niedziela, 10 maja 2015

Rozdział VI - Przysięga


Kochać kogoś, to przede wszystkim pozwalać mu na to, żeby był, jaki jest.

William Wharton

Nasze treningi stały się regularne. Spotykamy się codziennie po moich zajęciach, Damian jest zawsze rozgrzany i od razu możemy zaczynać. Nadal jednak nie rozumiem, dlaczego akurat ja mam go szkolić. Talia i Ra’s to najlepsi wojownicy Ligii. Nie potrzebują mnie do nauki Damiana. To jednak lepsze niż walka w obronie Natalie. Przynajmniej mam pewność, że jest bezpieczna. Talia to bezlitosna zabójczyni, ale wie co to honor. Nie złamie słowa, już tego dowiodła.

***

Minęły dwa miesiące. Zdałam egzamin, za niedługo zakończę studia zarządzania. Będę miała wtedy więcej czasu na treningi z Damianem. Coraz lepiej mi się z nim dogaduje. Ostatnio mieliśmy bardzo ciekawą rozmowę.

-Gdybyś mogła cofnąć czas, wstąpiłabyś do Ligii?

-Czy ja wiem. Przez Ligę zawiodłam zaufanie przyjaciół, stałam się zabójczynią. A jednak zawdzięczam jej bardzo wiele. Dzięki Talii, Ra’s nauczyłam się nie zwracać uwagi na ból i porażki, a jedynie dalej pnąć się ku górze. Zabijałam, owszem, ale to tylko dodało mi sił. 

-Ale nie chcesz wrócić? – zapytał, a ja zaśmiałam się.

-Nie. Nigdy więcej nie wrócę. Nie zabijam od trzech lat i nie chcę, żeby to się zmieniło. Mam dom i kochającego chłopaka.

-Masz na myśli pana Nocne Skrzydło? – spojrzałam na niego ze zdziwieniem – Wiem, kim on jest. Matka mi powiedziała.

-Uważaj, żebyś się na niego nie natknął włócząc się po nocach. Nie bardzo lubi członków rodziny Al Ghul.

-Zapamiętam – i wróciliśmy do ćwiczeń.

Jego zapytanie o powrót do Ligii mnie zdziwiło, ale z drugiej strony zaczęłam mieć przez nie pewne podejrzenia.

***

Siedziałam na sali treningowej i czekałam na Damiana. Co dziwne, nie zjawiał się, a to do niego nie podobne. Niespodziewanie usłyszałam dźwięk otwierania drzwi. Momentalnie wstałam i już miałam przywitać się z chłopakiem, kiedy zrozumiałam, że to nie on. W drzwiach stał wysoki i umięśniony mężczyzna w podeszłym wieku. Miał siwe włosy i brodę. Był ubrany w ciemną zbroję i zieloną pelerynę. Stał poważny i wyprostowany. Nie miałam odwagi się odezwać. Stałam i wpatrywałam się w niego. Nagle, zaśmiał się.

-Nie sądziłem, że kiedyś sobaczę cię w takim stanie. Przerażona.

-Nie boję się – skłamałam. Cholernie się bałam, bo jego obecność nie zwiastowała niczego dobrego.

-Oboje wiemy, że to nie prawda. Ale nie martw się, jestem tu by porozmawiać.

-Gdzie Damian? – zapytałam, chyba z troski.

-W Chinach. Właśnie po to tu jestem. Jesteśmy zmuszeni przerwać wasze szkolenie. Musimy na trochę wyjechać z miasta.

-Kiedy Damian wróci?

-Poinformuję cię o tym osobiście.

-Wiesz, wystarczy, że zadzwonisz – zażartowałam, by jakoś odreagować. Co dziwne, Ra’s znów się zaśmiał.

-Niech tak będzie. Na razie możesz odpocząć, cieszyć się zdanym egzaminem. Właśnie, gratuluję. Kończysz studia, prawda.

-W zasadzie, to już je skończyłam. Czekam tylko na dyplom.

-Wspaniale. Jeszcze raz, gratuluję – Ra’s zaczął oddalać się w stronę drzwi. Po chwili, bez słowa wyszedł.

Odetchnęłam z ulgą i uklękłam. Moje nogi nie wytrzymały. Nie widziałam tego wariata od trzech lat. Teraz zjawia się i doprowadza mnie do histerii. Bo właśnie tak się czuje. W środku histeryzuję, bo mam wrażenie, że jego wizyta nie skończy się dobrze. Ale wyszedł. Musi wyjechać. Prędko nie wróci. Na szczęście.

Powoli wstałam z podłogi i spakowałam swoje rzeczy. Nadal lekko zdenerwowana zaczęłam iść w stronę domu.

***

Razem z Richardem siedziałam na kanapie i piłam wino. Czasem każdemu przyda się odrobina alkoholu. Musiałam się też zacząć przyzwyczajać, bo za tydzień Em i Roy biorą ślub i jak znam życie będę zmuszona pić. Emily zawsze potrafi mnie do wszystkiego przekonać. A jako że będę jej druhną, muszę się na to zgadzać.

-Powiedział, kiedy wróci? – zapytał Dick, kiedy powiedziałam mu o spotkaniu z Ra’s.

-Nie. Powiedział, że osobiście mnie zawiadomi.

-Nie wystarczyłby telefon? – zaśmiałam się

-Dokładnie to samo powiedziałam!

-Powiedziałaś mu to?! Prosto w twarz?! – pokiwałam twierdząco głową – Jezu,  jesteś moją idolką – znów się zaśmiałam – Tak z innej beczki, Bruce dzwonił, Cassandra jest u nich od jakiegoś czasu.

-Co? Dlaczego dopiero teraz nam o tym mówi?

-Powiedział, że Cass nie chciała, by ktoś wiedział. Środki ostrożności – to nic. Ważne, że jest cała.

-Mówił coś jeszcze?

-Jak co roku, zapraszał nas na Święta. Tym razem wcześniej niż zwykle.

-Woli mieć pewność, że przyjdziemy. W końcu w zeszłym roku dotarliśmy przed dziewiątą. Z twojej winy na dodatek, pamiętasz?

-Tak, tak. Chciałem pojechać skrótem, no i się zgubiliśmy. Ale to GPS nawalił!

-Akurat – prychnęłam. Dick uśmiechnął się i zbliżył do mnie i pocałował.

-To co, może przejdziemy do sypialni – uśmiechnęłam się, odłożyłam kieliszek, a Richard wziął mnie na ręce i zabrał do sypialni.

 

Oczami Damiana

Siedziałem w samolocie i oglądałem widoki. Słońce właśnie zachodziło, więc niebo miało piękne kolory. Nagle ktoś złapał mnie za ramię. Odwróciłem się i zobaczyłem matkę. Z udawanym uśmiechem usiadła naprzeciwko mnie i zaczęła mi się przyglądać.

-Dlaczego wyjeżdżamy? – zapytałem w końcu.

-Środki ostrożności. Batman zaczął nas szukać.

-Od kiedy to się go tak boicie? – matka zmarszczyła brwi.

-Nie boimy się go. Nie chcę, by zbyt szybko się o tobie dowiedział.

-Chcesz mnie nadal trzymać w tajemnicy. Nic nowego.

-To dla twojego dobra Damianie. W odpowiedniej chwili, poznasz go.

-Ale to ty zadecydujesz kiedy ta chwila nastąpi – matka spoważniała. Wstała z fotela i zaczęła iść w stronę jej części samolotu.

Dalej wpatrywałem się w niebo, ale zachód już prawie się skończył. Zrezygnowany odwróciłem się od okna i wyciągnąłem z plecaka książkę „Sherlock Holmes”. Otworzyłem na pierwszej stronie i zacząłem czytać.

 

Oczami Bruce’a

Siedziałem w jaskini i szukałem jakiś informacji o obecnym położeniu Ligii. Muszę się spotkać z Ra’s. Cassandra jest rodziną i nie pozwolę jej skrzywdzić. Nigdy więcej. Liga już i tak wystarczająco ją skrzywdziła. Tim ciągle opiekuje się Cass. Widać, że mu na niej zależy. Jej na nim też. Może jakoś im się ułoży. Zasługują na to.

W końcu wyłączyłem komputer i wróciłem na górę. Poprosiłem Alfreda o herbatę a sam poszedłem do Cassandry. Dziewczyna nadal była cała w siniakach i bliznach. Liga wysłała po nią najlepszych. Na szczęście, Cassandra była lepsza. Usiadłem na łóżku obok czarnowłosej, a ona uśmiechnęła się na powitanie.

-Jak się czujesz?

-Lepiej niż wczoraj. Jak zawsze.

-Bat – komputer wyszukuje położenia Ra’s. Kiedy go znajdę, porozmawiamy sobie.

-Bruce, nie musisz tego robić – dziewczyna złapała mnie za rękę – Poza tym, nie sądzę żebyś zdołał go udobruchać. Tym razem naprawdę namieszałam. Może mi już tego nie darować.

-Dopilnuję, żeby darował. Obiecuję – Cass uśmiechnęła się, a chwilę później Alfred przyniósł dwa kubki herbaty. Podałem jeden z nich Cassandrze, a z drugiego wziąłem kilka łyków. Dopilnuję, by Liga raz na zawsze zostawiła Cassandrę w spokoju.
Po skończonej herbacie wróciłem do jaskini. Komputer znalazł ślad. Ra’s jest w Chinach. Jak najszybciej przyszykowałem Bat – wing i zawiadomiłem Alfreda o moim wyjeździe.  Przebrałem się w kostium i po chwili byłem gotowy do lotu.

niedziela, 3 maja 2015

Rozdział V - Warunki


Zabijanie dla pokoju jest jak pieprzenie się dla cnoty.
Stephen King

Stałam przed wielkim kamiennym domem, jeżeli mogę to tak nazwać. To był raczej pałac. Znajdował się na małym wzniesieniu na obrzeżach Bludhaven . Był zrobiony z ciemnego kamienia, a chody prowadzące do niego z marmuru. Powoli weszłam na górę i zapukałam do drewnianych, potężnych drzwi. Nikt mi nie otworzył, więc pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka. Znalazłam się w długim korytarzu pomalowanym na ciemne kolory. Po obu stronach znajdowała się masa drzwi. Szłam przed siebie i starałam się wypatrzeć chłopaka. Kilka razy próbowałam otworzyć jedne z drzwi, ale każde były zamknięte. Na końcu korytarza znajdowały się schody prowadzące na drugie piętro. Weszłam po nich i znalazłam się w bardzo jasnej sali treningowej. Ściany, jak i podłoga były białe. Na jednej ze ścian znajdował się rząd luster. Przy kolejnej zauważyłam stoisko z bronią. Były tam katany, tesseny, sai, tanto, bo i różnego rodzaju shurikeny. Po drugiej stronie stały manekiny do ćwiczeń, bieżnie i rowerki.  Zauważyłam też kilka barierek do ćwiczeń. Na środku sali leżała mata do ćwiczeń, a na niej stał Damian. Był ubrany w obcisły kombinezon i buty do łydki. Po co on tak się ubiera? Podeszłam do niego, a chłopiec z poważnym wyrazem twarzy odezwał się.

-Spóźniłaś się.

-Nie mogłam odnaleźć się w tej wartowni.

-Domyśliłem się. Może po prostu nie przywykłaś do takiego luksusu? – ten chłopak cholernie mnie wnerwia – Nie traćmy czasu. Zaczynamy?

-Może daj mi się najpierw przebrać – podeszłam do lustrzanej ściany, położyłam swoją torbę na podłodze i ściągnęłam z siebie bluzę. Następnie zdjęłam bluzkę na ramiączkach. Miałam teraz na sobie sportowy stanik i krótkie spodenki. Ściągnęłam jeszcze czarne sztyblety i założyłam schowane w torbie adidasy. Szybko spięłam włosy w kucyka i wróciłam do Damiana – Zacznijmy od krótkiego sparingu. Jestem ciekawa ile potrafisz.

-Możesz się zdziwić – chłopak uśmiechnął się wrednie i zadał pierwszy cios.

Kopnął mnie w brzuch, ale szybko zrobiłam unik i spróbowałam go podciąć. Damian podskoczył, a następnie wylądował na rękach i kopnął mnie w podbródek. Muszę przyznać, że walczy bardzo dobrze. Pośpiesznie uderzyłam go w twarz. Chłopak cofnął się, ale chwilę potem ponownie spróbował mnie kopnąć w brzuch. Z małym trudem złapałam go na stopę.

-Musisz częściej zmieniać ciosy. Nie daj się rozszyfrować przeciwnikowi.

Damian nie odpowiedział, a jedynie wyrwał się z uścisku i kopnął mnie w twarz z półobrotu. Wykorzystał moją chwilę słabości i podciął mnie. Upadłam na ziemię, a on zaczął okładać mnie pięściami. Tego było za wiele. Złapałam go nogami za szyję i przycisnęłam do ziemi. Podniosłam się, a kiedy Damian wstał, kopnęłam go w brzuch, pociągnęłam za włosy uderzyłam głową o ziemię. Chłopak nie wstawał. Mam nadzieję, że nic mu się nie stało. Szybko kucnęłam przy nim i już miałam go podnieść, kiedy wyciągnął schowany sztylet i zadrapał mi rękę. Cofnęłam się od niego i starałam się zatamować krew. Bachor musiał przeciąć mi żyłę.

-Zwariowałeś?! Walka się skończyła.

-Nieprawda. Walka jest skończona, kiedy przeciwnik jest martwy. Na pierwszy rzut oka wiedziałem, że nie nauczysz mnie niczego pożytecznego.

-Liga i te jej idiotyczne zasady. Czułam, że tak właśnie to będzie wyglądało – podeszłam do lustra i urwałam kawałek rękawa bluzy. Szybko zatamowałam krwawienie i wróciłam do Damiana – Nie wiem ile to ma jeszcze potrwać, ale jeżeli mamy jakoś współpracować to musimy ustalić pewne zasady.

-Jestem otwarty na propozycję.

-Po pierwsze, walka kończy się, jeśli przeciwnik nie wstaje pięć sekund. Po drugie, w walce nie używamy broni, jeśli na to nie pozwolę.

-Po trzecie, jeśli masz mnie uczyć, najpierw sama popracuj nad swoją własną techniką – zacisnęłam pięści. Jeszcze jedno słowo chłopaka i wyjdę z siebie.

-Nie jesteś zadowolony ze współpracy, ja także, ale na razie musimy się jakoś dogadać. Kiedy Talia zdecyduje, że szkolenie się skończyło, każde z nas pójdzie w swoją stronę.

-Już nie mogę się doczekać – Damian uśmiechnął się wrednie, a ja znów miałam ochotę go walnąć.

-Poczekam aż krwawienie ustanie. Poćwicz sobie trochę na bieżni.

Damian wykonał polecenie, a ja usiadłam na ziemi i zerknęłam na ranę. Nie była głęboka, ale idealnie wycelowana. Dzieciak dobrze wie gdzie ma zadać cios. To na pewno jego wielki atut. Ponownie przewiązałam ranę materiałem i czekałam aż siła w ręce mi wróci. Zszyję ranę kiedy wrócę. Zaczęłam przyglądać się chłopakowi. Ustawił urządzenie na najwyższe obroty i nawet się nie męczył. Jestem ciekawa od ilu lat Talia go szkoli. Skoro jest jej synem, to zakładam, że od małego. Nasza współpraca nie wyjdzie, jeżeli młody będzie taki arogancki. Musi okazywać mi szacunek, jak mistrz swojemu uczniowi. Dopiero wtedy będziemy mogli coś osiągnąć.

Kiedy siła w ręce mi powróciła, podeszłam do Damiana. Chłopak nie przestawał ćwiczyć, a ja nie chciałam mu przerywać.

-Mam dla ciebie propozycję. Nie będę ci niczego narzucać, ty będziesz wybierał ćwiczenia i ty będziesz mówił kiedy przerywamy. W zamian oczekuję jedynie odrobiny szacunku – Damian spojrzał na mnie ze zdziwieniem i wyłączył bieżnię. Podszedł naprzeciw mnie i spojrzał pytająco.

-Mam wolną rękę?

-Owszem.

-Matka ani dziad zawsze zakazywali mi swoje ćwiczenia.

-Nie jestem ani Talią, ani Ra’s. Nie oczekuję od ciebie jakiś niespotykanych wyników, w końcu masz tylko osiem lat. Sama dobrze pamiętam moje początki i dobrze wiem, że w Lidze nie jest łatwo. Zwłaszcza, jeśli uczy cię Talia.

-Kiedy wstąpiłaś do Ligii? – chłopak chyba zaciekawił się moją propozycją. Chce porozmawiać, więc zgaduję, że się zgadza.

-Kiedy miałam szesnaście lat, moich rodziców zamordował Salde Wilson. Talia przyszła do mnie i obiecała, że dzięki Lidze Zabójców będę mogła go zabić.

-Zrobiłaś to?

-Nie. Mogłam to zrobić, Slade był zdany na moją łaskę. Na szczęście w porę zrozumiałam, że zemsta nie jest jedynym rozwiązaniem. Jest najprostszym, ale nie jedynym. Kiedyś powiedziałabym, że darowanie komuś życia, to największy błąd jaki może popełnić zabójstwa. Teraz myślę, że to nasza największa siła – Damian spuścił głowę. Nie wiem, co chodziło mu po głowie. Ten dzieciak jest nie do odczytania.

-Liga zawsze uczyła mnie, że mam eliminować swoich przeciwników. Właśnie dlatego nie rozumiem, czemu matka aż tak chciała byś ty mnie szkoliła.

-Ja też tego nie wiem. Może na razie pomyśl, czy pasują ci warunki.

-Pasują – odpowiedział bez namysłu – Lepszych nie mogłaś zaproponować – uśmiechnęłam się i razem z chłopakiem zaczęłam rozciągać się na macie.

***

Siedziałam w pokoju i uczyłam się do testu. Za niedługo czekamy mnie ważny egzamin i staram się jakoś pogodzić naukę z treningami. Niespodziewanie do pokoju wszedł Dick.

-No i jak tam? Trening z szatanem nie zakończył się wizytą w szpitalu?

-Bardzo zabawne. Młody zranił mnie w rękę, ale to nic poważnego. Na szczęście udało się nam dojść do porozumienia.

-Widzisz. Mówiłem ci, że dasz radę.

-Tak. Oczywiście miałeś rację. Tak jak zawsze – Richard usiadł obok mnie i pocałował mnie w policzek.

-Nie przemęczaj się za bardzo. Pamiętaj, już dawno nie walczyłaś – po tych słowach Dick poszedł do łazienki, a ja zdałam sobie sprawę jak wielką rację miał Damian. Jeśli naprawdę chcę go czegoś nauczyć, to sama muszę najpierw się podszkolić.

Momentalnie wstałam z łóżka i poszłam do salonu. Uruchomiłam bieżnię, na której zwykle ćwiczył Dick i zaczęłam ćwiczyć.

 

Narracja trzecio osobowa

Zielonooka kobieta stała w ciemnym pomieszczeniu, wpatrzona w starszego mężczyznę siedzącego na skórzanym fotelu. Starzec był umięśniony i wysoki. Miał siwe już włosy oraz brodę. Był ubrany w czarną zbroję i zieloną pelerynę. Mężczyzna przez długi czas nie odzywał się do zielonookiej.

-Ojcze – odezwała się kobieta – Damian rozpoczął już trening.

-Istotnie – mężczyzna powoli wstał z fotela i podszedł do córki – Jak sprawuje się dziewczyna?

-Damian lekko ją zranił, ale to nic poważnego. Zdołali odnaleźć wspólny język.

-To zadowalająca wiadomość. Informuj mnie na bieżąco. Problem z Cassandrą Cain musi zostać rozwiązany. Nasi wojownicy zranili ją dość poważnie, ale dziewczyna uciekła im ich ukryła się w posiadłości Wayne’a. Jeżeli nie uda ci się przekonać Angel do powrotu, sama będziesz musiała zlikwidować problem.

-Oczywiście ojcze. Dopilnuję, by Cassandra odpowiedziała za swoje czyny.

-Nie zawiedź mnie Talio. Napraw błąd, jaki popełniłaś trzy lata temu – nic nie mówiąc kobieta opuściła pomieszczenie, a mężczyzna znów usiadł na fotelu – Przygotuj się na śmierć Cain. Ona nadejdzie znienacka.