Są takie chwile w życiu, kiedy zwracamy uwagę na wszystko co
mamy. Czasy, kiedy my jesteśmy wszystkim co mamy. Czasy, kiedy dochodzimy do
najgłębszych części nas samych. Kiedy wiesz, że musisz dać z siebie wszystko bo
nikt inny tego nie zrobi. To w takich czasach dowiadujemy się kim naprawdę
jesteśmy.
Razem z Richardem staliśmy przy głównym wejściu. Czekaliśmy na sygnał od Willow. Po chwili
dziewczyna włączyła komunikator i mogliśmy zaczynać. Po cichu złapaliśmy
strażników i poddusiliśmy ich lekko. Następnie weszliśmy do środka i zdjęliśmy
kolejnych dwóch.
-Przypominają mi się dawne czasy – powiedziałam szeptem, a
Richard uśmiechnął się – Może powinniśmy pracować razem częściej?
-Możliwe, a teraz skup się na zadaniu.
Szliśmy po cichu, ale po drodze nie spotkaliśmy żadnego z
wojowników Slade’a. To było dość dziwne. Może on po prostu czeka na nas, czeka
na mnie.
Kiedy dotarliśmy do głównego pomieszczenia, udało mi się
dostrzec Inferno. Starałam się znaleźć pozostałych, ale chyba na razie tylko my
dotarliśmy.
Po kilku minutach reszta drużyny zjawiła się w wyznaczonych
punktach. Byliśmy gotowi rozpocząć atak. Willow jako pierwsza rzuciła się na
wojowników. Wszyscy poszliśmy w jej ślady i już po chwili rozgorzała wielka
bitwa. Przeciwnik miał przewagę liczebną, ale my mieliśmy umiejętności. Razem z
Dickiem i Willow przedarliśmy się przez zaporę zrobioną przez strażników drzwi.
W środku czekała na nas miła niespodzianka. W pokoju był sam Slade. Nie miał żadnych ochroniarzy, był tylko on.
Miał na sobie zbroję, maskę i pokrowiec na katanę.
-Witaj Angel, tęskniłaś? – zaśmiałam się – Ja nie mogłem się
doczekać naszego kolejnego spotkania.
-Mogłeś zadzwonić, umówilibyśmy się.
-Skończycie w końcu z pogaduszkami? – zapytała znudzona
Willow – Zaraz tu zapuszczę korzenie – Slade uśmiechnął się wrednie i wyciągnął
z pokrowca katanę. Również wyciągnęłam swoją broń i ruszyłam na Deathstroke’a.
Zaczęliśmy pojedynek na miecze. Wilson był silny, ale ja
również narastałam w sile. Po chwili dołączyła do mnie Willow. Obie starałyśmy
się wytrącić broń Slade’owi, ale ten nie poddawał się. Wtedy Richard
niespodziewanie kopnął go w twarz. Mężczyzna oczywiście się nie wycofał, za to
udowodnił jego tchórzostwo. Do pokoju wpadł jakiś tuzin wojowników. Willow i
Nightwing zajęli się nimi, a ja zostałam sam na sam ze Sladem.
-Myślisz, że możesz mnie pokonać?
-Nie, ja jestem tego pewna – uśmiechnęłam się i ponownie
ruszyłam na Wilsona.
Nie przestawałam spuszczać z niego wzroku, nie mogłam
pozwolić sobie na żadną pomyłkę. Spróbowałam podciąć Deathstroke’a, ale ten
podskoczył i kopnął mnie w podbródek. Upadłam na ziemię, ale szybko się
podniosłam. Byłam wściekła. Podbiegłam do Slade’a, prześlizgnęłam się pod nim,
odbiłam od ściany i wskoczyłam na jego plecy. Wyciągnęłam katanę i byłam gotowa
przebić go nią kiedy…zawahałam się. Wtedy on wykorzystał moją słabość. Złapał
mnie za włosy, zdjął z siebie i powalił. Wszystko mnie strasznie bolało.
Deathstroke to widział i chciał mnie dobić. Złapał mnie za szyję i podniósł
tak, że nie dotykałam ziemi.
-Myślałaś, że skończy się inaczej niż ostatnio?! Myślałaś, że
zdołasz mnie zabić?! – powoli zaczynało brakować mi tlenu – Odebrałaś mi córkę!
Odebrałaś mi moją ukochaną Isabel! Już czas bym się odwdzięczył! - Slade rzucił
mną o ścianę tak, że rozbiłam ją i wleciałam na zewnątrz pomieszczenia. Nie dawałam rady wstać. Mężczyzna podszedł do
mnie i przystawił do szyi katanę – To już koniec Angel. Wygrałem – byłam gotowa
na śmierć, a jednak po raz kolejny udało mi się jej uniknąć. Czarna strzała
trafiła Slade’a w plecy. Mężczyzna odsunął się i zbadał skąd nadleciała. Wtedy
dostrzegłam, że na oszklonym dachu stoi Kosogłos, Talia i kilkanaście
wojowników Ligi. Kiedy Talia dała znak, jej mała armia ruszyła do ataku.
Powoli wstałam i spróbowałam znaleźć Slade’a, ale nigdzie go
nie było. Tchórz, pewnie się schował. Niespodziewanie do fabryki wparowało
rąbnięte rodzeństwo. Najwyraźniej udało im się namierzyć Wilsona. Spojrzałyśmy
z Willow na siebie porozumiewawczo i ruszyłyśmy to ataku. Pora na drugą rundę.
Ruszyłam na rudowłosą dziewczynę i na powitanie kopnęłam ją w
brzuch. Ta oczywiście z wrednym uśmiechem spróbowała uderzyć mnie w twarz, ale
w porę zrobiłam unik. Wymieniłyśmy kilka
ciosów, ale to się robiło nudne. Kopnęłam Sunny w twarz, a następnie podcięłam.
Dziewczyna upadła, a ja wskoczyłam na nią i zaczęłam okładać pięściami, aż nie
straciła przytomności. Nie musiałam jej zabijać. Wzrokiem zaczęłam szukać
Willow. Stała zadowolona na środku pomieszczenia, trzymając w dłoni głowę
chłopaka. Miała taki wyraz twarzy, jakby chciała pokazać, że jest lepsza, że
nie boi się zabić bez potrzeby. W głębi duszy wiedziałam, że przez bardzo długi
czas byłam taka sama. Liga zmieniła mnie w nic nieczującą zabójczynię, a ja
tego nie zauważyłam. Ostatnio jednak coś się zmieniło. Zawahałam się i nie
zabiłam Slade’a. Nie wiem, czy świadczy to o mojej słabości, czy o ostatkach
sumienia jakie mi pozostały? Willow pewnie sądziła, że to słabość.
Wojownicy Deathstroke’a zaczęli się wycofywać. Wiedzieli, że
jeżeli zostaną, niechybnie zginą. Nigdzie jednak nie mogłam znaleźć Wilsona.
Przeszukiwałam każdy korytarz, a jednak nadal go nie znalazłam. Nie mógł uciec,
nie przeciągałby nieuniknionego.
Niespodziewanie wyłonił się zza ściany. Z jego ramienia
wypływała krew, ale on nic sobie z tego nie robił. Oboje chcieliśmy to już
zakończyć. Mężczyzna wyciągnął katanę i ruszył w moją stronę. Przygotowałam
miecz i odparłam pierwszy atak. Jak najszybciej ustawiłam się do pozycji
bojowej i zaatakowałam Wilsona. Ten oczywiście uniknął ostrza, jakże by
inaczej. Slade podbiegł to mnie i chyba chciał obciąć mi głowę, ale szybko prześlizgnęłam
się pod ostrzem i zaatakowałam go od tyłu. Katana przecięła zbroję i zadrapała
plecy. Mężczyzna jednak nawet nie drgnął. Szybko odwrócił się i kopnął mnie w
brzuch. Uderzyłam plecami o ścianę, ale szybko przeszłam do kontrataku.
Spróbowałam kopnąć Deathstroke’a, ale ten złapał mnie za nogę. Na szczęście
udało mi się uwolnić i kopnąć go drugą nogą w twarz. Mężczyzna cofnął się kilka
kroków. Był oszołomiony. Wykorzystałam to. Podbiegłam do niego i z rozpędu
kopnęłam w brzuch. Wilson odleciał kilka metrów dalej i upadł na podłogę. Podeszłam do niego. Jego zbroja była
zniszczona, krew wypływała z ran, a on i tak próbował wstać. Nie, to już koniec.
Kiedy tylko podniósł głowę kopnęłam go. Slade upadł na plecy, a ja usiadłam na
niego i zaczęłam okładać go pięściami.
-To za moich rodziców! – mężczyzna tracił przytomność – To za
moje życie! – już prawie odpływał - A to za tych wszystkich ludzi, których
przez ciebie zabiłam! – Wilson stracił przytomność, a ja powoli z niego
zeszłam. Chwyciłam w dłoń katanę i przystawiłam mu ją do szyi – Role się
odwróciły co? – Już miałam zadać ostateczny cios, już prawie przebiłam jego
gardło moim ostrzem, a jednak coś mnie powstrzymało. Nie mogłam tego zrobić. Upuściłam
miecz i upadłam na kolana – Nie mogę – wyszeptałam – Nie mogę.
***
Wszyscy patrzyliśmy jak zabiera go policja. Większość była
zadowolona, oprócz Willow. Nie mogła przeboleć straconej nagrody. Spojrzałam na
nią z udawanym, pocieszającym uśmiechem, ale ta od razu odwróciła głowę. Talia
oczywiście zmyła się przed przyjazdem glin. Jestem pewna, że będzie mnie
chciała ukarać.
-Dobra, wybywam stąd. Jak chcecie to możecie dalej wpatrywać
się w tych idiotycznych policjantów. Ja wracam do dawnego życia.
-Zaczekaj Willow – zatrzymałam dziewczynę – Jestem pewna, że
Liga z chęcia cię przyjmie.
-E tam, to nie dla mnie. Wykonywanie rozkazów nie przychodzi
mi zbyt łatwo.
-Z tym muszę się zgodzić – podałyśmy sobie ręce, a zaraz po
tym Willow odeszła. Muszę przyznać, będzie mi jej brakować.
-Ja chyba też będę się zbierać – powiedziała Inferno i przytuliła
mnie na pożegnanie – Kiedy znów się zobaczymy?
-Mam zadzieję, że wcześniej niż myślisz – uśmiechnęłyśmy się
do siebie
-Zaczekaj płomyczku – zatrzymał Natalie Victor – Zabiorę się
z tobą.
-Wybacz puszko, ale mój motocykl może cię nie udźwignąć.
-Ale ja mogę – Kori podleciała do nas i złapała Vicka – Do zobaczenia
Angel.
-Do zobaczenia – cała trójka odeszła i została nasza czwórka.
Gar i Raven nie odzywali się i chyba nawet przypuszczam dlaczego. Tyrpnęłam
Dicka i oboje zostawiliśmy zakochanych samych.
-To...co teraz zrobisz?
-Jeszcze nie wiem. Mam nadzieję, że uda mi się odejść od Ligi
bez zbędnych kłopotów. Potem może pozwiedzam trochę świata?
-Jeśli chcesz, to Bruce może jechać z tobą do Ras.
-Nie trzeba, dam sobie radę – Richard złapał mnie za rękę.
-Wiedziałem, że dasz radę.
-Mianowicie z czym?
-Wiedziałem, że go nie zabijesz. To nie byłaś ty – Dick odgarnął
kosmyk moich włosów – Czy teraz jest szansa, że cię odzyskam?
-Możliwe. To zależy.
-Od czego?
-Od tego, czy mnie teraz pocałujesz – Richard uśmiechnął się,
przyciągnął do siebie i pocałował z namiętnością jak nigdy dotąd.
Rozkoszowaliśmy się tym pocałunkiem ile się dało. Oboje wiedzieliśmy, że teraz
wszystko się zmieni. Wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz