Najładniej
uśmiechają się ci, którzy najbardziej cierpią.
Najpiękniejsze
oczy mają ci, którzy najwięcej płaczą.
Najlepiej
słuchają ci, których nikt nie słucha.
Najwięcej
marzą ci, którzy najwięcej stracili.
Najlepiej
przytulają ci, którzy za kimś tęsknią.
Siedziałam
przy stole i jadłam pizzę. Dick jeszcze nie wrócił, a było grubo po dwunastej.
Wstałam od stołu i wyjrzałam przez okno. Nie było widać samochodu, nie wrócił.
Wiedziałam, że da sobie radę, jest świetnym policjantem i bohaterem, ale zawsze
boję się gdy długo nie wraca.
Wróciłam do
stołu i wzięłam kolejny kawałek. Zjadłam go i popiłam colą. Następnie poszłam
do sypialni. Byłam już strasznie zmęczona tym całym dniem. Weszłam do łóżka i
przykryłam się kołdrą. Nie minęło dużo czasu, a usnęłam
***
Zaczęłam się
budzić. Jasne światło słoneczne przebijało się przez zasłonę. Powoli wstałam z
łóżka. Dopiero wtedy zauważyłam, że w łóżku leży Richard. Był położony twarzą
na podusze i słońce miał gdzieś. Westchnęłam.
Weszłam do
kuchni i wstawiłam wodę na kawę. Następnie poszłam do łazienki i zajęłam się
poranną toaletą. Kiedy wróciłam do kuchni, Dick robił dla nas kawę. Nawet nie
usłyszałam jak wstaje. Podeszłam do niego i przytuliłam na powitanie.
-Długo cię
wczoraj nie było.
-Wiem,
przepraszam – wypuściłam chłopaka z uścisku i wyciągnęłam z lodówki składniki
potrzebne na naleśniki – Rozpracowywaliśmy gang złodziei diamentów. Mieliśmy
szczęście i złapaliśmy wszystkich.
-To
świetnie.
-Szef dał mi
za to wolne – Dick wziął łyk kawy i pomógł mi przy śniadaniu – A co z Talią?
-Na
szczęście dała mi inne zadanie. Mam wyszkolić kogoś z Ligii.
-Szkolić? To
do niej nie podobne.
-Wiem, ale
grunt, że nie muszę zabijać Cassandry – Richard zaczął smażyć naleśniki, a ja
siadłam do stołu i zaczęłam pić kawę.
-Kiedy
zaczynasz?
-Jutro. A
co?
-Możemy
gdzieś dzisiaj wyskoczyć – zaśmiałam się – No co?
-To samo
mówiłeś wczoraj i jakbyśmy rzeczywiście gdzieś wyszli, to musiałbyś wracać do
pracy.
-Proszę cię
– Dick kucnął przy mnie i zaczął mnie gryźć po nogach – Obiecuję, że tym razem
będzie inaczej – Richard wstał i zrobił maślane oczy
-Cóż,
zważywszy, że twój szef ostatnio mnie zaskakuje, to zgadzam się – uśmiechnęłam
się do chłopaka, a on pocałował mnie i wrócił do smażenia naleśników.
-To co
powiesz na „Savoy” o dziewiętnastej? – spojrzałam na niego z zaskoczeniem
-„Savoy”?
Serio? Nie wiesz jak tam jest drogo?
-Pamiętaj,
że dostałem awans.
-I chcesz go
wydać na jedną kolację?
-Dla mojego
aniołka wszystko – westchnęłam
-Wiesz co,
jak tam chcesz. Ale pamiętaj, ja ci nie pożyczę kasy – Dick położył rękę na
piersi
-Będę
pamiętał moja pani – zaśmiałam się i pocałowałam go. Może tym razem
rzeczywiście będzie inaczej?
***
Stałam przed
lustrem i próbowałam ułożyć jakoś włosy. Spięte? Nie. Na jeden bok? Też nie. W
końcu zrezygnowana puściłam je, by same się ułożyły. Przejrzałam się. Miałam na
sobie długą, czarną suknię bez ramiączek, obcasy tego samego koloru, srebrną
kopertówkę i wkówki. Czegoś mi jednak brakowało.
Niespodziewanie
do pokoju wszedł Richard. Był ubrany w czarny garnitur i buty wyjściowe, a na
szyi miał zawiązaną muszkę. W ręku trzymał torebkę, którą już tyle czasu
próbował trzymać z dala ode mnie. Podszedł bez słowa i wyciągnął zawartość
torebki. Był to diamentowy naszyjnik, który zresztą wyglądał na bardzo drogi.
Dick zapiął mi go na szyi i pocałował.
-Staram się
nie myśleć, ile kosztował.
-To nawet
lepiej. Podoba ci się?
-Bardzo.
Dziękuję ci.
-No to jak?
Idziemy – kiwnęłam twierdząco głową. Założyłam płaszcz i wyszliśmy z
mieszkania.
***
Siedzieliśmy
przy stoliku i wybieraliśmy potrawę. „Savoy” był bardzo eleganckim lokalem.
Miał dwa piętra. Podłoga była z jasnego marmuru, na suficie widniały malunki
aniołów. Stoli były okrągłe, zrobione z jasnego drewna. Cały lokal był
wypełniony szychami Bludhaven. Nigdzie nie było wolnych miejsc, a kelnerzy mieli
ręce pełne roboty.
-To
zdecydujesz się w końcu na tego homara? – zapytał Dick
-Czy ja
wiem. Nie przepadam za owocami morza.
-Zobaczysz,
że homar „Savoya” ci zasmakuje. Oni mają najlepsze owoce morza w kraju –
zaśmiałam się
-W takim
razie niech ci będzie. Spróbuję – Richard zawołał kelnera i zamówił dla nas
jedzenie.
-To,
słyszałaś już o Em i Roy’u?
-Owszem.
Emily powiedziała mi przy kawie. Roy dzwonił do ciebie?
-Niedługo po
wyjściu do pracy. Już długo planował oświadczyny, ale nie mógł znaleźć odpowiedniego
pierścionka.
-Dobrze, że
w końcu się zdecydował. On i Emily wspaniale do siebie pasują – przez chwilę
nie odzywaliśmy się. Cały czas myślałam o słowach Em. Może rzeczywiście
powinniśmy zrobić kolejny krok? – Dick?
-Tak.
-Nie
myślałeś, o naszej wspólnej przyszłości? – Richard spoważniał
-Oczywiście,
że myślałem. Miałem tylko wrażenie, że nie chcesz się zbyt szybko…no wiesz.
-Jesteśmy
razem trzy lata. Myślę, że to idzie wystarczająco powoli.
-Mieszkamy
razem? – puściłam mu wredne spojrzenie.
-To niczego
nie zmienia – Dick westchnął.
-Wiem. Po
prostu nie mam pewności, czy jestem gotowy.
-Dick –
złapałam chłopaka za rękę – Kocham cię i wiem, że ty kochasz mnie. Możesz nie
być pewny, rozumiem to. Po prostu, boję się, że nigdy nie będziesz gotowy –
Richard uwolnił rękę z uścisku, a po chwili kelner przyniósł wielkiego homara.
Dick od razu zaczął jeść, ale ja jakoś nie byłam głodna. W końcu wzięłam
pierwszy kęs.
***
Siedziałam w
łóżku i czekałam na Dicka. Po chwili wyszedł z łazienki i położył się obok
mnie. Przytuliłam się do jego gołej piersi i westchnęłam. Chłopak zaczął smyrać
mnie za uchem.
-To nie jest
śmieszne – powiedziałam groźnie, a Richard momentalnie przestał – Nie mam dziś
na to ochoty – odwróciłam się tyłem do chłopaka i przykryłam się kołdrą – Zgaś
światło, jeśli możesz – Dick wstał bez słowa i zgasił lampę. Położył się obok
mnie, ale ja odsunęłam się. Nie miałam ochoty go dotykać. Nie dziś, nie teraz.
Oczami
Damiana
Kiedy
zgasili światło, byłem zmuszony włączyć noktowizor. Poszli spać. Nie
dowiedziałem się o niej zbyt wiele. Czy mogę jej zaufać? Odeszła od Ligii. Co
jeśli chce nas teraz zniszczyć? Nie rozumiem, jak matka może mieć do niej tak
wielkie zaufanie. I jeszcze ma mnie szkolić! Co to, jakieś przedszkole?! Dziwię
się, że dziad pozwolił na to matce. On zawsze wolał sam mnie uczyć. Chciał,
żebym był dokładnie taki jak on.
Coś zaczęło
się dziać. Mężczyzna wstał. Ubiera się i wychodzi. Niech idzie, to nawet
lepiej. Teraz mogę się jej przyjrzeć z bliska.
Nabrałem
rozpędu i zeskoczyłem z budynku. Złapałem się barierki balkonu i otworzyłem
drzwi do mieszkania. Dziwne, że ich nie zamyka. Poruszałem się, jak najciszej
potrafiłem. Dziewczyna spała lekko przykryta kołdrą. W pokoju było jaśniej niż
myślałem. Mogłem wyłączyć noktowizor. Jej sypialnia była jasna. Meble
najprawdopodobniej z jednej kolekcji. Do wytworu wnętrza nie pasowała mi katana
wisząca na ścianie. Przyjrzałem się z bliska. Miała czerwoną rękojeść ze
znakiem Ligii Zabójców, oraz idealnie wypolerowane ostrze. To musiała być jej
broń. Ponownie spojrzałem na dziewczynę. Miała dość długie, czarne włosy i
bardzo jasną cerę. Muszę przyznać, że naprawdę miała urodę anioła.
Niespodziewanie
dziewczyna otworzyła niebieskie okczy. Jak najszybciej wybiegłem z pokoju i
wyskoczyłem z balkonu. W jednym momencie poczułem ból w prawej łydce. Kiedy
wylądowałem na ziemi zobaczyłem, że w łydce tkwi gwiazda Ligii. Trafiła mnie.
To…nieoczekiwane. Może jednak coś jeszcze potrafi.
Szybko
opatrzyłem nogę i zacząłem kierować się w stronę domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz