niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział VIII - Duch


Nagle tak cicho zrobiło się w moim świecie bez Ciebie.

Janusz Leon Wiśniewski

Powoli zaczęłam się budzić. Jasne światło przebijające się do pokoju zmusiło mnie do otwarcia oczu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie był to pokój, w którym zasypiałam. Jego ściany były pokryte ciemnobrązową farbą oraz bogatymi, złotymi zdobieniami. Podłoga była wykonana z ciemnego drewna, podobnie jak meble.

Podniosłam się i usiadłam na skraju łóżka z baldachimem. Głowa strasznie mnie bolała, najprawdopodobniej bo moim wczorajszym występku z alkoholem. Jednym słowem, miałam kaca. Zauważyłam, że nie mam na sobie wczorajszej sukienki, a jedynie za dużą czarną koszulkę i bieliznę.

Niespodziewanie do pokoju wszedł Richard. On także nie miał na sobie garnitury. Był ubrany w czarne jeansy, szarą koszulkę i buty. Niósł w rękach wodę i jakieś tabletki. Usiadł obok mnie i podał mi je.

-Wypił. Pomogą ci – posłusznie wykonałam polecenie i połknęłam pigułki.

-Gdzie jesteśmy Dick?

-U Bruce’a. Wczoraj zachowywałaś się zbyt radykalnie by zostać na weselu – o boże, co ja tam wyprawiałam.

-Zostawiłam Emily. Jaka ze mnie przyjaciółka?

-Em to zrozumiała. Chciała, żebyś jak najszybciej doszła do siebie – kiwnęłam porozumiewawczo głową.

-To co dokładnie robiłam?

-Pierw chciałaś wyskoczyć przez ono, potem groziłaś mi nożem do jedzenia, a na końcu chciałaś się pieprzyć – o kurde, musiałam nieźle popalić Richardowi – Ostatecznie podałem ci środki nasenne i wsadziłem do samochodu. Cassandra i Tim będą tu za jakąś godzinę. Ubrania masz na stołku. Zejdź na śniadanie, jak się ogarniesz – Dick wyszedł z pokoju. Powoli wstałam z łóżka. Już dało się odczuć poprawę, tabletki działają.

Podeszłam do stołka z ubraniami. Była na nim czerwona bluzka z krótkim rękawem, granatowe jeansy i adidasy. Pewnie ubrania Cass. Założyłam je i rozczesałam włosy. Wyszłam na zewnątrz i weszłam do łazienki. Przemyłam twarz wodą i przepłukałam usta. Byłam gotowa by zejść do jadalnii.

Tam zastałam Richarda, Bruce’a i Alfreda. Nie widziałam gospodarza domu od…od pogrzebu Jasona. Usiadłam obok mojego chłopaka i przywitałam się z Alfredem. Ten wyszedł, a po chwili wrócił z talerzem naleśników francuskich.

-Dziękuję – zaczęłam jeść. Alfred rozmawiał z Richardem, a Bruce nie spuszczał ze mnie wzroku. Przez niego, nie mogłam się skupić na jedzeniu. Odłożyłam sztućce i odeszłam od stoły. Dick już chciał za mną iść, ale Wayne go zatrzymał i sam ruszył za mną.

Usiadłam na kanapie w głównym pokoju, a mężczyzna usiadł obok mnie. Nie odzywał się, a jedynie przyglądał.

-Powiesz mi w końcu o co ci chodzi? – odezwałam się pierwsza.

-Cassandra została zaatakowana przez Ligę. W poszukiwaniu Ra’s wyjechałem do Chin, ale znalazłem tam jedynie karteczkę z napisem: „Twój aniołek nie jest już taki święty”. Wiesz może, co miał na myśli.

-Owszem. Talia złożyła mi „propozycję”. Jeżeli nie zabiję Cassandry, ona zajmie się Natalie.

-Nie mów mi tylko, że się zgodziłaś!

-Masz mnie za idiotkę. Poszłam z nią na impas. Talia zostawi Natalie w spokoju, jeżeli ja wytrenuję jedną osobę z Ligii. Dick ci tego nie powiedział?

-Nie chciał.

-To teraz już wiesz. Przesłuchanie skończone?

-Owszem – wstałam z kanapy i wróciłam do pokoju. Posiadłość Wayne’a to nie jest dom marzeń. Nie dla mnie. Kiedy przez kilka tygodni mieszkałam tu z Richardem, było inaczej. Wychodziliśmy na miasto, walczyliśmy z przestępcami, ćwiczyłam  z Jasonem… Oh, Jason. Bez ciebie jest tu tak cicho…

***

Ja, Dick i reszta Tytanów siedzieliśmy w wierzy. Czasem urządzaliśmy sobie małe spotkania, żeby powspominać stare, dobre czasy. Garfield opowiadał kiepskie żarty, Vick i Raven z kolei nabijali się z niego, Kori gotowała, a ja i Richard siedzieliśmy i przyglądaliśmy się wszystkim.

Pierw zadzwonił telefon Dicka, ale on go zignorował.

-Nie powinieneś odebrać. To może być coś ważnego.  

-Może zaczekać – chłopak pocałował mnie, ale i moja komórka dała o sobie znać – Nie…

-To może być coś ważnego – wstałam z kanapy i odebrałam telefon – Halo?

-Witaj Angel, tu Alfred.

-Cześć Alfredzie. Co u ciebie?

-Panienko Ross, czy mogę porozmawiać z Richardem? – mężczyzna mówił drżącym głosem.

-Co się stało Alfredzie?

-Chodzi o panicza Jasona…On…on nie żyje – nie miałam pojęcia z odpowiedzieć. Całkiem mnie zamroczyło. Upuściłam telefon na podłogę, a z moich oczu w sekundzie zaczęły wypływać łzy. Upadłam na kolana, nie mogąc przestać płakać. Dick podszedł do mnie i podniósł.

-Co się stało? Angel?

-Chodzi o Jasona – mówiłam przez płacz – On nie żyje – wtuliłam się w Richarda i starałam się zapomnieć, udawać, że nie odebrałam tego cholernego telefonu. Ale nie dało się, nadal się nie da zapomnieć o czymś takim.

***

Kiedy Cassandra i Tim wrócili, zajęłyśmy się wymyślaniem planu przechytrzenia Talii. Miałyśmy już kilka pomysłów, ale musiałyśmy je dopracować.

Z posiadłości wyjechaliśmy po obiedzie. Nie chciałam długo tam zostawać, zwłaszcza, że Bruce nie miał ochoty spędzić ze mną ani minuty. Po powrocie do domu, zajęłam się treningiem, a Richard poszedł do pracy. Byłam na siebie zła, bo opuściłam wesele Em jedynie przez moją głupotę. Waliłam w worek treningowy coraz mocniej, aż nie urwał się od sufitu. Wzięłam łyk wody z butelki i wróciłam do treningu.

Była już noc, a ja nadal trenowałam. Czas leciał tak szybciej, a ja skupiałam myśli na uderzeniach. Niespodziewanie, usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu przez okno. Po cichu poszłam po pistolet i zaczęłam kierować się w stronę nieznajomego. Miałam skrytą nadzieję, że to Damian znów chciał włamać się do mieszkania. Kiedy jednak zobaczyłam w sypialni wysokiego i  masywnego człowieka wiedziałam, że to nie Damian. Odbezpieczyłam pistolet i wycelowałam w nieznajomego.

-Jeśli jesteś złodziejem, to masz szczęście, że jeszcze niczego nie ukradłeś.

-Nie jestem złodziejem Angel – znałam skądś ten głos – Jestem starym przyjacielem – powoli włączyłam światło, a moim oczom ukazał się dobrze mi znany chłopak, który myślałam, że jest duchem. Miał czarne, rozczochrane włosy i zielone oczy. Był ubrany czarną zbroję, wojskowe buty i brązową kurtkę. Patrzałam na niego z niedowierzaniem. Upuściłam pistolet i podeszłam bliżej niego.

-Jason? – zapytałam z niedowierzaniem.

-Długo się nie widzieliśmy, co ?

-Ale jak to możliwe? Byłam pewna, ze zginąłeś, wszyscy tak myśleliśmy!

-Bo zginąłem – spojrzałam na chłopaka pytająco – Ale Ra’s zanurzył mnie w Jamach Łazarza. Przywrócił mnie do życia.

-To dlaczego nie wróciłeś?

-Chciałem. Uwierz mi, chciałem. Ale nie potrafiłem wrócić do Gotham, póki on nadal żył.

-Joker.

-Zemszczę się na nim Angel, ale chcę cię poprosić o jedno. Nie mów Bruce’owi o naszym spotkaniu. Już za niedługo się spotkamy – Jay złapał mnie za rękę.

-Dlaczego do mnie przyszedłeś?

-Chciałem cię zobaczyć. Sporo mnie nauczyłaś i za to chcę ci podziękować. – chłopak pocałował mnie w policzek, a zaraz potem wyskoczył przez okno. Nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Wszystkie problemy związane z Ligą poszły w bok, bo właśnie okazało się, że Jason Todd żyje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz