sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział III - Kolejny krok

Hej. Z góry przepraszam za przerwę, ale byłam w Warszawie na wycieczce i nie zdążyłam wstawić rozdziału. Miałam wielkie urwanie głowy. Z racji opóźnienia rozdział wstawiam dzisiaj. Liczę na komentarze. Ostatnio rzadko kiedy je widuję ;-) Miłego czytania :-)


Najładniej uśmiechają się ci, którzy najbardziej cierpią.

Najpiękniejsze oczy mają ci, którzy najwięcej płaczą.

Najlepiej słuchają ci, których nikt nie słucha.

Najwięcej marzą ci, którzy najwięcej stracili.

Najlepiej przytulają ci, którzy za kimś tęsknią.

Siedziałam przy stole i jadłam pizzę. Dick jeszcze nie wrócił, a było grubo po dwunastej. Wstałam od stołu i wyjrzałam przez okno. Nie było widać samochodu, nie wrócił. Wiedziałam, że da sobie radę, jest świetnym policjantem i bohaterem, ale zawsze boję się gdy długo nie wraca.

Wróciłam do stołu i wzięłam kolejny kawałek. Zjadłam go i popiłam colą. Następnie poszłam do sypialni. Byłam już strasznie zmęczona tym całym dniem. Weszłam do łóżka i przykryłam się kołdrą. Nie minęło dużo czasu, a usnęłam

***

Zaczęłam się budzić. Jasne światło słoneczne przebijało się przez zasłonę. Powoli wstałam z łóżka. Dopiero wtedy zauważyłam, że w łóżku leży Richard. Był położony twarzą na podusze i słońce miał gdzieś. Westchnęłam.

Weszłam do kuchni i wstawiłam wodę na kawę. Następnie poszłam do łazienki i zajęłam się poranną toaletą. Kiedy wróciłam do kuchni, Dick robił dla nas kawę. Nawet nie usłyszałam jak wstaje. Podeszłam do niego i przytuliłam na powitanie.

-Długo cię wczoraj nie było.

-Wiem, przepraszam – wypuściłam chłopaka z uścisku i wyciągnęłam z lodówki składniki potrzebne na naleśniki – Rozpracowywaliśmy gang złodziei diamentów. Mieliśmy szczęście i złapaliśmy wszystkich.

-To świetnie.

-Szef dał mi za to wolne – Dick wziął łyk kawy i pomógł mi przy śniadaniu – A co z Talią?

-Na szczęście dała mi inne zadanie. Mam wyszkolić kogoś z Ligii.

-Szkolić? To do niej nie podobne.

-Wiem, ale grunt, że nie muszę zabijać Cassandry – Richard zaczął smażyć naleśniki, a ja siadłam do stołu i zaczęłam pić kawę.

-Kiedy zaczynasz?

-Jutro. A co?

-Możemy gdzieś dzisiaj wyskoczyć – zaśmiałam się – No co?

-To samo mówiłeś wczoraj i jakbyśmy rzeczywiście gdzieś wyszli, to musiałbyś wracać do pracy.

-Proszę cię – Dick kucnął przy mnie i zaczął mnie gryźć po nogach – Obiecuję, że tym razem będzie inaczej – Richard wstał i zrobił maślane oczy

-Cóż, zważywszy, że twój szef ostatnio mnie zaskakuje, to zgadzam się – uśmiechnęłam się do chłopaka, a on pocałował mnie i wrócił do smażenia naleśników.

-To co powiesz na „Savoy” o dziewiętnastej? – spojrzałam na niego z zaskoczeniem

-„Savoy”? Serio? Nie wiesz jak tam jest drogo?

-Pamiętaj, że dostałem awans.

-I chcesz go wydać na jedną kolację?

-Dla mojego aniołka wszystko – westchnęłam

-Wiesz co, jak tam chcesz. Ale pamiętaj, ja ci nie pożyczę kasy – Dick położył rękę na piersi

-Będę pamiętał moja pani – zaśmiałam się i pocałowałam go. Może tym razem rzeczywiście będzie inaczej?

***

Stałam przed lustrem i próbowałam ułożyć jakoś włosy. Spięte? Nie. Na jeden bok? Też nie. W końcu zrezygnowana puściłam je, by same się ułożyły. Przejrzałam się. Miałam na sobie długą, czarną suknię bez ramiączek, obcasy tego samego koloru, srebrną kopertówkę i wkówki. Czegoś mi jednak brakowało.

Niespodziewanie do pokoju wszedł Richard. Był ubrany w czarny garnitur i buty wyjściowe, a na szyi miał zawiązaną muszkę. W ręku trzymał torebkę, którą już tyle czasu próbował trzymać z dala ode mnie. Podszedł bez słowa i wyciągnął zawartość torebki. Był to diamentowy naszyjnik, który zresztą wyglądał na bardzo drogi. Dick zapiął mi go na szyi i pocałował.

-Staram się nie myśleć, ile kosztował.

-To nawet lepiej. Podoba ci się?

-Bardzo. Dziękuję ci.

-No to jak? Idziemy – kiwnęłam twierdząco głową. Założyłam płaszcz i wyszliśmy z mieszkania. 

***

Siedzieliśmy przy stoliku i wybieraliśmy potrawę. „Savoy” był bardzo eleganckim lokalem. Miał dwa piętra. Podłoga była z jasnego marmuru, na suficie widniały malunki aniołów. Stoli były okrągłe, zrobione z jasnego drewna. Cały lokal był wypełniony szychami Bludhaven. Nigdzie nie było wolnych miejsc, a kelnerzy mieli ręce pełne roboty.

-To zdecydujesz się w końcu na tego homara? – zapytał Dick

-Czy ja wiem. Nie przepadam za owocami morza.

-Zobaczysz, że homar „Savoya” ci zasmakuje. Oni mają najlepsze owoce morza w kraju – zaśmiałam się

-W takim razie niech ci będzie. Spróbuję – Richard zawołał kelnera i zamówił dla nas jedzenie.

-To, słyszałaś już o Em i Roy’u?

-Owszem. Emily powiedziała mi przy kawie. Roy dzwonił do ciebie?

-Niedługo po wyjściu do pracy. Już długo planował oświadczyny, ale nie mógł znaleźć odpowiedniego pierścionka.

-Dobrze, że w końcu się zdecydował. On i Emily wspaniale do siebie pasują – przez chwilę nie odzywaliśmy się. Cały czas myślałam o słowach Em. Może rzeczywiście powinniśmy zrobić kolejny krok? – Dick?

-Tak.

-Nie myślałeś, o naszej wspólnej przyszłości? – Richard spoważniał

-Oczywiście, że myślałem. Miałem tylko wrażenie, że nie chcesz się zbyt szybko…no wiesz.

-Jesteśmy razem trzy lata. Myślę, że to idzie wystarczająco powoli.

-Mieszkamy razem? – puściłam mu wredne spojrzenie.

-To niczego nie zmienia – Dick westchnął.

-Wiem. Po prostu nie mam pewności, czy jestem gotowy.

-Dick – złapałam chłopaka za rękę – Kocham cię i wiem, że ty kochasz mnie. Możesz nie być pewny, rozumiem to. Po prostu, boję się, że nigdy nie będziesz gotowy – Richard uwolnił rękę z uścisku, a po chwili kelner przyniósł wielkiego homara. Dick od razu zaczął jeść, ale ja jakoś nie byłam głodna. W końcu wzięłam pierwszy kęs.

***

Siedziałam w łóżku i czekałam na Dicka. Po chwili wyszedł z łazienki i położył się obok mnie. Przytuliłam się do jego gołej piersi i westchnęłam. Chłopak zaczął smyrać mnie za uchem.

-To nie jest śmieszne – powiedziałam groźnie, a Richard momentalnie przestał – Nie mam dziś na to ochoty – odwróciłam się tyłem do chłopaka i przykryłam się kołdrą – Zgaś światło, jeśli możesz – Dick wstał bez słowa i zgasił lampę. Położył się obok mnie, ale ja odsunęłam się. Nie miałam ochoty go dotykać. Nie dziś, nie teraz.

 

Oczami Damiana

Kiedy zgasili światło, byłem zmuszony włączyć noktowizor. Poszli spać. Nie dowiedziałem się o niej zbyt wiele. Czy mogę jej zaufać? Odeszła od Ligii. Co jeśli chce nas teraz zniszczyć? Nie rozumiem, jak matka może mieć do niej tak wielkie zaufanie. I jeszcze ma mnie szkolić! Co to, jakieś przedszkole?! Dziwię się, że dziad pozwolił na to matce. On zawsze wolał sam mnie uczyć. Chciał, żebym był dokładnie taki jak on.

Coś zaczęło się dziać. Mężczyzna wstał. Ubiera się i wychodzi. Niech idzie, to nawet lepiej. Teraz mogę się jej przyjrzeć z bliska.

Nabrałem rozpędu i zeskoczyłem z budynku. Złapałem się barierki balkonu i otworzyłem drzwi do mieszkania. Dziwne, że ich nie zamyka. Poruszałem się, jak najciszej potrafiłem. Dziewczyna spała lekko przykryta kołdrą. W pokoju było jaśniej niż myślałem. Mogłem wyłączyć noktowizor. Jej sypialnia była jasna. Meble najprawdopodobniej z jednej kolekcji. Do wytworu wnętrza nie pasowała mi katana wisząca na ścianie. Przyjrzałem się z bliska. Miała czerwoną rękojeść ze znakiem Ligii Zabójców, oraz idealnie wypolerowane ostrze. To musiała być jej broń. Ponownie spojrzałem na dziewczynę. Miała dość długie, czarne włosy i bardzo jasną cerę. Muszę przyznać, że naprawdę miała urodę anioła.

Niespodziewanie dziewczyna otworzyła niebieskie okczy. Jak najszybciej wybiegłem z pokoju i wyskoczyłem z balkonu. W jednym momencie poczułem ból w prawej łydce. Kiedy wylądowałem na ziemi zobaczyłem, że w łydce tkwi gwiazda Ligii. Trafiła mnie. To…nieoczekiwane. Może jednak coś jeszcze potrafi.

Szybko opatrzyłem nogę i zacząłem kierować się w stronę domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz