Kochać
kogoś, to przede wszystkim pozwalać mu na to, żeby był, jaki jest.
William Wharton
Nasze
treningi stały się regularne. Spotykamy się codziennie po moich zajęciach,
Damian jest zawsze rozgrzany i od razu możemy zaczynać. Nadal jednak nie
rozumiem, dlaczego akurat ja mam go szkolić. Talia i Ra’s to najlepsi wojownicy
Ligii. Nie potrzebują mnie do nauki Damiana. To jednak lepsze niż walka w
obronie Natalie. Przynajmniej mam pewność, że jest bezpieczna. Talia to
bezlitosna zabójczyni, ale wie co to honor. Nie złamie słowa, już tego
dowiodła.
***
Minęły dwa
miesiące. Zdałam egzamin, za niedługo zakończę studia zarządzania. Będę miała
wtedy więcej czasu na treningi z Damianem. Coraz lepiej mi się z nim dogaduje. Ostatnio
mieliśmy bardzo ciekawą rozmowę.
-Gdybyś
mogła cofnąć czas, wstąpiłabyś do Ligii?
-Czy ja
wiem. Przez Ligę zawiodłam zaufanie przyjaciół, stałam się zabójczynią. A
jednak zawdzięczam jej bardzo wiele. Dzięki Talii, Ra’s nauczyłam się nie
zwracać uwagi na ból i porażki, a jedynie dalej pnąć się ku górze. Zabijałam,
owszem, ale to tylko dodało mi sił.
-Ale nie
chcesz wrócić? – zapytał, a ja zaśmiałam się.
-Nie. Nigdy
więcej nie wrócę. Nie zabijam od trzech lat i nie chcę, żeby to się zmieniło.
Mam dom i kochającego chłopaka.
-Masz na
myśli pana Nocne Skrzydło? – spojrzałam na niego ze zdziwieniem – Wiem, kim on
jest. Matka mi powiedziała.
-Uważaj,
żebyś się na niego nie natknął włócząc się po nocach. Nie bardzo lubi członków
rodziny Al Ghul.
-Zapamiętam
– i wróciliśmy do ćwiczeń.
Jego
zapytanie o powrót do Ligii mnie zdziwiło, ale z drugiej strony zaczęłam mieć
przez nie pewne podejrzenia.
***
Siedziałam
na sali treningowej i czekałam na Damiana. Co dziwne, nie zjawiał się, a to do
niego nie podobne. Niespodziewanie usłyszałam dźwięk otwierania drzwi.
Momentalnie wstałam i już miałam przywitać się z chłopakiem, kiedy zrozumiałam,
że to nie on. W drzwiach stał wysoki i umięśniony mężczyzna w podeszłym wieku.
Miał siwe włosy i brodę. Był ubrany w ciemną zbroję i zieloną pelerynę. Stał
poważny i wyprostowany. Nie miałam odwagi się odezwać. Stałam i wpatrywałam się
w niego. Nagle, zaśmiał się.
-Nie
sądziłem, że kiedyś sobaczę cię w takim stanie. Przerażona.
-Nie boję
się – skłamałam. Cholernie się bałam, bo jego obecność nie zwiastowała niczego
dobrego.
-Oboje
wiemy, że to nie prawda. Ale nie martw się, jestem tu by porozmawiać.
-Gdzie
Damian? – zapytałam, chyba z troski.
-W Chinach.
Właśnie po to tu jestem. Jesteśmy zmuszeni przerwać wasze szkolenie. Musimy na
trochę wyjechać z miasta.
-Kiedy
Damian wróci?
-Poinformuję
cię o tym osobiście.
-Wiesz,
wystarczy, że zadzwonisz – zażartowałam, by jakoś odreagować. Co dziwne, Ra’s
znów się zaśmiał.
-Niech tak
będzie. Na razie możesz odpocząć, cieszyć się zdanym egzaminem. Właśnie,
gratuluję. Kończysz studia, prawda.
-W zasadzie,
to już je skończyłam. Czekam tylko na dyplom.
-Wspaniale.
Jeszcze raz, gratuluję – Ra’s zaczął oddalać się w stronę drzwi. Po chwili, bez
słowa wyszedł.
Odetchnęłam
z ulgą i uklękłam. Moje nogi nie wytrzymały. Nie widziałam tego wariata od
trzech lat. Teraz zjawia się i doprowadza mnie do histerii. Bo właśnie tak się
czuje. W środku histeryzuję, bo mam wrażenie, że jego wizyta nie skończy się
dobrze. Ale wyszedł. Musi wyjechać. Prędko nie wróci. Na szczęście.
Powoli
wstałam z podłogi i spakowałam swoje rzeczy. Nadal lekko zdenerwowana zaczęłam
iść w stronę domu.
***
Razem z
Richardem siedziałam na kanapie i piłam wino. Czasem każdemu przyda się
odrobina alkoholu. Musiałam się też zacząć przyzwyczajać, bo za tydzień Em i
Roy biorą ślub i jak znam życie będę zmuszona pić. Emily zawsze potrafi mnie do
wszystkiego przekonać. A jako że będę jej druhną, muszę się na to zgadzać.
-Powiedział,
kiedy wróci? – zapytał Dick, kiedy powiedziałam mu o spotkaniu z Ra’s.
-Nie.
Powiedział, że osobiście mnie zawiadomi.
-Nie
wystarczyłby telefon? – zaśmiałam się
-Dokładnie
to samo powiedziałam!
-Powiedziałaś
mu to?! Prosto w twarz?! – pokiwałam twierdząco głową – Jezu, jesteś moją idolką – znów się zaśmiałam – Tak
z innej beczki, Bruce dzwonił, Cassandra jest u nich od jakiegoś czasu.
-Co? Dlaczego
dopiero teraz nam o tym mówi?
-Powiedział,
że Cass nie chciała, by ktoś wiedział. Środki ostrożności – to nic. Ważne, że
jest cała.
-Mówił coś
jeszcze?
-Jak co
roku, zapraszał nas na Święta. Tym razem wcześniej niż zwykle.
-Woli mieć
pewność, że przyjdziemy. W końcu w zeszłym roku dotarliśmy przed dziewiątą. Z
twojej winy na dodatek, pamiętasz?
-Tak, tak.
Chciałem pojechać skrótem, no i się zgubiliśmy. Ale to GPS nawalił!
-Akurat –
prychnęłam. Dick uśmiechnął się i zbliżył do mnie i pocałował.
-To co, może
przejdziemy do sypialni – uśmiechnęłam się, odłożyłam kieliszek, a Richard
wziął mnie na ręce i zabrał do sypialni.
Oczami
Damiana
Siedziałem w
samolocie i oglądałem widoki. Słońce właśnie zachodziło, więc niebo miało
piękne kolory. Nagle ktoś złapał mnie za ramię. Odwróciłem się i zobaczyłem
matkę. Z udawanym uśmiechem usiadła naprzeciwko mnie i zaczęła mi się
przyglądać.
-Dlaczego
wyjeżdżamy? – zapytałem w końcu.
-Środki
ostrożności. Batman zaczął nas szukać.
-Od kiedy to
się go tak boicie? – matka zmarszczyła brwi.
-Nie boimy
się go. Nie chcę, by zbyt szybko się o tobie dowiedział.
-Chcesz mnie
nadal trzymać w tajemnicy. Nic nowego.
-To dla
twojego dobra Damianie. W odpowiedniej chwili, poznasz go.
-Ale to ty
zadecydujesz kiedy ta chwila nastąpi – matka spoważniała. Wstała z fotela i
zaczęła iść w stronę jej części samolotu.
Dalej
wpatrywałem się w niebo, ale zachód już prawie się skończył. Zrezygnowany
odwróciłem się od okna i wyciągnąłem z plecaka książkę „Sherlock Holmes”.
Otworzyłem na pierwszej stronie i zacząłem czytać.
Oczami
Bruce’a
Siedziałem w
jaskini i szukałem jakiś informacji o obecnym położeniu Ligii. Muszę się
spotkać z Ra’s. Cassandra jest rodziną i nie pozwolę jej skrzywdzić. Nigdy
więcej. Liga już i tak wystarczająco ją skrzywdziła. Tim ciągle opiekuje się
Cass. Widać, że mu na niej zależy. Jej na nim też. Może jakoś im się ułoży.
Zasługują na to.
W końcu
wyłączyłem komputer i wróciłem na górę. Poprosiłem Alfreda o herbatę a sam
poszedłem do Cassandry. Dziewczyna nadal była cała w siniakach i bliznach. Liga
wysłała po nią najlepszych. Na szczęście, Cassandra była lepsza. Usiadłem na
łóżku obok czarnowłosej, a ona uśmiechnęła się na powitanie.
-Jak się
czujesz?
-Lepiej niż
wczoraj. Jak zawsze.
-Bat – komputer
wyszukuje położenia Ra’s. Kiedy go znajdę, porozmawiamy sobie.
-Bruce, nie
musisz tego robić – dziewczyna złapała mnie za rękę – Poza tym, nie sądzę żebyś
zdołał go udobruchać. Tym razem naprawdę namieszałam. Może mi już tego nie
darować.
-Dopilnuję,
żeby darował. Obiecuję – Cass uśmiechnęła się, a chwilę później Alfred
przyniósł dwa kubki herbaty. Podałem jeden z nich Cassandrze, a z drugiego
wziąłem kilka łyków. Dopilnuję, by Liga raz na zawsze zostawiła Cassandrę w
spokoju.
Po skończonej herbacie wróciłem do jaskini. Komputer
znalazł ślad. Ra’s jest w Chinach. Jak najszybciej przyszykowałem Bat – wing i
zawiadomiłem Alfreda o moim wyjeździe.
Przebrałem się w kostium i po chwili byłem gotowy do lotu.