środa, 14 maja 2014

Rozdział IV - Pytanie brzmi...

Ból jest ceną, którą płacimy za siłę…

Wczorajsza noc była niesamowita. Byłam tak naładowana, że jeszcze przed snem zrobiłam sobie trening. Przez jakąś godzinę ćwiczyłam z workiem treningowym, potem porobiłam ćwiczenia gimnastyczne, a następnie trochę postrzelałam z łuku. W domu mieliśmy wielką siłownię. Zawsze mogłam tam poćwiczyć, albo odpocząć. Tylko tam nie słyszałam kłótni rodziców. 

Następnego dnia wstałam bardzo wcześnie i poszłam pobiegać. Nadal miałam w sobie tyle adrenaliny. Po  powrocie do domu zjadłam śniadanie i przyszykowałam się do szkoły. Ubrałam się w granatowe ogrodniczki, fioletową bluzkę, podkolanówki w tym samym kolorze i czarne buty do kolan z niebieskimi sznurówkami.

Kiedy już miałam wychodzić do szkoły dostałam smsa. Był od Dicka.

Dick:

Masz ochotę na trochę wolności?

Wyjrzałam przez okno. Przed domem stał Dick. Pomachał mi, a potem pośpieszył do wyjścia. Szybko zabrałam plecak i wyszłam z domu. Dick stał  tam ubrany w luźną czerwoną koszulkę, czarne spodnie i czerwone trampki. Miał ze sobą duży granatowy plecak.

-Witam pana – przywitałam się

-Dzień dobry madame – zaśmialiśmy się

-To, co miałeś na myśli z ta wolnością?

-Wiesz, dzisiaj mamy taki piękny dzień, nie warto marnować go na szkołę.

-Chcesz iść na wagary?

-Nie, oczywiście, że nie. Po prostu chcę iść gdzieś z przyjaciółką. Co ty na to?

-Hmm, w sumie to czemu nie? Dawno nie byłam na mieście.

-Ekstra!

-To, gdzie pójdziemy?

-Znam naprawdę ekstra miejsce. Chodź za mną.

Dick  zaczął biec w stronę miasta. Szybko ruszyłam za nim. Chłopak był naprawdę szybki. Ledwo mogłam go dogonić, a dawałam z siebie wszystko.

-To, gdzie wczoraj byłeś – zapytałam by przerwać ciszę

-Musiałem załatwić pewną sprawę. Bruce wyjechał do Chin i teraz ja muszę zajmować się jego niektórymi sprawami.

-Bruce wyjechał do Chin? Moi rodzice też.

-Naprawdę? Może mają tam coś razem załatwić.

-Może.

Nic już nie mówiliśmy. Po jakiś dziesięciu minutach byliśmy w mieście. Dick zatrzymał się przed jakimś budynkiem mieszkalnym.

-Co tu robimy? – zapytałam

-To najlepsze miejsce do zabawy.

-Ten blok?

-Dokładnie dach tego bloku – Dick podszedł do schodów przeciwpożarowych i zaczął się p nich wspinać. Nie pytając o nic zrobiłam to samo. Budynek był dość wysoki. Kiedy dotarliśmy na górę Richard ściągnął plecak i zaczął się rozciągać.

-Po co to robisz?

-Poskaczemy sobie trochę po tych blokach.

-Zwariowałeś?!

-Nie. Te bloki są ze sobą prawie połączone. Latać po nich to łatwizna.

-Często to robisz?

-Co noc.

-Wymykasz się? – Dick nic nie powiedział. Chyba niechcąco wygadał się o lataniu po nocach.

-Można tak powiedzieć – odpowiedział w końcu – To co, gotowa?

-Sama nie wiem.

-No chodź! Będzie fajnie.

Bez słowa ściągnęłam plecak i szybko się rozciągnęłam. Niepodziewanie Dick zaczął biec przed siebie. Szybko ruszyłam za nim. Przeskakiwaliśmy przez różnego rodzaju wentylacje, kominy, a nawet pomiędzy budynkami. Widać było, że chłopak robi to naprawdę często. Dobrze wiedział kiedy ma się rozpędzić, a kiedy zwolnić. Takie bieganie było naprawdę fajne. Budynki rzeczywiście nie były daleko od siebie i nie było problemem przeskoczyć przez nie. Dopiero kiedy przyszło nam przeskoczyć większą odległość trochę się zaniepokoiłam. Dick jednak biegł dalej. Wcale nie przejmował się tak dużą odległością. Rozpędził się i przeskoczył bez żadnego problemu.  Ja także się rozpędziłam i przeskoczyłam, robiąc przewrót w przód przy lądowaniu.  Dick zwolnił trochę. Wykorzystałam to. Przyśpieszyłam i wyprzedziłam go.

-Stój Angel!

Dopiero wtedy zobaczyłam, ze przede mną jest jeszcze większa odległość między budynkami. Wiedziałam, że nie dam rady sią zatrzymać więc pobiegłam jak najszybciej i skoczyłam. Już myślałam, że dam radę, kiedy zaczęłam lecieć w dół. Zamiast na dach wpadłam przez okno do jakiegoś mieszkania. Czułam szkło wbijające się pod moją skórę. Miałam nawet wrażenie, że coś sobie złamałam. Podniosłam się powoli z ziemi. Zobaczyłam wtedy, że Dick jest tuż obok mnie. Pomógł mi wstać i obejrzał czy nic sobie nie złamałam.

-Coś cię boli? – zapytał, wyjmując przy tym kawałki szkła z mojej prawej nogi.

-Nadgarstek – Dick złapał za mój nadgarstek i delikatnie go obejrzał.

-To delikatne zwichnięcie. Nic ci nie będzie. Tak w ogóle to było bardzo odważne, ale głupie posunięcie.

-Zrobiłam to bo nie wyhamowałabym. Wcale nie miałam w planach wpaść do tego mieszkanka.

-Masz szczęście, że jest puste.

Rzeczywiście. Pokój, w którym się znajdowaliśmy był zaniedbany. W podłodze była dziura, ściany były popękane i zżółkłe. Meble były bardzo stare i zniszczone. Zdziwiłam się jednak bo na drewnianym stoliku leżał całkiem nowy kubek. Podeszłam do stolika i chwyciłam go.

-Co jest? – zapytał Dick

-Tu jest kawa, do tego ciepła – Richard podszedł w moją stronę i zajrzał do kubka.

-Nie jesteśmy tu sami. To może być kryjówka jakiegoś gangu. Musimy stąd iść.

Dick zaczął kierować się w stronę drzwi kiedy usłyszeliśmy kroki. Szybko zareagowaliśmy i schowaliśmy się w starej szafie. Wtedy usłyszeliśmy jak drzwi się otwierają.

-Cholerne bachory – powiedział jakiś mężczyzna – Musiały dla zabawy wybić okno.

-No nie wiem – odezwał się drugi – Nie widzę żadnego kamienia, a tutaj jest krew.

-Racja, przeszukaj pokój.

Siedzieliśmy w tej starej szafie i modliliśmy się, żeby facet nie zajrzał do szafy. Staraliśmy się oddychać jak najciszej mogliśmy. Dickowi wychodziło to nawet dobrze, ale ja byłam strasznie zdenerwowana. Wtedy usłyszeliśmy głośniejsze kroki. Ktoś był obok szafy. Dick zobaczył moje zdenerwowanie i złapał mnie za rękę. Wtedy mężczyzna otworzył szafę. Richard nie czekał. Od razu kopnął go w brzuch. Ten upadł na ziemię, ale do pokoju wrócił drugi. Chłopak szybko podbiegł do niego, uderzył w podbródek i kopnął w twarz. Facet upadł i się już nie podniósł. Wtedy pierwszy mężczyzna wstał i wyciągnął pistolet. Teraz to ja wyskoczyłam z szafy i kopnęłam w pistolet napastnika. Ten próbował mnie uderzyć, ale zrobiłam unik i kopnęłam go w krocze. Ten skulił się i upadł na kolana. Nie czekając aż wstanie uderzyłam go z całej siły w twarz. Facet upadł i już nie wstał.

-Nieźle – pochwalił mnie Dick

-Dzięki. Ty też go nieźle załatwiłeś.

-Dzięki.

-Trzeba zadzwonić na policję.

-Jasne, już dzwonie.

Dick wyszedł z pokoju i zadzwonił na komisariat. Ja w tym czasie rozejrzałam się po mieszkaniu. Gdzieniegdzie leżała broń, ubrania, jedzenie. Całe mieszkanie było raczej zniszczone i nie dało się tu mieszkać. Bez wody, prądu, ogrzewania. To naprawdę musiała być jakaś kryjówka. Pytanie brzmi czyja?

-Policja zaraz tu będzie – wyrwał mnie z przemyśleń Dick – Powinniśmy iść do szpitala.

-Nic mi nie jest.

-Wolę mieć pewność.

-Dick, sam powiedziałeś, że nic mi nie będzie. Nie zachowuj się teraz nadopiekuńczo.

-Jak chcesz.

-Dobra, chodźmy już stąd. Musimy zabrać nasze plecaki z tamtego dachu.

-Racja, chodźmy.

Wyszliśmy z mieszkania i już chodnikiem poszliśmy po nasze plecaki. Jeśli mam być szczera, to nadal bolał mnie nadgarstek i czułam, że mam trochę szkła pod skórą. Postanowiłam, że pójdę już do domu. Zabraliśmy nasze plecaki i Richard odprowadził mnie pod dom.

-No to do jutra – pożegnałam się

-Tak, do jutra – odpowiedział

Dick wyciągnął w moją stronę rękę. Zaśmiałam się i przytuliłam go mocno. Potem już bez słowa weszłam do domu. To co w nim zobaczyłam, zszokowało mnie. Dom wyglądał jak po huraganie. Meble były poprzewracanie, niektóre połamane. Szuflady i półki powyciągane z szafek. Ktoś musiał czegoś tu szukać. Poszłam obejrzeć resztę domu. Wszędzie było tak samo. Weszłam do pokoju rodziców. Tam oprócz wielkiego bałaganu był napis napisany krwią.

Twoja kolej rodzino Ross

Szybko chwyciłam telefon i zadzwoniłam na policję. Bałam się o moją rodzinę. Ten kto to napisał, na pewno chce nas skrzywdzić. Pytanie brzmi kto?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz