Przez resztę
dnia policja sprawdzała dom. Musieli mieć pewność, że nie ma tu żadnej bomby
lub trucizny. Zadzwonili też oczywiście po rodziców. Na pewno nie byli
szczęśliwi gdy usłyszeli, że ktoś zdemolował im dom i zagroził ich życiu.
Usłyszałam
jak drzwi do domu się otwierają, a do salonu wchodzą moi rodzice. Wystraszeni
podbiegli do mnie i przytulili.
Byli dziwnie opiekuńczy.
Byli dziwnie opiekuńczy.
-Jak dobrze,
że nic ci się nie stało – powiedziała mama drżącym głosem
-Wszystko ok
mamo. Nie musisz się martwić –Rodzice mocniej mnie przytulili. Byli bardzo
przejęci i zdenerwowani. Chwilę później podszedł do nas mężczyzna, średniego
wzrostu, o siwych włosach, wąsach i niebieskich oczach. Był ubrany w beżową
koszulę, czarny krawat, buty, szare spodnie i płaszcz. Na nosie miał okulary. Podał
rękę moim rodzicom i przedstawił się.
-Jim Gordon,
komisarz policji Gotham.
-Robert
Ross, a to moja żona Stella.
-Tak wiem.
Dobrze, że państwa córka tak szybko do nas zadzwoniła. Udało nam się zebrać
wszystkie próbki i ustalić czyją krew napisano ten napis. Wyjaśnię państwu
wszystko, ale na osobności – Tata pokiwał porozumiewawczo głową i wskazał na
drzwi do swojego gabinetu. Wszyscy poszli do pokoju i zamknęli za sobą drzwi.
Nie mogłam tak po prostu siedzieć. Musiałam wiedzieć czyja była ta krew. Po
cichu podeszłam do drzwi i przystawiłam do nich ucho. Z łatwością mogłam
usłyszeć ich rozmowę.
-Ustaliliśmy,
że krew należy do Kirka Langstroma. W zeszłym tygodniu on i jego rodzina
zostali znalezieni martwi w ich domu. Oni także mieli krwawy napis na ścianie.
Wiemy, że mamy do czynienia z przemyślanymi zabójstwami. Ktoś ma wyraźny plan.
Miesiąc temu zamordowano pierwszą rodzinę. Każdą kolejną mordowano co tydzień.
Ofiary nie miały jednak ze sobą żadnego związku.
-Znaliśmy
Langstroma – powiedział tata – przez kilka lat pracował w naszej firmie. Był
naszym najlepszym pracownikiem, ale potem odszedł do korporacji Wayne’a. Nie
widzieliśmy się od dawna.
-To i tak
już coś.
-Co z resztą
zabitych? – zapytała mama – Kim byli? Może moglibyśmy ich rozpoznać.
-Pierwszego
zamordowano Samuela Sticka, następnie Martę Bricks, Sarę Galloway, no i Kirka
Langdtroma. Czy znacie państwo kogoś z nich.
-Wszystkich
– odpowiedział tata – Oni byli pracownikami naszej firmy. Pracowali u nas jakiś
czas, ale potem tak samo jak Langstrom przeszli do Wayne’a.
-Więc
wszystko wiąże się państwem i z Brucem Waynem. Każe porozstawiać policjantów na
terenie domu. Mieli państwo wielkie szczęście. Żyjecie dlatego, że nie było was
w domu. Proszę na siebie uważać. Najlepiej nie wychodźcie z domu.
-Wynajmiemy
ochroniarzy. Dziękujemy za pomoc komisarzu.
Usłyszałam
jak rodzice i Gordon wstają z krzeseł. Szybko odeszłam od drzwi i usiadłam na
kanapie. Kiedy wyszli z pokoju, podali sobie ręce i Gordon wyszedł. Rodzice
poszli do kuchni i napili się wody. Byli wystraszeni. Nie dziwię im się.
Nurtuje mnie tylko jedno pytanie. Dlaczego Gordon powiedział, że ofiary nie
były ze sobą powiązane, skoro wszystkie pracowały u moich rodziców? Nie mieli
tego w aktach? Może ktoś specjalnie wymazał tę pracę z ich życiorysu. Musze się
tego koniecznie dowiedzieć.
Wstałam z
kanapy. Chciałam jak najszybciej pójść do Dicka i ostrzec go. On też może być w
poważnym niebezpieczeństwie.
Kiedy byłam
już tuż obok drwi, ktoś złapał mnie za rękę. Momentalnie odwróciłam się i
zobaczyłam, że to tata.
-A ty dokąd
się wybierasz młoda damo?
-Do
przyjaciela.
-Na pewno
nie teraz. Do póki nie dostaniesz ochroniarza nie wyjdziesz z tego domu.
-Tato!
-Bez
dyskusji! Idź do siebie, ale już.
-Dobra.
Powoli
poszłam schodami na górę. Weszłam do pokoju i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Byłam
wściekła. Sama umiem o siebie zadbać. Nie potrzebuję ochrony.
Po jakiś
dziesięciu minutach usłyszałam krzyki. Znów się kłócili. Byłam ciekawa o co tym
razem. Wyszłam z pokoju i podeszłam jak najbliżej schodów. Teraz mogłam uważnie
przysłuchać się ich kłótni.
-Musimy coś
z tym zrobić - powiedziała mama
-Niby co?
Może mam do niego pójść i zwyczajnie poprosić, żeby nie zabijał mojej rodziny?!
-Może tak
należy zrobić!
-Akurat!
Nawet jakbym chciał do niego pójść, nie wiem gdzie go znaleźć.
-Nigdy nie
powinniśmy tego zaczynać.
-Może masz
rację, ale teraz nie możemy się wygadać. Musimy siedzieć cicho.
-Może jeśli
powiemy o tym policji, to uchronimy naszą rodzinę.
-Nie możemy
ryzykować Stella. Trzeba to przeczekać. Wynajmiemy najlepszych ochroniarzy w
kraju. Wszystko się ułoży.
-Wiesz, że
on ich pokona.
-Nie pokona.
Obiecuję ci to.
Rodzice nie
powiedzieli nic więcej. Nie mam pojęcia o co im chodziło. Wiedzą, kto chce nas
zabić? Co ukrywają przed policją. Muszą być zamieszani w coś niebezpiecznego.
Szybko
wróciłam do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Byłam zmęczona po tym całym dniu.
Teraz chciałam tylko iść spać. Przebrałam się w krótkie fioletowe dresy, czarną
bluzkę na ramiączkach i poszłam spać.
Następnego
dnia widziałam jak rodzice jadą gdzieś samochodem. Razem z nimi był jakiś
nieznany mi mężczyzna, pewnie ich nowy ochroniarz. Ciekawe kogo mi wybrali.
Szybko umyłam się, uczesałam i ubrałam. Następnie zjadłam śniadanie i poszłam
do szkoły. Na dworze czekał na mnie wysoki, umięśniony mężczyzna o ciemno
brązowych włosach i oczach. Był ubrany w czarny garnitur, wyjściowe buty,
krawat i białą koszulę. Podszedł do mnie i przedstawił się.
-Witam cię
Angel. Nazywam się Steven Schoot. Od dziś będę twoim ochroniarzem.
-Cześć
Steven. Mogę ci mówić Steve?
-Oczywiście.
Możesz do mnie mówić jak chcesz. Mam do ciebie tylko jedna prośbę. Nie próbuj
uciekać, robić mi kawałów, ani kłócić się ze mną. Nie ochraniałem jeszcze
dzieci więc daj mi trochę forów.
-Jasne, ale
tak a propos, to masz trzy prośby.
-Nie, mam
trzy zasady. Prośba jest jedna. Przestrzegaj ich.
Steve
uśmiechnął się i podszedł w stronę czarnego mustanga. Był to jeden z naszych
samochodów. Pewnie teraz tak będę podróżować do szkoły. Bomba. Steven otworzył
mi drzwi, a ja wsiadłam do samochodu. Mężczyzna zajął miejsce kierowcy i po
chwili wyjechaliśmy. Nadal byłam trochę zdenerwowana wczorajszymi zdarzeniami.
Naciągałam rękawy fioletowej bluzki i starałam się zabić czas. Sięgnęłam do
torby i wyciągnęłam z niej małe lustereczko. Poprawiłam moje czarne włosy i
pomalowałam usta błyszczykiem. Schowałam
lusterko i poprawiłam moją czarną, skurzaną kamizelkę. Upewniłam się, że mam
zapięty rozporek moich czarnych jeansów i poprawiłam wiązanie moich fioletowych
conversów. Byłam gotowa.
Po kilu
minutach byłam już w szkole. Steve oczywiście musiał krzątać się wokół mnie i
sprawdzać czy wszystko na pewno jest dobrze. Wiedziałam, że to będzie dla mnie
ciężkie, ale musiałam jakoś dać radę.
Starałam się
znaleźć Dicka, albo chociaż Emily. Niespodziewanie znalazłam całą czwórkę moich
przyjaciół siedzących na trawie obok szkoły. Podbiegłam do nich i usiadłam obok
Dicka.
-Hej, co
tam? – zapytała Tessa – Czemu nie było was wczoraj w szkole?
-Postanowiliśmy
wybrać się na małą wycieczkę – odpowiedział za mnie Dick. Chciałam go jak
najszybciej stąd zabrać i powiedzieć mu co się stało, ale nie miałam okazji. Do
tego za chwile miała zacząć się lekcja.
-Czyli
poszliście na wagary. Wiedziałam! – Tess aż krzyczała z radości. Jak znam życie
to założyła się z kimś o to, gdzie byliśmy – Nasz nowy chłopiec sprowadza Angel
na złą drogę.
-Albo po
prostu pomaga jej się trochę zabawić – usprawiedliwiła Dicka Em. Tessa
wzruszyła ramionami.
-To i tak
nie jest teraz ważne. Mam kolejną super nowinę!
-Niech
zgadnę, mamy nowego ucznia w szkole?
-Skąd
wiedziałaś Angel?! To miał być news!
-Ja tylko
strzelałam.
-Wiem, wiem.
Tak czy inaczej, ona jest od nas o rok starsza i jest bogata, tak jak ty Angel.
Ma się tu dzisiaj zjawić.
Dokładnie w
tym momencie przed szkołą pojawiła się długa, czarna limuzyna z zaciemnionymi
szybami. Kierowca samochodu otworzył tylne drzwi, a z limuzyny wyszła wysoka,
szczupła dziewczyna o niebieskich oczach i długich białych włosach. Z uniesioną
głową szła w stronę budynku. Nie wiem czemu, ale nie ufam jej. Jest w niej coś,
demonicznego. Nie mam zamiaru się do niej zbliżać. Po prostu nie chcę wpakować
się w kłopoty, które ta dziewczyna może sprowadzić.