czwartek, 12 lutego 2015

Rozdział IX - Twarzą w twarz


Są takie chwile w życiu, kiedy zwracamy uwagę na wszystko co mamy. Czasy, kiedy my jesteśmy wszystkim co mamy. Czasy, kiedy dochodzimy do najgłębszych części nas samych. Kiedy wiesz, że musisz dać z siebie wszystko bo nikt inny tego nie zrobi. To w takich czasach dowiadujemy się kim naprawdę jesteśmy. 

Razem z Richardem staliśmy przy głównym wejściu.  Czekaliśmy na sygnał od Willow. Po chwili dziewczyna włączyła komunikator i mogliśmy zaczynać. Po cichu złapaliśmy strażników i poddusiliśmy ich lekko. Następnie weszliśmy do środka i zdjęliśmy kolejnych dwóch.

-Przypominają mi się dawne czasy – powiedziałam szeptem, a Richard uśmiechnął się – Może powinniśmy pracować razem częściej?

-Możliwe, a teraz skup się na zadaniu.

Szliśmy po cichu, ale po drodze nie spotkaliśmy żadnego z wojowników Slade’a. To było dość dziwne. Może on po prostu czeka na nas, czeka na mnie.    

Kiedy dotarliśmy do głównego pomieszczenia, udało mi się dostrzec Inferno. Starałam się znaleźć pozostałych, ale chyba na razie tylko my dotarliśmy.

Po kilku minutach reszta drużyny zjawiła się w wyznaczonych punktach. Byliśmy gotowi rozpocząć atak. Willow jako pierwsza rzuciła się na wojowników. Wszyscy poszliśmy w jej ślady i już po chwili rozgorzała wielka bitwa. Przeciwnik miał przewagę liczebną, ale my mieliśmy umiejętności. Razem z Dickiem i Willow przedarliśmy się przez zaporę zrobioną przez strażników drzwi. W środku czekała na nas miła niespodzianka. W pokoju był sam Slade.  Nie miał żadnych ochroniarzy, był tylko on. Miał na sobie zbroję, maskę i pokrowiec na katanę.

-Witaj Angel, tęskniłaś? – zaśmiałam się – Ja nie mogłem się doczekać naszego kolejnego spotkania.

-Mogłeś zadzwonić, umówilibyśmy się.

-Skończycie w końcu z pogaduszkami? – zapytała znudzona Willow – Zaraz tu zapuszczę korzenie – Slade uśmiechnął się wrednie i wyciągnął z pokrowca katanę. Również wyciągnęłam swoją broń i ruszyłam na Deathstroke’a.

Zaczęliśmy pojedynek na miecze. Wilson był silny, ale ja również narastałam w sile. Po chwili dołączyła do mnie Willow. Obie starałyśmy się wytrącić broń Slade’owi, ale ten nie poddawał się. Wtedy Richard niespodziewanie kopnął go w twarz. Mężczyzna oczywiście się nie wycofał, za to udowodnił jego tchórzostwo. Do pokoju wpadł jakiś tuzin wojowników. Willow i Nightwing zajęli się nimi, a ja zostałam sam na sam ze Sladem.  

-Myślisz, że możesz mnie pokonać?

-Nie, ja jestem tego pewna – uśmiechnęłam się i ponownie ruszyłam na Wilsona.

Nie przestawałam spuszczać z niego wzroku, nie mogłam pozwolić sobie na żadną pomyłkę. Spróbowałam podciąć Deathstroke’a, ale ten podskoczył i kopnął mnie w podbródek. Upadłam na ziemię, ale szybko się podniosłam. Byłam wściekła. Podbiegłam do Slade’a, prześlizgnęłam się pod nim, odbiłam od ściany i wskoczyłam na jego plecy. Wyciągnęłam katanę i byłam gotowa przebić go nią kiedy…zawahałam się. Wtedy on wykorzystał moją słabość. Złapał mnie za włosy, zdjął z siebie i powalił. Wszystko mnie strasznie bolało. Deathstroke to widział i chciał mnie dobić. Złapał mnie za szyję i podniósł tak, że nie dotykałam ziemi.

-Myślałaś, że skończy się inaczej niż ostatnio?! Myślałaś, że zdołasz mnie zabić?! – powoli zaczynało brakować mi tlenu – Odebrałaś mi córkę! Odebrałaś mi moją ukochaną Isabel! Już czas bym się odwdzięczył! - Slade rzucił mną o ścianę tak, że rozbiłam ją i wleciałam na zewnątrz pomieszczenia.  Nie dawałam rady wstać. Mężczyzna podszedł do mnie i przystawił do szyi katanę – To już koniec Angel. Wygrałem – byłam gotowa na śmierć, a jednak po raz kolejny udało mi się jej uniknąć. Czarna strzała trafiła Slade’a w plecy. Mężczyzna odsunął się i zbadał skąd nadleciała. Wtedy dostrzegłam, że na oszklonym dachu stoi Kosogłos, Talia i kilkanaście wojowników Ligi. Kiedy Talia dała znak, jej mała armia ruszyła do ataku.

Powoli wstałam i spróbowałam znaleźć Slade’a, ale nigdzie go nie było. Tchórz, pewnie się schował. Niespodziewanie do fabryki wparowało rąbnięte rodzeństwo. Najwyraźniej udało im się namierzyć Wilsona. Spojrzałyśmy z Willow na siebie porozumiewawczo i ruszyłyśmy to ataku. Pora na drugą rundę.

Ruszyłam na rudowłosą dziewczynę i na powitanie kopnęłam ją w brzuch. Ta oczywiście z wrednym uśmiechem spróbowała uderzyć mnie w twarz, ale w porę zrobiłam unik.  Wymieniłyśmy kilka ciosów, ale to się robiło nudne. Kopnęłam Sunny w twarz, a następnie podcięłam. Dziewczyna upadła, a ja wskoczyłam na nią i zaczęłam okładać pięściami, aż nie straciła przytomności. Nie musiałam jej zabijać. Wzrokiem zaczęłam szukać Willow. Stała zadowolona na środku pomieszczenia, trzymając w dłoni głowę chłopaka. Miała taki wyraz twarzy, jakby chciała pokazać, że jest lepsza, że nie boi się zabić bez potrzeby. W głębi duszy wiedziałam, że przez bardzo długi czas byłam taka sama. Liga zmieniła mnie w nic nieczującą zabójczynię, a ja tego nie zauważyłam. Ostatnio jednak coś się zmieniło. Zawahałam się i nie zabiłam Slade’a. Nie wiem, czy świadczy to o mojej słabości, czy o ostatkach sumienia jakie mi pozostały? Willow pewnie sądziła, że to słabość.

Wojownicy Deathstroke’a zaczęli się wycofywać. Wiedzieli, że jeżeli zostaną, niechybnie zginą. Nigdzie jednak nie mogłam znaleźć Wilsona. Przeszukiwałam każdy korytarz, a jednak nadal go nie znalazłam. Nie mógł uciec, nie przeciągałby nieuniknionego.

Niespodziewanie wyłonił się zza ściany. Z jego ramienia wypływała krew, ale on nic sobie z tego nie robił. Oboje chcieliśmy to już zakończyć. Mężczyzna wyciągnął katanę i ruszył w moją stronę. Przygotowałam miecz i odparłam pierwszy atak. Jak najszybciej ustawiłam się do pozycji bojowej i zaatakowałam Wilsona. Ten oczywiście uniknął ostrza, jakże by inaczej. Slade podbiegł to mnie i chyba chciał obciąć mi głowę, ale szybko prześlizgnęłam się pod ostrzem i zaatakowałam go od tyłu. Katana przecięła zbroję i zadrapała plecy. Mężczyzna jednak nawet nie drgnął. Szybko odwrócił się i kopnął mnie w brzuch. Uderzyłam plecami o ścianę, ale szybko przeszłam do kontrataku. Spróbowałam kopnąć Deathstroke’a, ale ten złapał mnie za nogę. Na szczęście udało mi się uwolnić i kopnąć go drugą nogą w twarz. Mężczyzna cofnął się kilka kroków. Był oszołomiony. Wykorzystałam to. Podbiegłam do niego i z rozpędu kopnęłam w brzuch. Wilson odleciał kilka metrów dalej i upadł na podłogę.  Podeszłam do niego. Jego zbroja była zniszczona, krew wypływała z ran, a on i tak próbował wstać. Nie, to już koniec. Kiedy tylko podniósł głowę kopnęłam go. Slade upadł na plecy, a ja usiadłam na niego i zaczęłam okładać go pięściami.

-To za moich rodziców! – mężczyzna tracił przytomność – To za moje życie! – już prawie odpływał - A to za tych wszystkich ludzi, których przez ciebie zabiłam! – Wilson stracił przytomność, a ja powoli z niego zeszłam. Chwyciłam w dłoń katanę i przystawiłam mu ją do szyi – Role się odwróciły co? – Już miałam zadać ostateczny cios, już prawie przebiłam jego gardło moim ostrzem, a jednak coś mnie powstrzymało. Nie mogłam tego zrobić. Upuściłam miecz i upadłam na kolana – Nie mogę – wyszeptałam – Nie mogę.

***

Wszyscy patrzyliśmy jak zabiera go policja. Większość była zadowolona, oprócz Willow. Nie mogła przeboleć straconej nagrody. Spojrzałam na nią z udawanym, pocieszającym uśmiechem, ale ta od razu odwróciła głowę. Talia oczywiście zmyła się przed przyjazdem glin. Jestem pewna, że będzie mnie chciała ukarać.

-Dobra, wybywam stąd. Jak chcecie to możecie dalej wpatrywać się w tych idiotycznych policjantów. Ja wracam do dawnego życia.

-Zaczekaj Willow – zatrzymałam dziewczynę – Jestem pewna, że Liga z chęcia cię przyjmie.

-E tam, to nie dla mnie. Wykonywanie rozkazów nie przychodzi mi zbyt łatwo.

-Z tym muszę się zgodzić – podałyśmy sobie ręce, a zaraz po tym Willow odeszła. Muszę przyznać, będzie mi jej brakować.

-Ja chyba też będę się zbierać – powiedziała Inferno i przytuliła mnie na pożegnanie – Kiedy znów się zobaczymy?

-Mam zadzieję, że wcześniej niż myślisz – uśmiechnęłyśmy się do siebie

-Zaczekaj płomyczku – zatrzymał Natalie Victor – Zabiorę się z tobą.

-Wybacz puszko, ale mój motocykl może cię nie udźwignąć.

-Ale ja mogę – Kori podleciała do nas i złapała Vicka – Do zobaczenia Angel.

-Do zobaczenia – cała trójka odeszła i została nasza czwórka. Gar i Raven nie odzywali się i chyba nawet przypuszczam dlaczego. Tyrpnęłam Dicka i oboje zostawiliśmy zakochanych samych.

-To...co teraz zrobisz?

-Jeszcze nie wiem. Mam nadzieję, że uda mi się odejść od Ligi bez zbędnych kłopotów. Potem może pozwiedzam trochę świata?

-Jeśli chcesz, to Bruce może jechać z tobą do Ras.

-Nie trzeba, dam sobie radę – Richard złapał mnie za rękę.

-Wiedziałem, że dasz radę.

-Mianowicie z czym?

-Wiedziałem, że go nie zabijesz. To nie byłaś ty – Dick odgarnął kosmyk moich włosów – Czy teraz jest szansa, że cię odzyskam?

-Możliwe. To zależy.

-Od czego?

-Od tego, czy mnie teraz pocałujesz – Richard uśmiechnął się, przyciągnął do siebie i pocałował z namiętnością jak nigdy dotąd. Rozkoszowaliśmy się tym pocałunkiem ile się dało. Oboje wiedzieliśmy, że teraz wszystko się zmieni. Wszystko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz