niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział VIII - Wspomnienia


Są chwile, które nigdy nie wrócą, ale w pamięci, będą trwać wiecznie…

Minął tydzień od śmierci rodziców. Ich pogrzeb odbył się cztery dni temu. Byli na nim wszyscy moi znajomi. Był oczywiście Dick z Brucem, Tessa, Emily i Jake. Były nawet Sara Lily i Emma. Jedyną osobą z mojej rodziny była moja ciocia Isabel, siostra mamy. Ciocia Isabel nie była zbyt dobrą siostrą. Z tego co wiem zawsze dokuczała mamie i podbierała jej chłopaków. Zawsze jednak była jej siostrą. Teraz to ona ma stać się moją prawną opiekunką. Właśnie dziś wprowadza się do naszego domu. Jedyna rzecz jaka mnie cieszy to to, że nie muszę się nigdzie przeprowadzać. Nie zniosłabym kolejnej rozłąki z Dickiem.

Siedziałam w salonie kiedy kilkoro mężczyzn wnosiło rzeczy cioci. Zajęło im to dobre poł godziny, choć były to same ubrania i kosmetyki. Kiedy wszystko było już na swoim miejscu do domu weszła ciocia. Była bardzo wysoką i szczupłą osobą. Miała długie brązowe włosy i oczy. Była ubrana w czarną sukienkę do kolan z odkrytymi plecami i czarne szpilki. Ciocia Isabel weszła do salonu i obejrzała mnie od góry do dołu.

-Cała matka – powiedziała z  pogardą – Mam nadzieję, że chociaż charakter masz ojca – chyba rozumiem czemu mama jej nie lubiła. Nie odezwałam się do ciotki. Dalej siedziałam nieruchomo na kanapie – Może wypadałoby mnie przywitać?

-Cześć.

-Widzę, że rodzice nie nauczyli cię dobrych manier. Będę musiała o zrobić za nich.

-Nauczyli mnie jak radzić sobie z wrednymi i aroganckimi ludźmi.

-Jeszcze jedno słowo, a przysięgam, że przez miesiąc nie opuścisz tego domu.

-Ale się boję – wstałam z kanapy i poszłam w stronę pokoju. Nie zdążyłam nawet dojść do schodów, gdy poczułam jak ktoś łapie mnie za nadgarstek. Była to oczywiście ciocia Isabel. Jej długie paznokcie wbijały się w moją skórę. Ciotka była dość silna. Nadgarstek zaczął mnie boleć, ale nie dałam tego po sobie poznać.

-Nie jestem taka jak twoja matka. Jeśli będziesz się wymykać, obrażać mnie albo nie wykonywać moich poleceń, gorzko tego pożałujesz.

Wreszcie wyrwałam się z uścisku ciotki. Od razu pobiegłam na górę i rzuciłam się na łóżko. Zaczęłam płakać. Czy tak ma wyglądać moje życie? Cały czas mam słuchać tej wiedźmy? Nie! Nie pozwolę na to. Muszę się gdzieś wyrwać. Sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam do Dicka.

-Halo? – odezwał się głos w telefonie.

-Cześć Dick, tu Angel.

-Hej Angel. Jak się trzymasz?

-Jest ok.  Powoli przyzwyczajam się do bycia sierotą.

-Nie mów tak. Masz jeszcze swoją ciocię.

-Masz na myśli tę ciotkę wiedźmę? Ty jesteś dla mnie bliższą rodziną niż ona.

-Jest aż taka zła?

-Gorsza.

-Słuchaj, może gdzieś wyskoczymy?

-Czemu nie. Zrobię wszystko żeby uwolnić się od tej jędzy.

-Dobra. Przyjadę po ciebie za pięć minut.

-To na razie.

-Nara.

Dick rozłączył się. Bardzo się cieszyłam, że w końcu gdzieś pojadę. Muszę odpocząć od tych wszystkich problemów. Przebiorę się. Znając Dicka, to na pewno pojedziemy gdzieś daleko. Muszę więc mieć jakiś wygodniejszy strój. Zajrzałam do szafy. Nie zastanawiając się zbytnio wyciągnęłam szare jeansy, fioletową bluzkę na ramiączkach i czarną ramonezkę – moje ulubione ubrania. Założyłam wszystkie ciuchy i moje czarne motocyklówki. Po chwili usłyszałam dźwięk nadjeżdżającego motocyklu. Wyjrzałam przez okno.  Stał tam Richard. Był ubrany w czarne spodnie , skórzaną kurtkę i glany. Obok niego stał czerwony motocykl. Nie potrafiłam rozpoznać tego modelu, ani nawet marki.

Wolałam nie ryzykować przyłapania przez Isabel. Mój pokój nie był aż tak wysoko więc postanowiłam, że wyjdę przez okno. Otworzyłam je na oścież i skoczyłam na dach. Dick przyglądał mi się z wielką uwagą. Ostrożnie skoczyłam na trawę.

-Ładne zejście – pochwalił mnie Richard.

-Dzięki. To gdzie jedziemy?

-Wiesz, wczoraj do miasta przyjechał cyrk więc pomyślałem sobie, czemu nie?

-Bardzo chętnie. Ostatni raz byłam w cyrku… - kiedy zginęli rodzice Dicka.

-Tak, ja też.

-Nie jest ci ciężko? Przebywać w miejscu, które wiąże ze sobą tyle wspomnień?

-Zawsze jest ciężko. Jednak ja staram się kojarzyć te miejsca tylko z tymi najlepszymi wspomnieniami.

Najlepszymi wspomnieniami. To bardzo mądre. Do tej pory pamiętam moją pierwszą wizytę w cyrku. Było lato. Choć miałam tylko sześć lat, uciekłam z domu po kłótni z rodzicami. Do Gotham przyjechał wtedy cyrk, więc postanowiłam wybrać się na pokaz. Było jeszcze za wcześnie, ale ja nie miałam ochoty czekać. Po kryjomu wślizgnęłam się do namiotu cyrkowego. Znalazłam się na scenie. Byłam w miejscu gdzie za kilka godzin wystąpią ludzie z wielkimi talentami. Czułam się wyjątkowa. Niespodziewanie do namiotu wszedł chłopak, najprawdopodobniej w moim wieku. Miał krótkie, czarne włosy i niebieskie oczy. Gdy zobaczył mnie na scenie, był zdziwiony. Po chwili jednak zdziwienie znikło, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Chłopak nie miał wtedy zębów jedynek u góry i wyglądał bardzo śmiesznie. W jednym momencie zaczęłam śmiać się na cały głos.

-Co cię tak śmieszy?! – zapytał lekko zdenerwowany

-Twoje zęby! – wydusiłam nadal się śmiejąc

-Bardzo śmieszne hieno – mina mi spoważniała. Mogłam znieść wiele, ale nie przezwiska.

-Jak ty mnie nazwałeś?!

-Hiena, hiena!

-Ja ci dam hienę mały skunksie! - zaczęłam gonić chłopaka. Był dość szybki, ale nie tak szybki jak ja. Kiedy go dogoniłam, skoczyłam na niego. Oboje leżeliśmy na ziemi, tylko że ja leżałam na nim – I co teraz powiesz żartownisiu?

-Tylko jedno. Spadaj! - chłopak złapał mnie za włosy i zmusił do zejścia z niego. Kiedy wreszcie uwolnił się ode mnie, kopnął mnie w brzuch i wyrzucił w górę. Ja na szczęście nie straciłam głowy. Zrobiłam fikołka w powietrzu i wylądowałam na rękach, a potem znów stanęłam na nogi.

-Wiesz, że dziewczyn się nie bije!

-Dziewczyn może i nie, ale hieny mogę – zrobiłam wściekłą minę – Dobra już dobra. Rozejm? – chłopak wyciągnął dłoń w moją stronę, a ja niechętnie uścisnęłam ją – Jestem Dick Grayson.

-A ja Angel Ross.

***

Czas spędzony z Dickiem w cyrku był naprawdę świetny. Dobrze było wreszcie odetchnąć i przestać myśleć o śmierci rodziców. Było już dość późno, ale Richard chciał mnie zabrać w jeszcze jedno miejsce. Tym razem nie powiedział gdzie.

Jechaliśmy już jakieś dziesięć minut. Robiło się to już trochę nudne. Do tego miałam wrażenie, że jeździmy w kółko. Wreszcie nie wytrzymałam. Musiałam zapytać się Dicka gdzie jedziemy.

-Powiesz mi wreszcie dokąd mnie zabierasz i czemu jeździmy w kółko?

-Muszę się upewnić, że nikt nas nie śledzi.

-Po co ktoś miałby nas śledzić?

-Jest kilka powodów…

-Podaj choć jeden!

-Choćby dlatego, że jesteś super żołnierzem i ściga cię Slade Wilson.

-Skąd ty to wiesz? 

-Później ci wszystko wyjaśnię. Zaraz będziemy na miejscu – po chwili wjechaliśmy w wąską ulicę ze ślepym zaułkiem. Pomimo braku żadnego wyjścia, Dick nadal nie zwalniał.

-Ściana Dick.

-Wiem.

-Ściana!

-Wiem!

W ostatnim momencie ściana uniosła się w górę, a my wjechaliśmy w jakiś tunel. Rozglądałam się i próbowałam jakoś rozgryźć gdzie jesteśmy. Chwilę później wjechaliśmy do wielkiej jaskini. Cała jaskinia była oświetlona. Znajdowało się w niej wiele sprzętu do ćwiczeń, komputerów, miejsc na motory. Moją uwagę szczególnie przykuła wielka moneta, sztuczny Dinosaur i karta Joker. Dick zatrzymał się i zszedł z motoru.

-Gdzie my jesteśmy Dick?
-Po części w moim domu. Witaj w jaskini Batmana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz