Wieczorami płaczę i jestem smutna, ale to dlatego, że wszystkie emocje z całego dnia ze mnie wychodzą i nie daję rady…
Siedziałam na dachu mojego domu i przyglądałam się zachodzącemu słońcu. Było takie piękne. Niebieskie niebo zaczynało zmieniać kolory. Najpierw na pomarańczowy, potem przemknęło przez piękny odcień różu, aż w końcu stało się całkiem granatowe. Westchnęłam. Tak bardzo chciałabym wzbić się w powietrze, dotknąć tego pięknego nieba. Poczułam jak wiatr lekko uniósł moje czarne włosy. Obok mnie przeleciał mały drozd. Zaczął latać naokoło mojej głowy i cichutko poćwierkiwać tak, jakby zapraszał mnie do zabawy razem z nim. Odleciał gdy tylko rozległy się krzyki dochodzące z dołu. Kłótna dwóch osób – kobiety i mężczyzny. Nie byłam pewna o co się kłócili. Nie obchodziło mnie to też zbytnio. Choć byli to moi rodzice to nie przejęłam się ich głośną rozmową. Takie rozmowy zdarzały się codziennie, nawet po trzy razy. Tak było od zawsze.
Zaczęłam
wchodzić przez okno do mojego pokoju. Było ciemno, zapomniałam zaświecić
światła gdy wychodziłam. Na wyczucie szlam przez pokój w poszukiwaniu
włącznika. Potknęłam się kilka razy zapewne o porozrzucane po pokoju książki.
Wreszcie znalazłam. Włączyłam światło i rozejrzałam się po pokoju. Ściany i
sufit były pomalowane na purpurowo. Podłoga była pokryta ciemnymi panelami.
Przede mną stało ciemne biurko, regał na książki i szafka na przybory szkolne
itp. Przy lewej ścianie stała wielka szafa z przesuwanymi drzwiami i czarne,
okrągłe łóżko. Na ścianie z lewej wisiał telewizor plazmowy, a przed nim stała
fioletowa kanapa. W ścianę wbudowane było też wielkie lustro i belka do
ćwiczeń. Na podłodze leżał okrągły fioletowy dywan, a w sufit było wbudowane
kilka okrągłych lamp.
Podeszłam do
biurka, na którym leżało kilka książek, porozrzucanych długopisów i laptop.
Włączyłam laptopa i sprawdziłam wiadomości dnia. Kilka nudnych politycznych
nowości, wiadomości sportowe i skandale. Znalazło się też kilka nowości
kryminalnych:
„Batman i
Robin ponownie łapią Jokera i jego bandę”, „Superman zwycięża Metallo”, „Wonder
Woman ratuje Prezydenta”.
Fajnie by
było kiedyś ich spotkać. Nie tak w telewizji. Tak twarzą w twarz. Wyłączyłam
laptopa. Nadal słyszałam krzyki dochodzące z dołu. Aby je zagłuszyć włączyłam
radio stojące na półce i podkręciłam głośność na maxa. Nadal jednak coś było
słychać. Próbowałam przestać słuchać ich wrzasków więc zaczęłam sobie podśpiewywać
piosenkę Avril Lavigne, „Wish you were here”.
- Damn, damn, damn
What I'd do to have you
Here, here, here
I wish you were here
Damn, damn, damn
What I'd do to have you
Near, near, near
I wish you were here
What I'd do to have you
Here, here, here
I wish you were here
Damn, damn, damn
What I'd do to have you
Near, near, near
I wish you were here
Avril
Lavigne to moja ulubiona piosenkarka. Jej utwory pomagają mi przejść przez
szarą codzienność. Jej muzyka to lek na wszystkie problemy.
Po jakiejś
godzinie miałam już dość. Musiałam zejść na dół i zjeść coś. Powoli otworzyłam
drzwi i weszłam do białego holu. Zeszłam schodami na dół i zobaczyłam moich
rodziców. Mama miała długie, blond włosy i niebieskie oczy. Była bardzo
szczupła i wysoka. Miał na sobie obcisłą, czarną sukienkę do kolan, marynarkę i
obcasy w tym samym kolorze. Tata był wzrostu mamy i był od niej grubszy. Miał
krótkie, czarne włosy i brązowe oczy. Ubrany był w czarny garnitur, eleganckie
buty, białą koszulę i czerwony krawat. Rodzice nadal się kłócili.
-Gówno mnie
obchodzi, że mamy pieniądze! – krzyknął tata – Jak mogłaś kupić przyjaciółce
samochód za pięćdziesiąt tysięcy?!
-Chcę ci
przypomnieć Robercie, że to ja założyłam naszą firmę i to dzięki mnie mamy tyle
pieniędzy!
-Może to ty
ją założyłaś, ale to ja zaprowadziłem ją na sam szczyt!
-Akurat!
-Ależ
oczywiście Stella. To dzięki mnie możesz sobie pozwalać na takie wydatki.
-Skoro to
dzięki tobie mogę sobie pozwalać na takie wydatki to o co ta cała kłótnia?!
Przestałam
skupiać się na rodzicach i podeszłam do lodówki. Wyciągnęłam z niej paczkę
kabanosów i weszłam z powrotem na górę. Rodzice nawet mnie nie zauważyli. Siadłam na łóżku i jadłam w ciszy. Krzyki
rodziców nareszcie ustały. Musieli się skapnąć która godzina. Było już po
dwudziestej pierwszej. Jeszcze chwila a do naszych drzwi zapukałaby policja z
zarzutami o naruszaniu porządku itp.
Kiedy już
zjadłam, poszłam wziąć prysznic i przebrać się w pidżamę. Po jakiś dwudziestu
minutach byłam gotowa. Przejrzałam się w wielkim lustrze wiszącym w łazience.
Miałam długie, czarne i mokre po umyciu włosy, zmęczone niebieskie oczy, byłam
bardzo blada i szczupła. Założone miałam szare szorty i fioletową bluzkę na
ramiączkach. W takim stanie wróciłam do pokoju i wskoczyłam na łóżko by zaraz
pójść spać. Zgasiłam nocną lampkę i okryłam się kołdrą. Miałam pewność, że do
pokoju nikt teraz nie wejdzie więc wreszcie mogłam odreagować dzisiejszy dzień.
W jednej sekundzie z moich oczu zaczęły wypływać łzy. Ostatni jest mi coraz
gorzej i nie mogę już wytrzymać. Wszyscy wokół mnie okłamują się nawzajem,
rodzice kłócą się każdego dnia, a ja co noc miewam koszmary. Co do koszmarów,
to ostatnio powtarza mi się tylko jeden. Miałam kiedyś przyjaciela, prawdziwego
przyjaciela. Nazywał się Dick Grayson. Poznałam go kiedy mieliśmy po sześć lat.
Jego rodzice byli akrobatami i podróżowali po całym świecie, a on razem z nimi.
Poznaliśmy się kiedy cyrk był w Gotham City. Oboje uwielbialiśmy akrobatykę i
łamanie zasad więc szybko się dogadaliśmy. Potem Dick wyjechał z cyrkiem, ale
wrócił kilka miesięcy później. Raz zrobił mi fajną niespodziankę i zabrał na
trapez, wysoko nad ziemią. Poniżej rozwieszona była siatka więc mogłam wykonać
parę sztuczek. Nawet prawie mi się udało. Pięć lat później Dick i jego rodzice
mieli mieć swój wielki pokaz. Wymknęłam się z domu i poszłam obejrzeć jego
występ. Niestety zdarzyło się coś okropnego i strasznego. Graysonowie zawsze
występowali bez siatki asekuracyjnej i to ich zgubiło. Zdarzył się wypadek i
rodzice Dicka spadli z trapezu na jego oczach. Zginęli, a on na to patrzył i
wiedział, ze nie może nic zrobić. Boże, miał tylko jedenaście lat. Od tamtego
momentu nie rozmawialiśmy ze sobą. Szkoda. Właśnie teraz przydałby mi się
prawdziwy przyjaciel.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz