stała wielka szafa z przesuwanymi drzwiami i czarne, okrągłe łóżko. Na ścianie z lewej wisiał telewizor plazmowy, a przed nim stała fioletowa kanapa. W ścianę wbudowane było też wielkie lustro i belka do ćwiczeń. Na podłodze leżał okrągły fioletowy dywan, a w sufit było wbudowane kilka okrągłych lamp.

Podeszłam do biurka, na którym leżało kilka książek, porozrzucanych długopisów i laptop. Włączyłam laptopa i sprawdziłam wiadomości dnia. Kilka nudnych politycznych nowości, wiadomości sportowe i skandale. Znalazło się też kilka nowości kryminalnych:

„Batman i Robin ponownie łapią Jokera i jego bandę”, „Superman zwycięża Metallo”, „Wonder Woman ratuje Prezydenta”.

Fajnie by było kiedyś ich spotkać. Nie tak w telewizji. Tak twarzą w twarz. Wyłączyłam laptopa. Nadal słyszałam krzyki dochodzące z dołu. Aby je zagłuszyć włączyłam radio stojące na półce i podkręciłam głośność na maxa. Nadal jednak coś było słychać. Próbowałam przestać słuchać ich wrzasków więc zaczęłam sobie podśpiewywać piosenkę Avril Lavigne, „Wish you were here”.

- Damn, damn, damn
What I'd do to have you
Here, here, here
I wish you were here
Damn, damn, damn
What I'd do to have you
Near, near, near
I wish you were here

Avril Lavigne to moja ulubiona piosenkarka. Jej utwory pomagają mi przejść przez szarą codzienność. Jej muzyka to lek na wszystkie problemy.

Po jakiejś godzinie miałam już dość. Musiałam zejść na dół i zjeść coś. Powoli otworzyłam drzwi i weszłam do białego holu. Zeszłam schodami na dół i zobaczyłam moich rodziców. Mama miała długie, blond włosy i niebieskie oczy. Była bardzo szczupła i wysoka. Miał na sobie obcisłą, czarną sukienkę do kolan, marynarkę i obcasy w tym samym kolorze. Tata był wzrostu mamy i był od niej grubszy. Miał krótkie, czarne włosy i brązowe oczy. Ubrany był w czarny garnitur, eleganckie buty, białą koszulę i czerwony krawat. Rodzice nadal się kłócili.

-Gówno mnie obchodzi, że mamy pieniądze! – krzyknął tata – Jak mogłaś kupić przyjaciółce samochód za pięćdziesiąt tysięcy?!

-Chcę ci przypomnieć Robercie, że to ja założyłam naszą firmę i to dzięki mnie mamy tyle pieniędzy!

-Może to ty ją założyłaś, ale to ja zaprowadziłem ją na sam szczyt!

-Akurat!

-Ależ oczywiście Stella. To dzięki mnie możesz sobie pozwalać na takie wydatki.

-Skoro to dzięki tobie mogę sobie pozwalać na takie wydatki to o co ta cała kłótnia?!

Przestałam skupiać się na rodzicach i podeszłam do lodówki. Wyciągnęłam z niej paczkę kabanosów i weszłam z powrotem na górę. Rodzice nawet mnie nie zauważyli.  Siadłam na łóżku i jadłam w ciszy. Krzyki rodziców nareszcie ustały. Musieli się skapnąć która godzina. Było już po dwudziestej pierwszej. Jeszcze chwila a do naszych drzwi zapukałaby policja z zarzutami o naruszaniu porządku itp.

Kiedy już zjadłam, poszłam wziąć prysznic i przebrać się w pidżamę. Po jakiś dwudziestu minutach byłam gotowa. Przejrzałam się w wielkim lustrze wiszącym w łazience. Miałam długie, czarne i mokre po umyciu włosy, zmęczone niebieskie oczy, byłam bardzo blada i szczupła. Założone miałam szare szorty i fioletową bluzkę na ramiączkach. W takim stanie wróciłam do pokoju i wskoczyłam na łóżko by zaraz pójść spać. Zgasiłam nocną lampkę i okryłam się kołdrą. Miałam pewność, że do pokoju nikt teraz nie wejdzie więc wreszcie mogłam odreagować dzisiejszy dzień. W jednej sekundzie z moich oczu zaczęły wypływać łzy. Ostatni jest mi coraz gorzej i nie mogę już wytrzymać. Wszyscy wokół mnie okłamują się nawzajem, rodzice kłócą się każdego dnia, a ja co noc miewam koszmary. Co do koszmarów, to ostatnio powtarza mi się tylko jeden. Miałam kiedyś przyjaciela, prawdziwego przyjaciela. Nazywał się Dick Grayson. Poznałam go kiedy mieliśmy po sześć lat. Jego rodzice byli akrobatami i podróżowali po całym świecie, a on razem z nimi. Poznaliśmy się kiedy cyrk był w Gotham City. Oboje uwielbialiśmy akrobatykę i łamanie zasad więc szybko się dogadaliśmy. Potem Dick wyjechał z cyrkiem, ale wrócił kilka miesięcy później. Raz zrobił mi fajną niespodziankę i zabrał na trapez, wysoko nad ziemią. Poniżej rozwieszona była siatka więc mogłam wykonać parę sztuczek. Nawet prawie mi się udało. Pięć lat później Dick i jego rodzice mieli mieć swój wielki pokaz. Wymknęłam się z domu i poszłam obejrzeć jego występ. Niestety zdarzyło się coś okropnego i strasznego. Graysonowie zawsze występowali bez siatki asekuracyjnej i to ich zgubiło. Zdarzył się wypadek i rodzice Dicka spadli z trapezu na jego oczach. Zginęli, a on na to patrzył i wiedział, ze nie może nic zrobić. Boże, miał tylko jedenaście lat. Od tamtego momentu nie rozmawialiśmy ze sobą. Szkoda. Właśnie teraz przydałby mi się prawdziwy przyjaciel. 

sobota, 5 kwietnia 2014

Prolog


Uśmiecha się, śmieje i żartuje. Ale to wszystko jest fałszywe. Jej uśmiech jest fałszywy. Wszystko jest fałszywe. Udaje szczęśliwą, ale nikt nie widzi, że to tylko jej zasłona. Nikomu o tym nie powiedziała. Ukrywa jej uczucia i łzy każdego dnia.

Ludzie myślą, że jej życie jest idealne. Nie mają jednak pojęcia jakie jest naprawdę. Jej życie jest jak piekło. Jej rodzice walczą ze sobą każdego dnia, ona płacze każdego dnia gdy kładzie się spać.

Wiem  to, ponieważ to wszystko jest o mnie…