niedziela, 7 września 2014

Rozdział XII - Kolejna śmierć


"Nikt nie potrafił mnie zrozumieć gdy byłam inna
Gdy patrzyłam na nich zza wielkich okularów,
Gdy szukałam pocieszenia w książkach,
Gdy śmiałam się z rzeczy nieśmiesznych.

Ale wszyscy nagle mnie zauważyli,
Gdy zaczęłam grozić im nożem,
Gdy wycierałam w chusteczkę palce w krwi,
Gdy zamiast czytać, pisałam własne historie.

Tak to już jest, tak to już jest
Że ludzie patrzą na ciebie dopiero wtedy,
Gdy rzucasz się w oczy.
A przecież nie o to tutaj chodzi.
Sztuką jest zauważyć kogoś,
Gdy jest niewidzialny."


http://teentitans-megan.blogspot.com/


Usłyszałam otwieranie drzwi. Instynktownie chwyciłam pistolet i schowałam go za pasek. Po cichu wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. W drzwiach stała ciotka Isabel. Wyglądała na smutną. Jej makijaż był rozmazany. Widać było, że płakała.

-Co się stało ciociu.

-Właśnie rozmawiałam z przyjacielem. Jego córka zmarła.

-Tak mi przykro.

-Została zastrzelona, na jego oczach. Widział jak się wykrwawia. Lekarze nie zdołali jej uratować.

-To musiał być dla niego szok. Stracić córkę.

-Dziwię się, że jest ci smutno z tego powodu.

-Czemu miałabym być szczęśliwa?

-Bo sama pociągnęłaś za spust.

Ciotka wyciągnęła zza siebie pistolet i zaczęła we mnie strzelać. Szybko pobiegłam w głąb salonu i schowałam się za kanapą. Wyciągnęłam swój pistolet i wycelowałam i w ciotkę. Niestety pistolet nie wystrzelił. Za to ja poczułam wielki ból w prawym ramieniu. Chwyciłam za bolące ramię i poczułam gorącą krew. Nie zważając na ból sprawdziłam magazynek pistoletu. Był pusty. Byłam pewna, że zostało mi jeszcze jakieś pięć naboi. Dick! Musiał wyjąć je wszystkie. Po chwili usłyszałam, że strzały ustały. Wyjrzałam zza kanapy i zobaczyłam, że Isabel zmienia magazynek. To była moja okazja. Musiałam podbiec do siłowni i znaleźć jakąś broń. Co prawda raczej nie było w niej pistoletów, ale łuki i katany owszem, a to mi wystarczy. Szybko pobiegłam w stronę schodów do siłowni.

-Myślisz, że zdołasz uciec?! Dorwę cię i zabiję!

Ciotka nie biegła, ale szła powoli. Chciała się ze mną pobawić. Wiedziała, że oberwałam i pewnie chciała, żebym straciła trochę krwi. Postanowiłam jednak to wykorzystać. Kiedy znalazłam się w siłowni, szybko złapałam za katanę, przewróciłam stół i schowałam się za nim. Z rany wypływało coraz więcej krwi. Musiałam jakoś to zatamować. Wtedy zobaczyłam, że na wieszaku wisi moja stara bluza. Szybko chwyciłam ją i urwałam część rękawa. Opatrzyłam ranę i czekałam na przyjście ciotki.

Pojawiła się chwilę później. W ręku trzymała pistolet wycelowany w stół. Wiedziałam, że mebel długo nie wytrzyma. Poza tym, nie bałam się stawić jej czoła. Wstałam i uniosłam katanę. Isabel wycelowała pistolet prosto w moją klatkę piersiową. Ja jednak byłam gotowa. Dobrze pamiętam lekcje, na której uczyłam się odpierać kukle kataną. Ciotka uśmiechnęła się wrednie i pociągnęła za spust. Precyzyjnie przecięłam lecący w moją stronę nabój. Isabel zdenerwowała się. Najwidoczniej nie spodziewała się, że potrafię tak wiele. Kobieta zaczęła strzelać, a ja przecinałam kule. W końcu ciotka zdenerwowała się i strzeliła w moją lewą nogę. Uklękłam na jedno kolano. Isabel chciała to wykorzystać, ale ja szybko skoczyłam i znów schowała się za stołem. Nie dam rady ustać. Muszę szybko ją załatwić. Rzuciłam katanę w ciotkę, ale ta zrobiła unik. Nie chciałam jednak tak jej zabić. Katana odwróciła jej uwagę. Ja w tym czasie mogłam podbiec do łuku i strzał. Nim kobieta zdążyła strzelić, ja naciągnęłam cięciwę i wypuściłam strzałę. Trafiłam ją w brzuch. Isabel upadła na podłogę i wypuściła z rąk pistolet. Po mimo bólu, powoli podeszłam do niej i podniosłam pistolet.

-Dlaczego? – zapytałam – Dlaczego chciałaś pomścić kogoś, kto zabił twoją siostrę?

-Ponieważ… - kobieta zaczęła dławić się krwią – ponieważ Rose była moją córką.

Isabel zamknęła oczy. Umarła. Nie mogłam uwierzyć w jej słowa. Rose byłą jej córką?! Jak to w ogóle możliwe?! Ona nigdy nie miała dzieci! Niestety jej słowa były zbyt poważne. Nie widziałam też innego powodu, aby chciała mnie zabić. Co ja zrobiłam?! Zabiłam moją ostatnią rodzinę. Jak mogłam być taka głupia?

Opatrzyłam nogę i wyszłam z domu. Nie miałam pojęcia co robić. Miałam zadzwonić na policję i powiedzieć im, że zabiłam własną ciotkę? Mam uciec? Już sama nie wiem. Myślałam, że przeprowadzka będzie dla mnie kłopotem. Niestety teraz mam o wiele większy problem.

Postanowiłam pójść w miejsce, gdzie kiedyś dobrze się bawiłam. Poszłam do budynku, do którego wpadłam biegając z Dickiem po dachach. Mieszkanie było puste, mam nadzieję. Nie widziałam tam nikogo. Usiadłam na starej, podziurawionej kanapie. Musiałam teraz odpocząć.
-Nie zdołasz uciec - Niespodziewanie usłyszałam czyiś głos tuż za mną. Szybko wstałam z kanapy  i odwróciłam się w stronę nieznajomego. Za kanapą stała wysoka i szczupła kobieta o długich, czarnych włosach i zielonych oczach. Miała na sobie długą, czerwoną, chińską suknię z czarnym smokiem.

-Kim jesteś?!

- Przyjaciółką. Nie zrobię ci krzywdy. Nazywam się Talia Al’ Ghul. Jestem córką Ras’a Al’ Ghula, przywódcy Ligi Zabójców.

-To tam trenował Deathstroke! – wyciągnęłam pistolet i wycelowałam go w kobietę – Jesteś z nim w zmowie?!

-Stanowczo nie. Owszem, Slade należał kiedyś do Ligii, ale został z niej wyrzucony.

-Więc dlaczego tu jesteś?!

-Chcę ci zaproponować układ – zdziwiłam się

-Układ?

-Dołącz do Ligii Zabójców.

-Nigdy! Jesteście assasynami! Tylko zabijacie.

-A ty co zrobiłaś?! Zabiłaś swoją ciotkę i kuzynkę.

-Skąd ty…

-Liga wie wszystko – Talia miała rację. Zabiłam je, ale one na to zasłużyły

-Dlaczego tak bardzo chcesz, abym dołączyła do Ligii?

-Masz talent. Umiesz bardzo wiele, a my nauczymy cię więcej. Byłabyś świetnym zabójcą.

-Co dostałabym w zamian.

-Zabiłabyś Slade’a Wilsona. On był trenowany przez Ligę. Bez treningu, nie pokonasz go.

-Czemu tak zależy ci na jego śmierci? – Talia zmarszczyła czoło. Chyba nie miała z nim zbyt dobrych relacji

-Jest zdrajcom. Zdradził Ligę i musi za to zapłacić.

-Ok, powiedzmy, że się zgodzę. Jaką mam pewność, że nie chcesz mnie zabić.

-Nigdy nie będziesz miała pewności. W Lidze Zabójców nikt nikomu zbytnio nie ufa, ale i tak każdy słucha rozkazów.

-Nie wiem czy będę potrafiła zabić kogoś, kto nic mi nie zrobił.

-Zaraz się przekonamy.

-Co?

-Za minutę Tony Zucco wejdzie do tego mieszkania. Zabij go, a pojedziesz ze mną do siedziby Ligii.

Po minucie do mieszkania wszedł wysoki, szczupły mężczyzna. Miał siwe włosy , jedno oko zielone, a drugie brązowe. Był ubrany w czarny garnitur i wyjściowe buty.

-Co do cholery?! Kim jesteś?! – Zucco wycelował we mnie pistolet, ale Talia przystawiła mu katanę do gardła. Mężczyzna wypuścił broń i podniósł ręce.

-Teraz Angel. Zabij go.

Wycelowałam pistolet w Zucco. Widziałam w jego oczach strach. Strach przed tym, co zaraz się stanie. Nie miałam wyboru. Jedyne co mnie obchodziło, to śmierć Slade’a, a nie zabiję go bez pomocy Ligii. Z resztą, Zucco zabił rodziców Dicka. Pomszczę ich. Odbezpieczyłam pistolet i pociągnęłam za spust. Rozległ się wielki huk, a Zucco padł na podłogę. Krew wypływała z jego serca.  Talia podeszła do mnie i szepnęła mi do ucha słowa, które na zawsze zmieniły moje życie.

-Witaj w Lidze Zabójców.

1 komentarz:

  1. Ej, Ej! Prawa autorskie!
    Ten wiersz na początku jest mojego autorstwa, pochodzi z notki numer 20, serii pierwszej. Byłabym wdzięczna za wstawienie tam jakiegoś linku, czy chociażby mojej nazwy na Google.
    (Tak na przyszłość- wszystkie niepodpisane utwory przed moimi rozdziałami, są mojego autorstwa )
    A tak w ogóle to miło, że ktoś wstawił moje bazgroły na swojego bloga xD
    Dość krótki ten dzisiejszy rozdział, ale akcją wypełniony po brzegi. W życiu Angel nadchodzą spore zmiany i chyba nie można powiedzieć, że na lepsze, skoro dołączyła do Ligi. ( Aww, Talia <3)
    W ogóle się nie spodziewałam, że jej ciotka może być matką Rose. A tu patrzcie, taka sytuacja. Z resztą, Rose miała charakterek po mamusi ;)
    "zdrajcom" -> "zdrajcĄ" Taki mały błąd :)
    Życzę weny i powodzenia w nowym roku szkolnym!

    OdpowiedzUsuń