niedziela, 3 maja 2015

Rozdział V - Warunki


Zabijanie dla pokoju jest jak pieprzenie się dla cnoty.
Stephen King

Stałam przed wielkim kamiennym domem, jeżeli mogę to tak nazwać. To był raczej pałac. Znajdował się na małym wzniesieniu na obrzeżach Bludhaven . Był zrobiony z ciemnego kamienia, a chody prowadzące do niego z marmuru. Powoli weszłam na górę i zapukałam do drewnianych, potężnych drzwi. Nikt mi nie otworzył, więc pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka. Znalazłam się w długim korytarzu pomalowanym na ciemne kolory. Po obu stronach znajdowała się masa drzwi. Szłam przed siebie i starałam się wypatrzeć chłopaka. Kilka razy próbowałam otworzyć jedne z drzwi, ale każde były zamknięte. Na końcu korytarza znajdowały się schody prowadzące na drugie piętro. Weszłam po nich i znalazłam się w bardzo jasnej sali treningowej. Ściany, jak i podłoga były białe. Na jednej ze ścian znajdował się rząd luster. Przy kolejnej zauważyłam stoisko z bronią. Były tam katany, tesseny, sai, tanto, bo i różnego rodzaju shurikeny. Po drugiej stronie stały manekiny do ćwiczeń, bieżnie i rowerki.  Zauważyłam też kilka barierek do ćwiczeń. Na środku sali leżała mata do ćwiczeń, a na niej stał Damian. Był ubrany w obcisły kombinezon i buty do łydki. Po co on tak się ubiera? Podeszłam do niego, a chłopiec z poważnym wyrazem twarzy odezwał się.

-Spóźniłaś się.

-Nie mogłam odnaleźć się w tej wartowni.

-Domyśliłem się. Może po prostu nie przywykłaś do takiego luksusu? – ten chłopak cholernie mnie wnerwia – Nie traćmy czasu. Zaczynamy?

-Może daj mi się najpierw przebrać – podeszłam do lustrzanej ściany, położyłam swoją torbę na podłodze i ściągnęłam z siebie bluzę. Następnie zdjęłam bluzkę na ramiączkach. Miałam teraz na sobie sportowy stanik i krótkie spodenki. Ściągnęłam jeszcze czarne sztyblety i założyłam schowane w torbie adidasy. Szybko spięłam włosy w kucyka i wróciłam do Damiana – Zacznijmy od krótkiego sparingu. Jestem ciekawa ile potrafisz.

-Możesz się zdziwić – chłopak uśmiechnął się wrednie i zadał pierwszy cios.

Kopnął mnie w brzuch, ale szybko zrobiłam unik i spróbowałam go podciąć. Damian podskoczył, a następnie wylądował na rękach i kopnął mnie w podbródek. Muszę przyznać, że walczy bardzo dobrze. Pośpiesznie uderzyłam go w twarz. Chłopak cofnął się, ale chwilę potem ponownie spróbował mnie kopnąć w brzuch. Z małym trudem złapałam go na stopę.

-Musisz częściej zmieniać ciosy. Nie daj się rozszyfrować przeciwnikowi.

Damian nie odpowiedział, a jedynie wyrwał się z uścisku i kopnął mnie w twarz z półobrotu. Wykorzystał moją chwilę słabości i podciął mnie. Upadłam na ziemię, a on zaczął okładać mnie pięściami. Tego było za wiele. Złapałam go nogami za szyję i przycisnęłam do ziemi. Podniosłam się, a kiedy Damian wstał, kopnęłam go w brzuch, pociągnęłam za włosy uderzyłam głową o ziemię. Chłopak nie wstawał. Mam nadzieję, że nic mu się nie stało. Szybko kucnęłam przy nim i już miałam go podnieść, kiedy wyciągnął schowany sztylet i zadrapał mi rękę. Cofnęłam się od niego i starałam się zatamować krew. Bachor musiał przeciąć mi żyłę.

-Zwariowałeś?! Walka się skończyła.

-Nieprawda. Walka jest skończona, kiedy przeciwnik jest martwy. Na pierwszy rzut oka wiedziałem, że nie nauczysz mnie niczego pożytecznego.

-Liga i te jej idiotyczne zasady. Czułam, że tak właśnie to będzie wyglądało – podeszłam do lustra i urwałam kawałek rękawa bluzy. Szybko zatamowałam krwawienie i wróciłam do Damiana – Nie wiem ile to ma jeszcze potrwać, ale jeżeli mamy jakoś współpracować to musimy ustalić pewne zasady.

-Jestem otwarty na propozycję.

-Po pierwsze, walka kończy się, jeśli przeciwnik nie wstaje pięć sekund. Po drugie, w walce nie używamy broni, jeśli na to nie pozwolę.

-Po trzecie, jeśli masz mnie uczyć, najpierw sama popracuj nad swoją własną techniką – zacisnęłam pięści. Jeszcze jedno słowo chłopaka i wyjdę z siebie.

-Nie jesteś zadowolony ze współpracy, ja także, ale na razie musimy się jakoś dogadać. Kiedy Talia zdecyduje, że szkolenie się skończyło, każde z nas pójdzie w swoją stronę.

-Już nie mogę się doczekać – Damian uśmiechnął się wrednie, a ja znów miałam ochotę go walnąć.

-Poczekam aż krwawienie ustanie. Poćwicz sobie trochę na bieżni.

Damian wykonał polecenie, a ja usiadłam na ziemi i zerknęłam na ranę. Nie była głęboka, ale idealnie wycelowana. Dzieciak dobrze wie gdzie ma zadać cios. To na pewno jego wielki atut. Ponownie przewiązałam ranę materiałem i czekałam aż siła w ręce mi wróci. Zszyję ranę kiedy wrócę. Zaczęłam przyglądać się chłopakowi. Ustawił urządzenie na najwyższe obroty i nawet się nie męczył. Jestem ciekawa od ilu lat Talia go szkoli. Skoro jest jej synem, to zakładam, że od małego. Nasza współpraca nie wyjdzie, jeżeli młody będzie taki arogancki. Musi okazywać mi szacunek, jak mistrz swojemu uczniowi. Dopiero wtedy będziemy mogli coś osiągnąć.

Kiedy siła w ręce mi powróciła, podeszłam do Damiana. Chłopak nie przestawał ćwiczyć, a ja nie chciałam mu przerywać.

-Mam dla ciebie propozycję. Nie będę ci niczego narzucać, ty będziesz wybierał ćwiczenia i ty będziesz mówił kiedy przerywamy. W zamian oczekuję jedynie odrobiny szacunku – Damian spojrzał na mnie ze zdziwieniem i wyłączył bieżnię. Podszedł naprzeciw mnie i spojrzał pytająco.

-Mam wolną rękę?

-Owszem.

-Matka ani dziad zawsze zakazywali mi swoje ćwiczenia.

-Nie jestem ani Talią, ani Ra’s. Nie oczekuję od ciebie jakiś niespotykanych wyników, w końcu masz tylko osiem lat. Sama dobrze pamiętam moje początki i dobrze wiem, że w Lidze nie jest łatwo. Zwłaszcza, jeśli uczy cię Talia.

-Kiedy wstąpiłaś do Ligii? – chłopak chyba zaciekawił się moją propozycją. Chce porozmawiać, więc zgaduję, że się zgadza.

-Kiedy miałam szesnaście lat, moich rodziców zamordował Salde Wilson. Talia przyszła do mnie i obiecała, że dzięki Lidze Zabójców będę mogła go zabić.

-Zrobiłaś to?

-Nie. Mogłam to zrobić, Slade był zdany na moją łaskę. Na szczęście w porę zrozumiałam, że zemsta nie jest jedynym rozwiązaniem. Jest najprostszym, ale nie jedynym. Kiedyś powiedziałabym, że darowanie komuś życia, to największy błąd jaki może popełnić zabójstwa. Teraz myślę, że to nasza największa siła – Damian spuścił głowę. Nie wiem, co chodziło mu po głowie. Ten dzieciak jest nie do odczytania.

-Liga zawsze uczyła mnie, że mam eliminować swoich przeciwników. Właśnie dlatego nie rozumiem, czemu matka aż tak chciała byś ty mnie szkoliła.

-Ja też tego nie wiem. Może na razie pomyśl, czy pasują ci warunki.

-Pasują – odpowiedział bez namysłu – Lepszych nie mogłaś zaproponować – uśmiechnęłam się i razem z chłopakiem zaczęłam rozciągać się na macie.

***

Siedziałam w pokoju i uczyłam się do testu. Za niedługo czekamy mnie ważny egzamin i staram się jakoś pogodzić naukę z treningami. Niespodziewanie do pokoju wszedł Dick.

-No i jak tam? Trening z szatanem nie zakończył się wizytą w szpitalu?

-Bardzo zabawne. Młody zranił mnie w rękę, ale to nic poważnego. Na szczęście udało się nam dojść do porozumienia.

-Widzisz. Mówiłem ci, że dasz radę.

-Tak. Oczywiście miałeś rację. Tak jak zawsze – Richard usiadł obok mnie i pocałował mnie w policzek.

-Nie przemęczaj się za bardzo. Pamiętaj, już dawno nie walczyłaś – po tych słowach Dick poszedł do łazienki, a ja zdałam sobie sprawę jak wielką rację miał Damian. Jeśli naprawdę chcę go czegoś nauczyć, to sama muszę najpierw się podszkolić.

Momentalnie wstałam z łóżka i poszłam do salonu. Uruchomiłam bieżnię, na której zwykle ćwiczył Dick i zaczęłam ćwiczyć.

 

Narracja trzecio osobowa

Zielonooka kobieta stała w ciemnym pomieszczeniu, wpatrzona w starszego mężczyznę siedzącego na skórzanym fotelu. Starzec był umięśniony i wysoki. Miał siwe już włosy oraz brodę. Był ubrany w czarną zbroję i zieloną pelerynę. Mężczyzna przez długi czas nie odzywał się do zielonookiej.

-Ojcze – odezwała się kobieta – Damian rozpoczął już trening.

-Istotnie – mężczyzna powoli wstał z fotela i podszedł do córki – Jak sprawuje się dziewczyna?

-Damian lekko ją zranił, ale to nic poważnego. Zdołali odnaleźć wspólny język.

-To zadowalająca wiadomość. Informuj mnie na bieżąco. Problem z Cassandrą Cain musi zostać rozwiązany. Nasi wojownicy zranili ją dość poważnie, ale dziewczyna uciekła im ich ukryła się w posiadłości Wayne’a. Jeżeli nie uda ci się przekonać Angel do powrotu, sama będziesz musiała zlikwidować problem.

-Oczywiście ojcze. Dopilnuję, by Cassandra odpowiedziała za swoje czyny.

-Nie zawiedź mnie Talio. Napraw błąd, jaki popełniłaś trzy lata temu – nic nie mówiąc kobieta opuściła pomieszczenie, a mężczyzna znów usiadł na fotelu – Przygotuj się na śmierć Cain. Ona nadejdzie znienacka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz