czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział VII - Zdrada


Naj­gorsi wro­gowie to ci dwu­lico­wi przyjaciele...nig­dy nie wiesz po czy­jej są stro­nie, czy można ich pro­sić o po­moc, cze­go się można po nich spodziewać i kiedy zos­ta­niesz zaatakowany...

Siedziałam na łóżku szpitalnym. Choć po naszej bójce z nieznajomym nic mi się nie stało to lekarze i tak postanowili mnie obejrzeć. Wcale nie miałam ochoty tu siedzieć. Chciałam iść do Rose i Dicka aby sprawdzić co z nimi, ale nikt nie pozwalał mi wychodzić.

 Niespodziewanie do pokoju weszli moi rodzice. Oboje przytulili mnie mocno i usiedli obok mnie na łóżku.

-Jak dobrze, że nic ci się nie stało – powiedziała drżącym głosem mama

-Czemu nie zaczekałaś na ochroniarza?

-Spóźniał się i to długo.

-I tak powinnaś poczekać – pokazałam tacie język, a ten chyba się uśmiechnął – Najważniejsze, że wszyscy są cali. Lekarze cię zbadają i za jakąś godzinę będziemy w domu – Mama pocałowała mnie w głowę. Rodzice wstali z łóżka i zaczęli kierować się w stronę drzwi. Nie mogłam już wytrzymać. Musiałam ich spytać co przede mną ukrywają.

-Tato!

-Tak?

-Muszę cię o coś zapytać.

-Coś się stało?

-Ten mężczyzna, który nas zaatakował, myślę że to on grozi naszej rodzinie. Wiem też, że jesteście wplątani w coś niebezpiecznego i że ukrywacie wiele przed policją – rodzice spojrzeli na siebie i z powrotem usiedli na łóżku

-Masz rację Angel – zaczął tata – ukrywamy przed tobą i przed policją wiele, ale to dlatego, że chcemy cię ochronić.

-Myślę jednak – dodała mama – że jesteś już wystarczająco duża aby znać prawdę.

-Otóż osiemnaście lat temu pewna grupa naukowców i biznesmenów postanowiłam stworzyć idealnego żołnierza. W skład tej grupy wchodziliśmy my, Bruce Wayne, Samuel Stick, Marta Bricks, Sara Galloway i Kirk Langdtrom. Byliśmy przekonani, że taki żołnierz zapewni nam umowę z wojskiem i wiele pieniędzy do końca życia. Stworzyliśmy więc laboratorium, zebraliśmy ochotników i rozpoczęliśmy badania. Przez dłuższy czas nie osiągaliśmy efektów. Nie pomogło nam też to, że Wayne zrezygnował, bo uznał to za zbyt niebezpieczne. W końcu jednak udało nam się. Stworzyliśmy serum, które czyniło człowieka super żołnierzem. Niestety wkrótce się przekonaliśmy na jak cienkim stoimy lodzie. Nasz obiekt testowy owszem był silny, miał wyostrzone zmysły, ale pojawiły się efekty uboczne. Agresja, napady szału nie do opanowania, a nawet lekka psychoza. Nasz żołnierz był nie do opanowania. Wtedy zrozumieliśmy, że serum należy podać już w pierwszych chwilach życia.

-Chcieliście podać je noworodkowi?!

-I podaliśmy – powiedziała ze wstydem mama – Był to nasz największy błąd.

-Nigdy nie powinniśmy się posuwać do czegoś takiego. Dziecko, któremu podaliśmy serum nie doznało żadnych efektów ubocznych, ale za to nasz poprzedni obiekt testów…

-Uznał, że go zdradziliśmy – dokończyła mama – Powiedział, że chcemy go zastąpić i że kiedy nie będzie nam już potrzebny zabijemy go.

-Co w ogóle jest prawie nie możliwe.

-Teraz ten człowiek chce się zemścić – przez chwilę nic nie mówiliśmy. Nie mogłam uwierzyć, że rodzice zrobili coś tak okropnego. Nadal jednak nurtowały mnie dwa najważniejsze pytania.

-Podaliście serum dziecku. Kim ono jest? – rodzice nic nie odpowiedzieli. Tata spuścił głowę, a mama była już bliska płaczu – Kto?! Kto dostał serum?!

-Ty! – wykrzyknął wreszcie tata, a ja znieruchomiałam – Akurat wtedy twoja mama była w ósmym miesiącu ciąży. Postanowiliśmy poczekać ten jeden miesiąc i wstrzyknąć ci serum.

-Jak mogliście?! Jestem waszą córką, a nie obiektem testowym?!

-Wiemy. Nie wiem czemu, ale wtedy uważaliśmy to za najlepsze rozwiązanie.

-I co? Jakoś nie mam żadnej super siły.

-Jeszcze nie. Masz wyostrzone zmysły, jesteś nad wyraz giętka i raczej nie masz problemów z wysiłkiem fizycznym. To dopiero początek. Później twoje zdolności będą coraz większe.

-No dobrze, jestem super żołnierzem. Mam jeszcze jedno pytanie. Kto chce nas zabić.

-Ten mężczyzna nazywa się Slade Wilson i… – dokładnie w tym momencie ktoś zamknął drzwi. Rodzice próbowali je otworzyć, ale na próżno. Wtedy przez otwór wentylacyjny do pokoju zaczął wpływać jakiś gaz. Zaczęliśmy się nim krztusić. Wtedy w głośniku usłyszałam znajomy głos.

-I jest moim ojcem – powiedziała Rose – On chce waszej śmieci, a ja mu w tym pomogę.

-Jak możesz Rose?! Przecież jesteśmy przyjaciółkami!

-Nie! Nie jesteśmy! To wszystko było tylko na pokaz. Miałaś mnie polubić, uznać że jesteśmy podobne. Złapałaś moją przynętę, a teraz ty i twoi rodzice zginiecie przez to. 

Rose już nic nie powiedziała. Już prawie nie mogliśmy oddychać. Tata próbował wyważyć drzwi, ale na próżno. Okien też nie dało się zbić. Stąd nie było ucieczki. Wtedy mama podeszła do mnie i założyła mi maskę tlenową.

-Oddychaj – powiedziała ciężkim głosem – Masz przeżyć, rozumiesz?

-Mamo! Nie mogę…

-Musisz dać sobie radę! Kocham cię. Wiem, że jesteś silna.

-Mamo nie!

Mama powoli zamykała oczy. Tata leżał już nieprzytomny. Łzy wypływały z moich oczu. Krzyczałam i wołałam o pomoc, ale nikt nam nie otwierał. Widziałam jak rodzice po raz ostatni wdychają zatrute powietrze.

W końcu ktoś otworzył drzwi i wyprowadził mnie z pokoju. Gaz został odciągnięty, a lekarze próbowali uratować rodziców. Niestety było już za późno. Zginęli. Umarli, żebym ja mogła żyć. Żyję tylko dzięki poświęceniu mojej matki.

***

Siedziałam na komisariacie i próbowałam poskładać jakoś wszystkie fakty. Moi rodzice nie żyją przez Slade’a i Rose Wilson. Mam zamiar się zemścić. Sprawię aby oni cierpieli tak jak ja. Nie będę miała litości. Nie będę miała wyrzutów. Zabiję ich z zimną krwią i nikt mnie nie powstrzyma. Nikt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz