Leżałam na łóżku oparta o ścianę i przeglądałam notatki z ostatniego
wykładu. Miejsce obok zajmował niebieskooki mężczyzna o czarnych włosach.
Czytał zeznania świadka w sprawie jakiegoś morderstwa. Zerknęłam na niego kątem
oka. Siedział, oczywiście skupiony i przeglądał papiery. Odłożyłam na chwilę
notes i napiłam się leżącej na szafce nocnej herbaty. Była jeszcze ciepła, a
taką lubię najbardziej więc wzięłam kilka porządnych łyków. Następnie wróciłam
do notatek. Za niedługo czeka mnie egzamin i muszę się do niego przygotować.
Ponownie zerknęłam na mężczyznę. Tym razem jego wzrok skupiał się na mnie.
Uśmiechnął się, a ja przewróciłam oczami. Niebieskooki zaczął bawić się
kosmykiem moich włosów. Rzuciłam mu wrogie spojrzenie, ale on tylko się
zaśmiał.
-Darowałbyś sobie Dick – odezwałam się znudzona tą sytuacją –
Oboje mamy sporo na głowie.
-Mamy czas – mówiąc to Richard podniósł się wyżej i objął
mnie w tali – Chyba możemy zrobić sobie przerwę? – westchnęłam i przytuliłam
się do niego. Dick pocałował mnie w głowę, a następnie znów zaczął bawić się
moimi włosami – Kiedy masz egzamin? – zapytał niespodziewanie.
-Za dwa tygodnie. Muszę jeszcze dokuć matmę i będę gotowa.
-W takim razie może gdzieś wyskoczymy? – spojrzałam na niego,
a on tylko się uśmiechnął.
-Powiedziałbym tak, jeśli nie wiedziałabym jak to się skończy
– uwolniłam się z uścisku Richarda i wstałam z łóżka.
-Co masz na myśli? – zapytał, jakby naprawdę nie wiedział o
co mi chodzi.
-Za każdym razem gdy mamy się spotkać coś ci wypada. Ciężko
jest połączyć twoje dwie prace i życie towarzyskie – puściłam Dickowi oczko i
weszłam do łazienki. Pomieszczenie nie było duże. Kafelki na podłodze były
czarne, a na ścianach białe. Wanna, toaleta i umywalka były białe i pasowały do
siebie idealnie. Pralka, szafki i lustro były czarne.
Zdjęłam z siebie ubrania i napuściłam wody do wanny. W między
czasie rozpuściłam włosy i wróciłam do pokoju po nowe ubrania. Dick także
zdążył już wstać. Krzątał się po jasnym pokoju, najpewniej w poszukiwaniu
bluzki.
-Zrobię ci śniadanie. Czego sobie życzysz? – zapytał,
zaglądając równocześnie pod łóżko
-Może być jajecznica – Richard wyjął spod łóżka czarny
podkoszulek, założył go i wyszedł z sypialni. Ja podeszłam do szafy i
wyciągnęłam z niej bieliznę, szare jeansy i granatową bluzkę. Zabrałam ubrania
do łazienki i zakręciłam wodę.
Wzięłam długą kąpiel, a następnie założyłam przygotowane
ubrania. Wytarłam mokre włosy ręcznikiem i rozczesałam je przed lusterkiem.
Przez trzy lata włosy urosły mi za ramiona. Nie farbowałam ich, więc nadal były
czarne jak węgiel. Wyciągnęłam z szafki suszarkę i wysuszyłam włosy.
Po dokończeniu toalety przeszłam do kuchni. Ściany były
białe, a podłoga szara. Szafki były ciemnoszare, a blaty zrobione z marmuru.
Szara lodówka i piec były z tej samej kolekcji. Przy ścianie znajdował się
przeźroczysty stół z czterema takimi samymi krzesłami. Usiadłam na jednym z
nich, a Dick podał mi talerz z jajecznicą i niedopitą herbatę.
-Pracujesz cały dzień? – zapytałam przeżuwając posiłek.
-Niestety tak. Plus jest taki, że może dostanę awans –
prychnęłam
-Już to widzę. „Panie Grayson, za to, że zostawał pan w pracy
w weekendy, dostanie pan awans na stanowisko porucznika”.
-Bardzo śmieszne, ale ja mówię poważnie.
-Dobra, dobra, niech ci będzie – skończyłam rozmowę i wzięłam
kolejny kęs jajecznicy. Richard w tym czasie poszedł wziąć kąpiel. Kiedy
wrócił, kończyłam już jeść.
Dick miał na sobie czarne spodnie, białą koszulę, szary
krawat i czarne buty. Podszedł do blatu i dopił swoją late.
-Masz jakieś plany na dziś? – zapytał wkładając kubek do zlewu.
-Pewnie spotkam się z dziewczynami. Rachel niedawno wróciła z
Jump City, a Emily przyjechała z Royem do rodziny. Może umówimy się na kawę.
-W takim razie miłego dnia – Richard pocałował mnie i założył
płaszcz. Po chwili usłyszałam dźwięk zamykania drzwi. Dopiłam herbatę i wróciłam do pokoju.
Ponownie otworzyłam szafę i wyciągnęłam z niej czarne koturny oraz marynarkę.
Sięgnęłam po telefon i napisałam do obu przyjaciółek:
„Kawa u Jamiego za godzinę”
Nie musiałam długo czekać, a obie się zgodziły. Wyciągnęłam
spod łóżka skórzany plecak, założyłam go i zabrałam klucze z szafki. Wyszłam z
mieszkania i zamknęłam drzwi.
Nasz budynek mieszkalny znajdował się w centralnej części
Bludhaven. Ulice tu były zadbane, parki czyste, a ludzie przyjaźni. Miasto ma
oczywiście swoich przestępców, ale to nie to co Gotham.
Szłam ulicom, mijając przypadkowych przechodniów. Uśmiechałam
się, a niektórzy z nich odwzajemniali uśmiech. Nie mieli pojęcia kim byłam i to
właśnie mi się podobało. Nikt nie posądzał mnie o morderstwo kilkudziesięciu
ludzi. Tu czułam się wolna.
***
Kiedy doszłam do kafejki było przed dziesiątą. Budynek był
pomalowany na pomarańczowo, a okna zajmowały całą ścianę. Weszłam do środka.
Podłoga była pokryta jasnozielonym dywanem, a ściany były żółte. Prawie
wszystkie stoliki były okrągłe i zajmowały większość część kafejki. Bar stał
przy ścianie naprzeciwko okien. Podeszłam do niego i zamówiłam trzy espresso.
Kiedy już dostałam kawy, zabrałam je do jednego ze stolików. Po jakiś
dziesięciu minutach do środka weszły wie kobiety. Obie były szczupłe i wysokie, mniej więcej jednego wzrostu. Jedna
z nich miała bardzo jasną cerę oraz charakterystyczne fioletowe oczy i włosy
sięgające ramion. Miała na sobie czarne spodnie, podkoszulek na ramiączkach,
przewiewną fioletową bluzkę i trampki. Druga natomiast miała brązowe włosy
spięte w warkocz, który sięgał jej pośladków oraz złote oczy. Miała na sobie
przewiewną bordową sukienkę, buty na płaskiej podeszwie w kolorze jasnego brązu
sięgające kolan oraz cienki sweter w tym samym kolorze. Przytuliłam
przyjaciółki na przywitanie i usiadłyśmy do stolika.
-To jak było w Jump City, Raven? – zaczęłam rozmowę
-Nie było gorzej niż myślałam – odpowiedziała Raven – Kori
oczywiście przygotowała dla nas ucztę godną Tamaranki. Na szczęście udało mi
się uniknąć deseru – zaśmiałyśmy się, a Rae lekko uśmiechnęła.
-A co tam u Garfielda? – zapytała Emily
-No wiesz, to Garfield. Pytanie raczej brzmi co z tobą i
Royem? – spojrzałyśmy pytająco na Em
-Przyjechaliśmy na tydzień do moich rodziców bo wiecie…Roy
jest staroświecki. Chciał poprosić mojego ojca o moją rękę – mówiąc to Emily
pokazała nam pierścionek z brylantem, myślę, że prawdziwym.
-Gratulację Emily!- wykrzyczałyśmy i uściskałyśmy
przyjaciółkę – To wspaniale! Kiedy planujecie ślub?
-Myślimy, że najlepszy będzie dziewiąty lipiec. W tym dniu
się poznaliśmy.
-To wspaniały pomysł – powiedziała Raven, po czym od razu
dodała – Czemu w ogóle tyle zwlekaliście? Jesteście idealną parą.
-Chcieliśmy się upewnić czy na pewno do siebie pasujemy.
-Naprawdę, gratulacje Em – uśmiechnęłam się do Emily i
wzięłam łyk kawy
-Z drugiej strony, co z tobą i Richardem – zapytała i tym
razem to Em i Raven przypatrywały mi się.
-My na razie po prostu jesteśmy. Nie planujemy czegoś więcej.
-Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że nie chcesz z nim żyć? –
zdziwiła się Raven – Przecież znacie się od tak dawna i kochacie się ponad
wszystko.
-Nie mówię, że nie chcę. Po prostu chyba nie jesteśmy na to
gotowi.
-Rozumiemy to Angel – Emily uśmiechnęła się i złapała moją
dłoń – Ale pamiętaj, jesteście dla siebie stworzeni. Wszystkie o tym dobrze
wiemy – nic nie odpowiedziałam. Uśmiechnęłam się tylko do przyjaciółek i wzięłam kolejny łyk kawy.
***
Wracałam do domu. Szłam przez park by nacieszyć się pięknem
wiosny. Kwiaty rozkwitały, a na drzewach pojawiały się zielone liście. W
parkach najbardziej lubię to, że jest cicho. Nawet bawiące dzieci starają się
nie przeszkadzać odpoczywającym dorosłym.
Usiadłam na ławce pod dającym cień drzewem. Było cicho, za
cicho. Miałam dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Czułam, że grozi mi
niebezpieczeństwo, a nie czułam tego od bardzo dawna. Zaczęłam rozglądać się w
poszukiwaniu potencjalnego napastnika, ale nikogo nie zauważyłam. W parku nie
było żywej duszy.
-Wypadłaś z formy Angel – odezwał się ktoś obok, a mnie
przebiegł dreszcz. Odwróciłam się w stronę głosu i ją zobaczyłam.
Szczupła, wysoka kobieta. Miała długie brązowe włosy i
zielone oczy, którymi mogła zabić. Była ubrana w zwykłe jeansy, czerwoną
bluzkę, czarny płaszcz i buty do kolan. Spod płaszcza dało się dostrzec
wystającą katanę. Kobieta stała dumna i wyprostowana. Patrzyła na mnie z góry z
niesmakiem. Usiadła obok mnie, a jej wzrok skupił się na czymś w oddali. Ja
jednak nie spuszczałam z niej wzroku. Dobrze wiedziałam, że jej wizyta nie
zwiastuje niczego dobrego.
-Talio – powiedziałam ledwie słyszalnym głosem – Co tutaj
robisz?
-Myślę, że dobrze wiesz. Jesteś mi potrzebna.
-W jakim sensie? – Talia uśmiechnęła się
-Musisz coś dla mnie zrobić – wzdrygnęłam się. Zrobić coś?
Chodzi jej o to, bym kogoś zabiła.
-Ja już nie zabijam – kobieta spojrzała na mnie łagodnie, ale
w jej oczach dało się zauważyć złość.
-Co nie znaczy, że nie potrafisz – Talia podała mi teczkę.
Było na niej nazwisko: Cassandra Caine. Znam ją. Liga szkoliła ją na osobistego
ochroniarza Ra’s, ale uciekła. Niedawno przyjechała do Gotham, kiedy akurat
odwiedzaliśmy Bruce’a. Wtedy ją poznałam.
-Dlaczego mam ją zabić?
-Cassandra ostatnio miesza w Lidze. Jej nieposłuszeństwo musi
zostać ukarane.
-Dlaczego akurat ja?!
-Bo tylko ty zdołasz to zrobić – Talia wstała z ławki i
zaczęła odchodzić – Przemyśl to. Jeżeli się nie zgodzisz, twoja koleżanka z
Jump City może nie dożyć jutra – kobieta po chwili zniknęła z moich oczu. Serce
biło mi jak szalone. Miałam nadzieję, że ten dzień nigdy nie nadejdzie. Teraz
kiedy ponownie mam zabić…nie! Nie mogę tego zrobić. Muszę coś wymyślić i to
szybko. Talia pewnie przyjdzie do mnie przez powrotem Dicka, więc do wieczoru
muszę mieć plan. Nie mam wiele czasu, a od mojej decyzji może zależeć życie
Natalie. Cholera. Co ja mam zrobić?