Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach. Kropelka
żalu, której winien jesteś ty. Nieprawda, że tak miało być. Że warto w byle
pustkę iść. To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć.
Stałam na dachu budynku. Była noc. Zimny wiatr rozwiewał moje
włosy na wszystkie strony. Weszłam na posąg krogulca, do którego przyczepiona
była linka. Spojrzałam w dół. Do linki przywiązany był mężczyzna. Miał krótkie,
brązowe włosy i był umięśniony. Nazywał się Tom Girlson i był generałem armii
Stanów Zjednoczonych.
-Błagam cię! Nie rób tego. – wykrzykiwał drżącym głosem
-Panie generale, nie robię tego specjalnie. Gdyby tak jak pan
obiecywał, otrzymalibyśmy dziesięć skrzyń broni i nietykalność, a nie jeden
kontener pełny żołnierzy, może darowalibyśmy panu życie.
-Nigdy nie zdradziłbym kraju! Już wolę zginąć w obronie
ojczyzny niż bratać się z takimi zabójcami jak ty i twój szef.
-Cóż, będę dla ciebie
miła i spełnię twoją ostatnią wolę. – wstałam i zaczęłam iść z powrotem na dach
-Czekaj! Co robisz?!
-Już ci powiedziałam. Nie martw się. Zginiesz jako bohater,
który oddał życie za ukochany kraj.
-Nie rób tego! Nie zabijaj mnie!
-Miłego lotu generale. – wyciągnęłam z mojego pasa jedną
metalową gwiazdkę Ligii Zabójców i rzuciłam nią w linkę. Gwiazdka bez trudu
przecięła sznur. – I po kłopocie.
Podeszłam do krańca dachu i wyciągnęłam z pasa linkę z hakiem.
Szybko zeszłam po linie i znalazłam się na ziemi. Znajdowałam się teraz w
ciemnej uliczce między budynkami. Stał tam czarny ścigacz. Wsiadłam na niego i
odpaliłam silnik. Wyjechałam z alejki i ruszyłam w stronę lotniska.
Jechałam tylko pięć minut. Zatrzymałam się dopiero na pasie
startowym. Tam czekał na mnie odrzutowiec. Zsiadłam z motoru i weszłam do samolotu.
Rozsiałam się w skórzanym, białym fotelu i zwyczajnie czekałam aż samolot
wystartuje.
Lecieliśmy wiele godzin. Wylądowaliśmy przed wielkim chińskim
pałacem leżącym u zboczach gór. Powolnym krokiem szłam w stronę pałacu. Prażące
słońce oślepiało mnie. Przeszłam przez główne wrota i znalazłam się w białym,
okrągłym pomieszczeniu. Stała tam kobieta. Miała długie brąz włosy i zielone
oczy. Była bardzo szczupła lecz wysportowana. Miała na sobie jednoczęściowy
czarny kombinezon i obcasy tego samego koloru. Kobieta ta w jednej chwili
odmieniła całe moje życie. To ona sprowadziła mnie tutaj i to dzięki niej
jestem zabójczynią. Uklękłam przed kobietą i złożyłam jej raport.
-Świetnie się spisałaś Angel. Twoje umiejętności są
zadziwiające.
-Większości z nich nauczyłaś mnie ty. – kobieta uśmiechnęła
się – Czy masz dla mnie jeszcze jakieś zadania?
-Na razie nie. Odpocznij
trochę. Później, – zawahała się – będziesz musiała spotkać się z moim ojcem.
-Oczywiście. – kobieta zaczęła odchodzić – Talio?
-Tak?
-Czemu chce mnie widzieć? – zapytałam z lekkim strachem.
Spotkania z Ras’ Al. Ghulem nie zdarzały się zbyt często, a jeśli już to nie
były one zbyt miłe.
-Nie musisz się lękać. Niczym mu nie zawiniłaś. Chce z tobą
po prostu porozmawiać – Talia odeszła. Ja także opuściłam pokój i udałam się w
stronę mojej sypialni.
Pokój nie był bardzo duży. Ściany były pomalowane na ciemny
odcień fioletu, a podłogę pokrywały panele. Znajdowało się tam tylko jedno,
okrągłe okno, przez które widać było ośnieżone góry.
Odpięłam pas i rzuciłam go na łóżko. Zdjęłam też moją brązową
kurtkę i bordowy szalik, które powiesiłam w sosnowej szafie. Przeszłam przez
drzwi prowadzące do łazienki i zdjęłam resztę ubrań. Wzięłam prysznic i umyłam,
a następnie wysuszyłam włosy. Okryłam się ręcznikiem i wróciłam do pokoju.
Wyciągnęłam z szafy długą purpurową chińską suknię i włożyłam ją. Założyłam też
ciemnofioletowe obcasy. Rozczesałam moje czarne włosy. Ścięłam je trzy lata
temu. Teraz sięgają mi do ramion.
Wyszłam z pokoju i z powrotem udałam się do okrągłej sali.
Pociągnęłam za jedną z kilku złotych lamp zawieszonych na ścianach i
uruchomiłam tajne przejście.
Szłam powoli. Wcale nie śpieszyło mi się na spotkanie z nim.
Szanowałam go i wiedziałam, że nie zrobi mi krzywdy, a jednak samo jego imię sprawiało,
że przechodziły mnie dreszcze. Kiedy wreszcie doszłam do podwójnych, czerwonych
drzwi z namalowanym czarnym smokiem, ogarnęło mnie zdenerwowanie. Pociągnęłam
jednak za klamkę i weszłam do środka.
Stał tam. Starszy, wysoki i umięśniony mężczyzna. Miał
jasnobrązowe włosy i brodę oraz zielone oczy. Miał na sobie ciemnozieloną
zbroję i pelerynę. Od razu uklękłam przed nim.
-Wstań. – powiedział zadziwiająco łagodnym głosem. Posłusznie
wykonałam jego polecenie – Już jako dziecko miałaś wielki talent. Z naszą
pomocą rozwinęłaś go w bardzo krótkim czasie. Odpowiedz mi na pytanie, co cię
motywowało podczas treningów i walk?
-Chęć zemsty. – odpowiedziałam bez wahania – Chęć zabicia
Deathstroke’a.
-Slade nie będzie łatwym przeciwnikiem. Wiedziałaś, że jeśli nie
dołączysz do Ligii, nie zdołasz go pokonać, a my wiedzieliśmy, że my nie
zdołamy pokonać go bez ciebie. Dlatego teraz nadszedł czas byś dopełniła swej
zemsty.
-Słucham?
-Masz wolną rękę. Weź tylu ludzi ile tylko potrzebujesz.
Slade musi zapłacić za swe czyny.
-Dziękuję ci mój panie. Nie chcę jednak ludzi.
-Więc czego potrzebujesz?
-Jedynie informacji. Zaoszczędzę wiele czasu jeśli dowiem się
gdzie on się teraz znajduje. – Ras uśmiechnął się.
-Jest w Gotham City. Przyjechał tam dwa dni temu.
-Dziękuję mistrzu. Nie zawiodę cię.
-Z pewnością.
Ukłoniłam się i wyszłam z pokoju. Wreszcie moja zemsta miała
się dopełnić. Pięć lat spędzonych z ligą nie poszło na marne. Jest tylko jeden
problem. Gotham. Jest Gotham, jest i Batman. On na pewno będzie próbował mnie
powstrzymać. Ja jednak umiem o wiele więcej niż podczas naszego ostatniego
spotkania.
Wróciłam do pokoju. Zaczęłam pakować swoje rzeczy i szykować
się do wyjazdu. Przebrałam się w czarne jeansy, moją ulubioną bordową kurtkę i
szalik oraz czarne koturny. Założyłam mój pas i wzięłam plecak. Wyszłam z zamku
i wsiadłam do mojego odrzutowca. Podróż nie powinna zająć mi dużo czasu, więc
niech Slade się szykuję. Idę po niego i nic mnie nie powstrzyma.